Świętowanie urodzin

115 16 8
                                    


Nawet dobroć potrafi być trująca.

ღ Bell ღ


Bell dotarł do rodzinnego domu jeszcze tego samego dnia, w którym opuścił zamek bestii. Chociaż droga nie była jakoś szczególnie długa i wyruszając pieszo zapewne również zdążyłby na czas, to jednak przejażdżka na Spartanie nie tylko znacząco skróciła ową podróż, ale także znacząco ją umiliła. Świat wyglądał piękniej z końskiego grzbietu i bynajmniej nie chodziło jedynie o zmianę perspektywy. Odczuwanie pod sobą bliskości innego stworzenia, szczególnie tak majestatycznego i dumnego, poruszającego się z gracją i płynnością, której nie każdy człowiek mógł dorównać, sprawiało, że wręcz chciało się spojrzeć na niektóre rzeczy w nowy sposób. Tym bardziej Bell docenił gest [Imię] i poprzysiągł sobie, że odwdzięczy się jej za to po powrocie do zamku.

Ale jak na razie miał inne sprawy na głowie. Wpierw musiał dobrze zająć się Spartanem i przygotować mu zadowalające miejsce w stodole obok jego rodzinnego domu, aby przypadkiem koń nie uciekł. Owszem, istniała spora szansa, że wróciłby do zamku, ale mimo wszystko nie zamierzał ryzykować. Czułby się nadzwyczaj podle, gdyby po dobroci, jaką okazała mu [Imię], nie zadbałby właściwie o jej wierzchowca.

Kiedy skończył oporządzać Spartana, przed wejściem do stadniny spotkał jednego ze swoich starszych braci — Arcadiusa.

— A już myślałem, że oczy mnie mylą, a jednak to prawda. Wrócił syn marnotrawny! — zawołał Arcadius i przyciągnął Bella do braterskiego uścisku. — Dobrze widzieć, że nic ci nie jest. Matka umierała ze zmartwienia.

— I tylko ona, jak przypuszczam — odpowiedział mu Bell w tym samym, nieco ironicznym tonie.

— Czemu mielibyśmy się martwić? Jesteś już dorosły i wiesz, jak o siebie zadbać. Zresztą, kto by uwierzył w tę opowieść o bestii w jakimś starym zamku za lasem, której służą gadające przedmioty?

Bell pokiwał głową w geście zrozumienia. Niemniej jednak poczuł się bardzo zmartwiony o stan swojej matki i niechlubną opinię, jaką mogła sobie wyrobić, opowiadając innym ludziom o bestii. Sam również wolałbym opowiedzieć wszystkim prawdę, ale czy ktokolwiek uwierzyłby mu? A nawet gdyby uwierzył w istnienie [Imię], to przecież mogliby ją uznać za potwora, którego należy zgładzić. Przeszły go dreszcze niepokoju na myśl o tym, że sprowadziłby na nią i na pozostałych tak wielkie niebezpieczeństwo.

— Mam nadzieję, że byliście dla niej wyrozumiali. Wiecie przecież, że miała wysoką gorączkę, kiedy znalazła się w tamtym zamku — powiedział w końcu.

— Och, czyli zamek naprawdę istnieje? Nigdy bym nie pomyślał, że za lasem może być taka budowla... Ale czy nie powinna być ona stąd widoczna?

— Obawiam się, że nie znajduje się aż tak blisko.

— Rozumiem... — Arcadius zamyślił się na chwilę. — To kto w takim razie w nim mieszka?

Bellowi zrzedła mina. Właśnie dlatego nie lubił kłamać; jedno kłamstwo zawsze ciągnęło za sobą kolejne.

— Stary magnata razem z najwierniejszymi sługami. Choć nie ma ich zbyt wielu. Zamek jest praktycznie opuszczony, dlatego naszej matce musiało wydawać się, że może się w nim rozgościć i zerwać z ogrodu różę. Ale jak widzisz, nie był całkowicie opuszczony, stąd ta cała sytuacja.

— Skoro to ktoś tak słaby, to nie mogłeś po prostu zabrać matki i odejść? Wątpię, że ten staruszek by cię ścigał.

— To byłoby nad wyraz chamskie zachowanie. Ten staruszek nic złego nie zrobił, więc dlaczego miałbym okazać mu taki brak szacunku? — oburzył się Bell.

Dawno, dawno temu || Baśniowe scenariuszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz