Bliska przyjaźń

96 14 11
                                    


Pewne rzeczy można tylko uchwycić, gdyż są zbyt wolne, aby zostać prawdziwie złapane.

ღ Jasmin ღ


— Uff! To już ostatnie — sapnęła [Imię] z ulgą, prostując się ze stękiem. Dokoła niej wisiały połacie królewskich tkanin, od których bił przyjemny chłód. — Jeszcze tylko zabezpieczyć przed wiatrem i... gotowe!

[Imię] z dumą spoglądała na swoje dzieło, jakby dokonała czegoś przełomowego. Chociaż za rozwieszenie prania bez niczyjej pomocy i bez wybrudzenia żadnego z drogich materiałów nie otrzymywało się tytułu od sułtana, to była głęboko przekonana, że na takowy w pełni zasłużyła. Pracowała w pałacu już ponad miesiąc i czynności, które na początku sprawiały jej nie lada kłopotów, teraz wykonywała bez najmniejszych problemów. Wystarczyło, że zrozumiała podstawy, a reszta przyszła jej naturalnie.

W pewnym momencie nawet polubiła swoją nową profesję, głównie za sprawą korzyści, jakie z niej wynikały. Nie musiała się dłużej martwić o przyziemne sprawy, gdyż codziennie otrzymywała trzy porcje jedzenia, a czasem nawet jakieś smakołyki, gdy miała okazję wykonać polecenie któregoś z dworzan. Na łóżko i towarzystwo również nie mogła narzekać, choć bywało niekiedy drętwe. Jednak brak reakcji na jej wyszukane żarty nie bolał tak bardzo, jak pobicie przez strażników, toteż gryzła się w język za każdym razem, kiedy cisnęło jej się na usta coś nieodpowiedniego.

Jedyne, za czym głęboko w sercu tęskniła, to za swobodą w pojęciu znanym tylko złodziejaszkom. Coś magicznego i niepowtarzalnego kryło się nocą, gdy za towarzyszy miało się tylko szept wiatru i mruganie gwiazd. To nieuchwytne coś było tym, czego w pałacu [Imię] nigdy nie uświadczyła. Nie żeby specjalnie szukała, jako że dotychczas jej czas po brzegi zajmowały obowiązki służącej. Teraz na własnej skórze przekonała się, ile pracy muszą wykonywać postronni ludzie, aby bogacze mogli żyć w wygodzie.

— No proszę, któż to postanowił się w końcu zjawić — rzekła [Imię] z wyraźną protekcjonalną manierą, gdy na pustym wiklinowym koszu pojawiła się Abi. — Jesteś zdrajczynią, wiesz? Zostawiłaś mnie z tym zupełnie samą!

Małpka zapiszczała w odpowiedzi.

— Co z tego, że nie mogłabyś mi pomóc? Przynajmniej dotrzymałabyś mi towarzystwa i podtrzymywała rozmowę. A tak ci staruszkowie myślą, że jestem jakaś nawiedzona przez to gadanie do siebie.

[Imię] machnęła ręką na wklęsły korytarz z werandą, który łączył zachodnią część ze wschodnią. Był to jeden z niewielu odcinków, kiedy to pałacowi uczeni i dworzanie mogli zetknąć się bezpośrednio ze służącymi poza salą jadalną. Dało się również stamtąd dostrzec źródło, z którego czerpano wodę i linki na pranie. Temu też [Imię] widziała w trakcie swojej pracy starszych mężczyzn w jasnych szatach, patrzących na nią jak na obłąkaną, kiedy ta artykułowała swe myśli na głos. Taki nawyk nabyła po kilku latach spędzonych wyłącznie w towarzystwie małpy, ale bynajmniej nie narzekała, gdyż nierzadko rozmawiało jej się lepiej z Abi niż z przedstawicielami własnego gatunku.

Jednak wyrzuty wobec małpki szybko zniknęły, gdy [Imię] dostrzegła w małych rączkach Abi parę dorodnych, zielonych winogron.

— Och, przyniosłaś je dla mnie? Zuch dziewczynka! — [Imię] poklepała małpkę po głowie i przyjęła podarek z wdzięcznością. — Chodź, usiądź mi na kolanach, są wygodniejsze niż ten stary kosz.

Pranie zostało rozwieszone, dlatego [Imię] nie wahała się zrobić sobie krótkiej przerwy. Usiadła w cieniu pod drzewem kokosowym i zajadała się winogronami, głaszcząc wolną ręką Abi po grzbiecie. Delikatny wietrzyk rozwiewał luźne kosmyki jej włosów, niosąc kropelki wilgoci pochodzące z mokrych materiałów wiszących nieopodal na linkach. Gdy zamknęła oczy, mogła sobie wyobrazić, że jest wszędzie: na karaibskiej wyspie, szczycie górskim, słonecznej polanie w środku lasu. Więcej miejsc nie przychodziło jej na myśl. Niewiele książek w życiu widziała, a jeszcze mniej przeczytała. Głównie bazowała na obrazkach, a te, które miała szansę ujrzeć, często były wyblakłe od słońca. Nigdy nie wydawała pieniędzy na rzeczy zbędne, ale teraz... może nie zaszkodziłoby, gdyby zajrzała do księgarni? W końcu zbliżał się dzień wypłaty, a ona jeszcze nie zdecydowała, co z nią zrobi.

Dawno, dawno temu || Baśniowe scenariuszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz