Bliska przyjaźń

237 45 20
                                    


Potrafiłaby go dostrzec w każdym morzu.

ღ Ariel ღ


Mijały dni, tygodnie, miesiące, a Ariel wciąż nie powiedział choćby słowa, co zaowocowało tym, że nikt już nie wierzył, by ten miał kiedykolwiek coś powiedzieć. Nikt z wyjątkiem [Imię], która widząc, jak smutny stawał się młodzieniec, gdy wytykano mu brak mowy, klepała go po ramieniu i pocieszała najlepiej jak potrafiła. Nie przeszkadzała jej niemożność przeprowadzenia z nim rozmowy bez kartki czy wymachiwania dłońmi. Właściwie było to ciekawe i niekiedy zabawne, a śmiać się Ariel nadal mógł i dało się słyszeć w tym śmiechu piękno jego duszy, którą często maskowały smutne oczy. Mimo to [Imię] starała się mu pomóc.

— Mówiłeś doktorze, że nie ma uszkodzonych strun głosowych. Czemu więc nie może mówić? — zapytała.

Poprosiła królewskiego lekarza o spotkanie. Zachariasz Blackwell miał ponad pięćdziesiąt lat na karku, dbał jednak o swoje zdrowie z taką starannością, że wyglądał na czterdziestolatka, a dla niektórych nawet jeszcze trochę młodziej. Prawie tyle samo czasu poświęcił na studiowanie medycyny, co uczyniło go najlepszym doktorem w okolicy naprawdę wielu mil. Posiadanie tak wielkiej wiedzy wiązało się z częstymi wyjazdami, dlatego to nie on zbadał [Imię], kiedy została znaleziona nieprzytomna na plaży w zatoce. Niemniej otrzymał rozkaz powrotu i obejrzał księżniczkę jeszcze raz, mimo że nic nie wskazywało na jakiekolwiek problemy zdrowotne. Żalem byłoby nie skorzystać z jego obecności w inny sposób.

— Mam kilka tez, jednak żadna nie jest do końca wiarygodna — odparł doktor, mrużąc oczy.

[Imię] nie czuła się dobrze, zamęczając go pytaniami, kiedy mężczyzna był ewidentnie zmęczony, lecz wkrótce miał znowu wyjechać i kolejna szansa spotkania we dwoje mogła się nie nadarzyć.

— Czy możesz mimo to mi je przedstawić?

Blackwell wygodniej rozparł się na fotelu.

— Pierwszą i najbardziej prawdopodobną tezą jest blokada psychiczna albo celowe niemówienie z własnego wyboru. — Mężczyzna uniósł spokojnie dłoń, zanim [Imię] zdążyła otworzyć usta. — Nie pytaj mnie o powody takiego postępowania, Wasza Wysokość, gdyż odpowiedzi może udzielić tylko pacjent.

— Rozumiem. — [Imię] ciężko westchnęła. — A pozostałe tezy?

— Ktoś mógł rzucić na niego urok. Co prawda takie rzeczy nie miały miejsca już od kilkudziesięciu lat, ale istnieje na to niewielka szansa, dopóki w pełni nie zostanie udowodnione, że czarownice przepadły.

— Inna teza?

— Może się za tym kryć choroba, której jeszcze nie odkryliśmy. Już pobrałem od pacjenta niezbędne próbki do badań. Jeśli coś w nich znajdę, dam Waszej Wysokości znać.

[Imię] postukała palcem o biurko, patrząc na doktora z niejednoznaczną miną.

— Czy mogę mieć jeszcze jedną prośbę? — zapytała. Blackwell skinął głową. — Jeśli uda ci się czegoś więcej dowiedzieć w tym temacie, czegokolwiek, chciałabym się o tym dowiedzieć jako pierwsza. Możesz mi to obiecać?

— Nie sądzę, żeby powód niemości pacjenta był zagrożeniem dla królestwa, więc tak — skontaktuję się z Waszą Wysokością, gdy tylko coś ważnego ustalę.

— Dziękuję. Jestem twoją dłużniczką.

— Skądże, Wasza Wysokość. Moim obowiązkiem jest pomagać ludziom i służyć królestwu.

Dawno, dawno temu || Baśniowe scenariuszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz