Nawiązanie znajomości

168 15 11
                                    


Chcę pokazać swoją prawdziwą wartość.

ღ Jasmin ღ


Słońce powoli wznosiło się ponad linią horyzontu, wyglądając nieśmiało przed właściwym przywitaniem się z mieszkańcami Ziemi. Jego oślepiające promienie oświetlały wszystko, czego zdołały dosięgnąć. Rozświetlały nawet ciemne zakamarki nieprzyjaznych dzielnic miasta Agrabah, by za pomocą jasnego całunu przynieść ludziom odrobinę nadziei. Niesione przez nie delikatne ciepło, które wpadało przez okna, nadawało pomieszczeniom aury świętości i spokoju, jakby bogowie rzeczywiście błogosławili śmiertelników zwlekających się wcześnie z łóżek.

Takowe też ciepło skradało się po ciele [Imię], delikatnie osadzając się na rozluźnionych mięśniach, by przywołać jej duszę do życia.

[Imię] powoli podniosła powieki, mrugając kilkakrotnie, aby odegnać mglistą zasłonę sprzed [kolor] oczu. Gdy odzyskała pełną ostrość, głośne, niekontrolowane westchnienie opuściło jej usta. Podparła się na łokciach, po czym leniwie zsunęła nogi na zimną posadzkę, odrzucając koc.

Ale chcę mi się spać — pomyślała, siedząc na skraju posłania z ukrytą w dłoniach twarzą.

Nigdy nie opłacało się ruszać na targ skoro świt, gdy kupcy byli najbardziej czujni, a wśród kramów przechodziły tłumy służących i mieszkańców, których obowiązki bądź kaprysy zmuszały do wczesnego rozpoczęcia dnia. Dlatego razem z Abi zwlekały się z łóżka dosyć późno w porównaniu do większości obywateli, zaczynając swe złodziejskie praktyki, kiedy znużenie ogarniało te poranne ptaszki.

Jednak ten luksusowy tryb wstawania dobiegł końca.

Teraz obie z Abi zostały służącymi w pałacu sułtana, więc rozpoczynały pracę o wschodzie słońca. Na szczęście taka wczesna pobudka miała swoje dobre strony: poranki były raczej łagodne i przyjemne dzięki względnie niskiej temperaturze.

Była to mile widziana odmiana po znanych [Imię] upałach, które dotychczas zawsze ją witały, ilekroć wstawała z łóżka. Teraz ciepło, które odczuwała, działało jak swego rodzaju dzwonek ogłaszający pobudkę. Jedyne, co odejmowało temu klimatowi uroku, to fakt, iż te poranne promienie oznaczały natychmiastowe zerwanie się na nogi i zajęcie się obowiązkami służącej, a tych nigdy nie brakowało w takim ogromnym i słynącym z luksusu miejscu. 

Chciałam legalną pracę, to ją mam — kpiła w myślach, przemywając twarz zimną wodą, którą sobie przygotowała poprzedniego wieczoru. Nie potrzebowała świeżej, jak dostojnicy mieszkający w pałacu. Sam sułtan i książęta zapewne też, ale z nimi [Imię] nie miała okazji się widzieć. Wśród służących także panowała ścisła hierarchia, a ona zajmowała samiutki koniec tego łańcucha. Nie żeby szczególnie rozpaczała z tego powodu. Wiedziała, że wszędzie obowiązywało wyrobienie sobie odpowiedniego statusu. Nawet jako złodziejka musiała zapracować na możliwość okradania konkretnych targów, by za pomocą pięści nie została przegoniona przez znacznie silniejszych "kolegów po fachu".

Racjonalne podejście właściwie ocaliło [Imię] przed ucieczką, gdyż — jak się boleśnie przekonała — rola pałacowych służących okazała się niezwykle istotna i trudna do spełnienia przez kogoś, kto nigdy wcześniej nie musiał z wielką dokładnością dbać o porządek. Wszystko, do czego [Imię] zostawała przydzielona, wymagało wsparcia albo poprawy kogoś bardziej doświadczonego. A jakby tego było mało, to dodatkowo jej dumę ranił fakt, iż młodsze od niej pracownice lepiej radziły sobie z wykonaniem swojej pracy.

— Może śmierć na stryczku nie byłaby taka znowu najgorsza... Jak myślisz, Abi? — zapytała [Imię] szeptem. Małpka zapiszczała krótko w odpowiedzi i popukała się w czoło. — Bardzo wymowne.

Dawno, dawno temu || Baśniowe scenariuszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz