Poważny strach

197 26 15
                                    


To uczucia tworzą przywiązanie, a nie czas.

ღ Bell ღ


Po jadalni roznosił się cichy stukot sztućców, kiedy to [Imię] i Bell kroili jedzenie czy też nakładali je na widełki widelca, poświęcając ów czynnościom więcej uwagi niż sobie nawzajem. Bestia przy każdym posiłku okazywała brak zainteresowania, dlatego nikogo nie dziwiła jej posępna postawa. W przeciwieństwie do Bella – mężczyzna zawsze rozpoczynał jakąś dyskusję; a to zadawał szczegółowe pytania o preferencje księżniczki, a to opowiadał o przeczytanej zeszłej nocy książce albo dzielił się świeżym spostrzeżeniem na temat zamku. Co prawda nie czyniło to z niego gaduły, momenty ciszy często zdarzały się między nim a panią zamku, ale nigdy wcześniej nie miała miejsca sytuacja, przez którą w powietrzu wisiałaby tak ciężka atmosfera.

 Atmosfera, której zamienieni w przedmioty ludzie nie potrafili znieść.

— Nie rozumiem tego! Wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Czemu teraz ze sobą nie rozmawiają? — zastanawiała się na głos Lumiera, chodząc w kółko po kuchni.

— Może źle ci się wydawało — zasugerowała pani Trybik jak zwykle wyniosłym tonem z odrobiną sarkazmu.

— O nie, nie, nie! Wzrok Jej Wysokości zmiękł przy nim więcej niż raz. To na pewno coś znaczy!

— Coś? Nie była to przypadkiem chęć mordu?

— Och, Trybiku, ty chyba nic o miłości nie wiesz.

Pani Trybik aż cała zesztywniała na te słowa. Gdyby wzrok mógł zabijać, Lumiera od razu padłaby martwa.

— Że niby ja nie wiem?! Płynie we mnie galijska krew! Wszystko, co romantyczne mam w małym paluszku!

— Wybacz, moja droga, ale muszę ci to powiedzieć, bo być może nie zauważyłaś tego; obecnie nie masz ani krwi, ani palców.

— Ach, tak? A ty, Lumiero, nie masz w sobie...

Słysząc głośny huk, pani Trybik natychmiast zamilkła i zamarła w bezruchu, podobnie jak pozostali pracownicy przebywający w kuchni. Jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki przypomnieli sobie o nadludzkim słuchu swojej pani.

Tymczasem [Imię] z grymasem wróciła do przerwanej czynności, jaką było ostrożne manewrowanie wielkimi łapami i sztućcami. Po uderzeniu w stół kilka naczyń się przewróciło, ale nie przejmowała się tym. W kuchni znajdowało się wystarczająco porcelany, więc gdyby chciała, mogłaby codziennie któreś tłuc. Gorzej sytuacja by się przedstawiała w przypadku złamania drewnianej ławy, gdyż mebli na stanie mieli niewiele.

Rozdrażniona zachowaniem swych poddanych westchnęła ciężko. Właśnie miała nabić na widelec kawałek mięsa, lecz straciła nagle apetyt. Z przyzwyczajenia rzuciła okiem w stronę niewzruszonego całą sytuacją Bella. Nie mógł usłyszeć pierwszego fragmentu rozmowy Lumiery i pani Trybik, ale czy powiedziałby cokolwiek, gdyby było inaczej? Czy wreszcie okazałby jakieś zainteresowanie? I, co najistotniejsze, czy ją samą to w ogóle obchodziło?

[Imię] potrząsnęła włochatym łbem, odłożyła sztućce i szykowała się do odejścia od stołu. Ciało jednak odmówiło jej posłuszeństwa. Wewnątrz toczyła walkę między wpojonymi wartościami a ukrywającymi się w kącie uczuciami. Między uniesieniem się dumą a otwarciem serca.

Zamknęła na moment oczy, jak gdyby miało jej to pomóc w podjęciu decyzji. Ostatni raz czuła taki lęk tuż przed rzuceniem przez czarodzieja klątwy.

Dawno, dawno temu || Baśniowe scenariuszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz