Rozdział 18

2.1K 120 57
                                    

Siedziałem właśnie pod gabinetem Xaviego. Wiedziałem że bez opierdolu się nie obejdzie. Jasną sprawą było że nie żałowałem, i gdybym mógł uderzyłbym go jeszcze kilkadziesiąt razy. Dlaczego to zrobiłem? Sam nie wiem. Po prostu jak zaczął w taki sposób mówić o mojej narzeczonej to coś mnie trafiło. Chwila, co? O kim? Czemu pomyślałem o tym z taką lekkością? Ludzki umysł jest dziwny..

- Gonzalez do mnie.

Usłyszałem polecenie trenera, i posłusznie wszedłem do pomieszczenia, w którym przebywał 40 latek wraz z powodem tego spotkania. Rzuciłem mu gniewne spojrzenie, na co odpowiedział mi tym samym. Zająłem miejsce jak najdalej czarnoskórego kretyna.

- A teraz niewiasty słucham. O co się pokłóciliście?

Wymieniliśmy oboje znaczące spojrzenia. Oczywiście że się nie przyzna, ja tym bardziej. Jeszcze tego mi by brakowało żeby Hernandez mi ojcował. Znałem go i wiedziałem że tak by postąpił.

- Czyli nie chcecie mówić, tak? A więc nie zostawiacie mi wyboru.

Kiedy wypowiedział te zdanie byłem niemalże pewny że nie wypuści nas do następnego meczu, który był już jutro. Jeśli miałbym grzać ławę, zabiłbym Fatiego. Gołymi rękami z pomocą Pabla.. A propo Pabla.

- Młody w podskokach do gabinetu.

Nie minęła chwila a dołączył do nas Gavi. Nie wiedziałem co miało to na celu. Byłem pewny że się nie wygada.

- Słucham szefie. - Brunet uśmiechnął się do mnie i pomachał. Poważnie się zastanawiam nad karnetem do psychiatry dla niego. Chyba już za późno.

- Powiedz mi proszę, o co te dwie tutaj obecne dziewczynki się pokłóciły.

Chłopak spojrzał na mnie zmieszany. No chyba on nie zamierzał opowiadać. Czy on był na tyle zjebany.

- Ja w sumie nie wiem. Stałem z Lewym żeby pogadać o nowych smakach kreatyny, no i jak się dowiedziałem że za niedługo wyjdzie malinowo-truskawkowy, usłyszałem krzyki. No i tych małolatów na ziemii. - Chłopak opowiadał jak najęty, jednak byłem pewny że Xavi tego nie łyknął.

- A tak naprawdę?- Mężczyzna mrugnął do niego okiem na znak że nie uwierzył. Mówiłem.

- A tak naprawdę nie mogę powiedzieć. Przepraszam.

Trener teatralnie złapał się za serce, po czym głośno westchnął.

- No cóż, w takim razie będę musiał sam zjeść te ciasto które dziś kupiłem. Możesz iść.

Wytoczył największe działo. Albowiem każdy kto znał Pabla Martina Paeza Gavirę, wiedział że kocha jeść. Za jedzenie mógłby sprzedać nawet mnie. Skąd taka pewność? Bo już raz próbował, jak byliśmy w Madrycie. Był skłonny oddać mnie za paczkę ciastek. To był naprawdę chory człowiek.

- No bo oni się o dziewczynę pokłócili. Sory stary. - Pablo pokazał mi język, na co opowiedziałem mu środkowym palcem.

Hernandez głośno westchnął.

- Chłopaki jutro mecz. Musimy się zmobilizować. Nie ukrywam że jest to ważny mecz. Możecie się pogodzić i zmobilizować? W takiej atmosferze nie damy rady wygrać. Postaracie się? W przeciwnym razie, grzejecie ławę.

- Gdzie ciasto?

Wszyscy zebrani spojrzeli na Gaviego, który stał właśnie pod drzwiami z telefonem w ręku. Właśnie ważyły się losy naszej gry, a ten o jedzeniu? Litości..                                                                              

𝘛𝘦 𝘢𝘮𝘰 𝘮𝘶𝘤𝘩𝘰 𝘮𝘪 𝘴𝘰𝘭~ PedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz