Pierwsze spotkanie

124 19 9
                                    


Miłość to piękne uczucie, ale żołądka nim nie zapełnisz.

ღ Jasmin ღ


Nad portowym miastem Agrabah wschodziło właśnie słońce. Jego promienie zbudziły większą część mieszkańców, przez co wkrótce ulice — a zwłaszcza te w pobliżu targów — zaczęły tętnić życiem. Można było odnieść wrażenie, że kamienne mury otaczające Agrabah od strony lądu wydają swoje pomruki, gdyż nawet pod nimi handlarze rozstawiali kramy.

A gdzieś ponad tym wszystkim, w ruinach starej cytadeli dopiero budziła się jedna z najlepszych (choć mówiła o sobie, że jest najlepsza) złodziejek w mieście.

[Imię] czuła się wspaniale. Wyjątkowo dobrze w nocy spała, dzięki czemu była pełna energii i z wielkim entuzjazmem przywitała kolejny dzień. Takie poranki zdarzały jej się wyłącznie wtedy, gdy z pieniędzy otrzymanych w zamian za skradzione kosztowności mogła sobie pozwolić na bogate śniadanie. Tego ranka jednak nie miała co do ust włożyć, a mimo to humor jej dopisywał.

— Miałam cudowny sen, Abi. Śniło mi się, że wyprawiałyśmy ucztę. Tak, my! To była bogata uczta. Taka, jaką wyprawia sułtan w swoim pałacu. Nie, nie widziałam nigdy, jak taka uczta wygląda, ale jestem pewna, że nie różni się za bardzo od tego, co widziałam we śnie. Na stołach znajdowały się wszystkie znane na tej części świata potrawy, z fontann płynął alkohol, a goście walczyli pomiędzy sobą o naszą uwagę. No przecież, że o uwagę sułtana też się goście ubiegają. Naprawdę mało wiesz o życiu monarchów, Abi.

Małpka zapiszczała, zanim odwróciła ostentacyjnie głowę w przeciwną stronę, jak gdyby chciała dać [Imię] do zrozumienia, że jej uwaga była co najmniej nie na miejscu.

I Abi rzeczywiście miała rację, gdyż [Imię] nawet nie stała obok bram pałacu sułtana, nie mówiąc już o ujrzeniu przyjęć przez niego wyprawianych.

— Oj, już dobrze, Abi, nie dąsaj się. Zaraz skołujemy coś do jedzenia.

Gdyby małpka mogła, przewróciłaby w tym momencie oczami.

Ta w oczach [Imię] zawsze wyglądała na nadąsaną, gdy była głodna, a to zazwyczaj sama dziewczyna stawała się trudna do zniesienia, kiedy miała pusty żołądek. A chociaż dzisiejszy ranek wydawał się wyjątkiem, to wciąż wypadało coś poradzić na tę kwestię.

[Imię] otrzepała ubranie z drobinek piasku i ułożyła na nowo [kolor] włosy, zaplatając je w warkocza, który następnie zwinęła jak węża i przypięła z tyłu głowy. Przez ramię przewiesiła niepozorną torbę, wyglądającą jak zwykły kawałek materiału, kiedy niczego w środku nie trzymała. Abi przyglądała się temu codziennemu rytuałowi cierpliwie, czekając na sygnał do ruszenia w drogę.

[Imię] poklepała swoje lewe ramię, a wtedy Abi z piskiem odbiła się od niego i wyskoczyła z ruin. Dziewczyna również ruszyła truchtem w drogę po dachach zabudowań, przystając tylko po to, by przeskakiwać z jednego domu na drugi. Przy każdym ruchu czuła przypływ energii i siły. Chłonęła atmosferę miasta, tak jak czyniła to codziennie od lat, przyglądając się jednej z wąskich uliczek. Lekka bryza kołysała baldachimami; wokół straganu z polerowanymi lampkami oliwnymi kłębił się tłum trajkoczących zapamiętale kobiet, nieopodal zaś stało dwóch kłócących się mężczyzn. [Imię] nie słyszała, co było powodem sprzeczki, ale ich towary nie były warte kradzieży.

— Jesteśmy prawie na miejscu, Abi. Rozglądaj się uważnie — powiedziała do małpki siedzącej na jej ramieniu, zanim ta znowu pognała dalej.

Dawno, dawno temu || Baśniowe scenariuszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz