Poważny strach

217 48 25
                                    


Nie jestem w stanie się przełamać. Jeszcze nie teraz.

ღ Ariel ღ


Prywatna sala treningowa [Imię] była niemal pusta, znajdował się w niej tylko stojak na miecze i dwie kukły, choć księżniczka rzadko z nich korzystała, gdyż najczęściej po prostu toczyła sparingi z sir Williamem. Żywy, mogący się obronić przeciwnik stwarzał o wiele większe wyzwanie, zwłaszcza gdy posiadał tak szeroką wiedzę i doświadczenie jak ów rycerz.

Tym razem nie było inaczej.

— Miękko na nogach, [Imię]!

W sali, księżniczka i rycerz, zapominali o swoich tytułach i pojedynkowali się jak równy z równym.

— Nie odsłaniaj się, gdy bierzesz zamach!

[Imię] słyszała te instrukcje setki, jak nie tysiące, razy. Dość często odnosiła wrażenie, że sir William je wymawiał z przyzwyczajenia albo żeby ją zdekoncentrować, kiedy zyskiwała nad nim przewagę. Ona jednak była przyzwyczajona do jego krzyków podczas walki, więc w ten sposób nie mógł zyskać nad nią przewagi. Zresztą sam wkrótce doszedł do tego wniosku i postanowił spróbować czegoś nowego.

— Słyszałem, że księżniczki zaprosiły Ariel do swojego królestwa — rzucił od niechcenia, jakby dzielił się informacją o pogodzie. Tylko przebiegły błysk w stalowych oczach zdradzał jego nieczystą intencję. — Wyjeżdżają już jutro, prawda?

— Tak — sapnęła [Imię] i odparowała cios mężczyzny. Na pierwszy rzut oka wydawała się niewzruszona, ale William znał ją doskonale i widział, że spoważniała. — Ale Ariel z nimi nie wraca.

— Och, a czemuż to? Przecież wróciłby do nas po tygodniu albo dwóch.

— Nie chciał wyjeżdżać.

— Jestem przekonany, że nie tylko on.

Ciche parsknięcie wyrwało się z ust [Imię]. Szybko się domyśliła, co sir William próbował osiągnąć, tak ją drażniąc, ale nie zamierzała dać się zdekoncentrować, a tym bardziej podpuścić. Sytuacja z Ariel i jej kuzynkami była opanowana i nie musiała się niczym martwić.

— Za dużo gadasz, Williamie — mruknęła. Wykonała serie szybkich ataków, uśmiechając się zuchwale. Skoro jej przeciwnik uznał, że prowokacją coś osiągnie, zamierzała mu pokazać, jak delikatnie go dotychczas traktowała.

Po tym, jak sir William zablokował jej ataki, nie wycofała się — wciąż napierała, słysząc, jak ostrze przecina powietrze z diabolicznym, złowrogim świstem. Cięła i wymierzała pchnięcia, a jej ruchy były zarazem oszczędne i efektywne. Sir William w ostatniej chwili wykonał gwałtowny unik przed jej szybkim ciosem, po czym odsunął się na bezpieczną odległość, ogłaszając poddanie się.

— Tak jak się obawiałem, już mnie nie potrzebujesz — oznajmił przegrany ze wzniosłością, dumą i nutką smutku.

[Imię] uśmiechnęła się skromnie.

— Wcale nie. Wciąż cię potrzebuję do sparingów.

— Ha! Chociaż tyle dobrego.

Podziękowali sobie nawzajem za pojedynek, a potem oddalili się, żeby doprowadzić siebie do ładu. Ponadto [Imię] nabrała ochoty na kąpiel. Czuła, że właśnie tego potrzebowała po tak wyczerpującym sparingu. Odpięła kilka górnych guzików swej białej koszuli, rozkoszując się zimnym powietrzem otulającym jej szyję. Głęboko oddychając, zmierzała w kierunku swojej komnaty. Przejeżdżała wzrokiem po wnętrzu korytarza, zastanawiając się, czy kiedyś dane jej będzie zobaczyć piękno w postaci innej od królewskiego zamku — dostojnego, kamiennego i surowego. Każda sala zdawałaby się pusta i zimna, gdyby nie czarujące obrazy w złoconych ramach, antyczne szkło, fantazyjne kinkiety dźwigające lampy, dywan w morskim kolorze. Przyjezdnych zawsze zachwycał ów aranżacja, zarówno wschodnie jak i zachodnie pałace cechowała architektura zupełnie odmienna. [Imię] słyszała od niejednego zagranicznego gościa o pełnych bogactwa i przepychu komnatach, licznych wieżach, lecz nie kwadratowych, a szpiczastych, i fontannach kolorów, zamiast jednego lub dwóch głównych barw. [Imię] pamiętała, jak zapytała Ariel, czy podoba mu się jego nowy dom. Odpowiedział, że tak, choć wcale nie przyglądał się pomieszczeniu; przez cały czas patrzył tylko na nią.

Gdy przechodziła obok wejścia do ogrodu, dostrzegła czyjąś sylwetkę siedzącą przy zatoce. Nie mogła dostrzec, kim dokładnie ów osoba była z uwagi na dość dużą odległość, ale jej serce wiedziało, kto się tam znajdował, przez co jej nogi mimowolnie poniosły ją w stronę cicho szumiącej wody.

Po podejściu bliżej wyraźniej już widziała sylwetkę Ariel, to jak moczył stopy w wodzie i jak smutny miał wyraz twarzy. Jej serce boleśnie się ścisnęło.

— Hej — przywitała się, ledwie wyszeptując ów słowo, jak gdyby Ariel był delikatnym motylem, którego nieostrożny ruch bądź hałas mógł spłoszyć. — Wszystko w porządku?

Ariel nie miał przy sobie kartki, więc nie mógł udzielić jej wyjaśniającej odpowiedzi. [Imię] jednak wystarczyło jedno spojrzenie w jego udręczone oczy, żeby upewnić się w swoim wcześniejszym przypuszczeniu o tym, że wcale nie było z nim dobrze.

— Tęsknisz za domem? — zapytała. Gdy usiadła obok Ariel, ich ramiona lekko się stykały.

Młodzieniec po chwili kompletnego bezruchu wreszcie pokiwał głową.

— Jeśli powiesz mi, gdzie jest twój dom, pomogę ci do niego wrócić.

Jej oferta pomocy była całkowicie szczera, niemniej czuła ogromny ból na samą myśl o tym, że mogliby się rozstać i — co bardzo prawdopodobne — więcej się nie zobaczyć. Potrafiłaby jednak zachować te uczucia dla siebie i nigdy ich nie okazać, jeśli właśnie to uszczęśliwiłoby jej przyjaciela.

Lecz ku jej zdziwieniu Ariel pokręcił głową.

— Czy...czy stało się coś, przez co nie możesz wrócić do swojego domu? — odgadła. Ariel wyglądał na jeszcze bardziej zdołowanego. — Och, tak bardzo, bardzo mi przykro.

[Imię] objęła Ariel ramieniem i delikatnie do siebie przyciągnęła, ich głowy się stykały. Księżniczka chciała powiedzieć coś jeszcze, coś, co pokrzepiłoby Ariel, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Nie znała jego bliskich, nie wiedziała, co stracił ani jak się z tym dokładnie czuł. Był taki skryty i nieśmiały, że nawet na papierze nie potrafił przekazać jej wszystkich swoich odczuć.

I wtedy [Imię] olśniło, co jeszcze mogło Ariel nieustannie dołować.

— Martwisz się, że już nigdy nie będziesz mówił?

Ariel delikatnie skinął głową. [Imię] odsunęła się, żeby wolną dłonią nakierować twarz młodzieńca ku swojej. Mimo panującego półmroku dostrzegła na jego policzkach delikatny rumieniec i iskry w oczach. Uśmiechnęła się i pogłaskała go po policzku.

— Mnie nie przeszkadza to, że nie możesz mówić za pomocą głosu. Nieważne, co inni twierdzą, wcale nie jesteś przez to mniej wartościowy. Masz piękne serce. Nadajesz zwykłym rzeczom większego sensu. Czasem zachowujesz się dziwnie, ale i w tym jest pewien urok. Jesteś wyjątkowy. Cieszę się z każdego dnia, każdej minuty, którą razem spędzamy. Cokolwiek się wydarzy, zawsze będę po twojej stronie.

Im dłużej [Imię] przemawiała, tym bardziej zmieniała się otaczająca ich atmosfera, aż stała się całkowicie lekka, swobodna i pod pewnym względem magiczna. Świat na moment przestał istnieć, byli tylko oni i kojący szum morza. Bezwiednie zaczęli pochylać się ku sobie, jednak tę wyjątkową chwilę zakłóciło szczekanie psa. [Imię] odsunęła się gwałtownie, jej serce biło szaleńczo, a policzki paliły żywym ogniem. Musiało minąć kilka sekund, zanim zdołała się otrząsnąć i z uśmiechem odwrócić do swojego ukochanego pupila, który z zatrważającą prędkością biegł ku nim. W pewnej odległości za nim szły Laura i Anastazja. Miały tak radosne i bezwstydne miny, że [Imię] od razu pojęła, że wszystko widziały.

Jeszcze nigdy w życiu [Imię] tak bardzo nie pragnęła zapaść się pod ziemię, jak w owej chwili.


Dawno, dawno temu || Baśniowe scenariuszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz