Kobieca zazdrość

167 26 13
                                    


Zazdrość to pierwszy krok przygotowawczy do miłości.

ღ Bell ღ


Ciepłe promienie popołudniowego słońca sprawiały [Imię] dyskomfort. Gorączkowo pragnęła ukryć się przed wysoką temperaturą i nieprzyjemną jasnością, lecz jeszcze mocniej pragnęła umknąć przed... wszystkimi tak właściwie.

Przez spokojne ustosunkowanie się Bella do sytuacji, asertywność i pewność, jaką wykazywał w kontaktach z nią, znaczna część pałacowego personelu przestała się jej bać. Coraz częściej i śmielej do niej przychodzili, prosząc o podjęcie decyzji w sprawach, o których śmiało mogli zadecydować sami, tak jak robili to od przeszło dwóch lat, od kiedy to została rzucona na nich klątwa. Co gorsze, Lumiera dodatkowo zdawała się podjudzać resztę służących, gdyż sama dosyć notorycznie próbowała wpraszać się do jej komnaty na pogawędkę. Z kolei pani Trybik, najmniej odmieniona ze wszystkich, przychodziła tuż po niej, najprawdopodobniej z obawy, że zdanie Lumiery zacznie się dla księżniczki liczyć bardziej niż jej. Dla chcącej samotności bestii był to istny koszmar. Koszmar!

Może w głębi serca nie chciała być sama, ale pragnienia tak głęboko skrywane się dla niej nie liczyły. Nie, od kiedy rodzice zaczęli ją za nie karać. To chłodnych kalkulacji, analitycznych zdolności i dumy musiała się trzymać. Nie bez powodu ich rodzinne motto to dura lex, sed lex*. Gdy zapytała ojca, czemu niektórzy reagują gniewem bądź zaczynają żywić do nich nienawiść za egzekwowanie prawa, mówił, że wina nie leży po ich stronie, a po tych, którzy nie potrafią zrozumieć działań swoich panów. Wierzyła w jego słowa, choć czasem dosięgały ją wątpliwości, których jak najszybciej się wyzbywała. Miała w tym nie lada wprawę, a jednak teraz nie potrafiła przestać zastanawiać się, czy w ten sposób na pewno słusznie postępowali.

Ciche mruknięcie wyrwało się z jej gardła, gdy ciężko westchnęła. Nie podobały jej się zmiany, jakie od czasu pojawienia się Bella nadeszły w zamku. Były bowiem czymś nieznanym, obcym, przez co zupełnie nie wiedziała, jak powinna na nie reagować. Ponadto sam fakt, że coś się zmieniało, bardzo ją stresował. Ostatnim razem tak sporą przemianę wywołała śmierć króla, królowej i prawowitego następcy. To wszystko odmieniło na gorsze, o czym [Imię] wiedziała jeszcze zanim uderzyły w nią wszystkie skutki ich odejścia.

Mijały godziny, dni, tygodnie, miesiące, aż wreszcie i lata — wszystkie podobne do siebie i wszystkie mało ważne, jakby przez klątwę utknęła w miejscu. Raczej nie wychodziła ze swojej komnaty, nie szukała rozrywek ani towarzystwa, by stłumić poczucie winy. Gdyby wyjechała z rodzicami, zamiast Edmunda, byłoby im łatwiej. Jej brat poradziłby sobie lepiej niż ona, tak jak zawsze. Wiedziała, że nie powinna tak myśleć, że to niczego nie rozwiązywało, ale nie potrafiła dłużej tkwić w ślepym na prawdę marazmie po tym, co usłyszała od Bella. Na początku każde jego słowo wpuszczała jednym uchem i od razu wypuszczała drugim — nie zamierzała pozwalać się pouczać jakiemuś wieśniakowi — lecz im częściej pytał o to, jak się w danym momencie czuła, co lubiła, co jej przeszkadzało, a co chciała robić, uświadomiła sobie, że nikt wcześniej nie kierował do niej takich zapytań. Od rodziny otrzymywała polecenia i rozkazy, od służby i poddanych prośby albo dociekania, jak jakiś problem powinni rozwiązać. Właśnie to szczere zainteresowanie i brak ukrytych intencji sprawiły, że zaczęła podchodzić do Bella... inaczej.

Ale czy było to właściwe? Nie chciała przecież, żeby zaczęło jej na nim zależeć.

— Ładny rozciąga się stąd widok. Nic dziwnego, że tutaj przychodzisz.

Dawno, dawno temu || Baśniowe scenariuszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz