Przygotowania ślubne

98 17 2
                                    


Jedyną wieczną na tym świecie rzeczą jest moja miłość do ciebie.

ღ Bell ღ


Królewskie ogrody zawsze wzbudzały zachwyt. Nawet kiedy czarodziej rzucił swą klątwę i wszystko w zamku poczęło powoli zmierzać ku zniszczeniu, to zasadzone na podwórzu rośliny trzymały się całkiem dobrze. Szczególnie róże miały się doskonale i [Imię] mogłaby przysiąc, że przerastały ilością inne rodzaje kwiatów, jak gdyby pozostawione same sobie rozpoczęły własną krucjatę i zdominowały kwieciste księstwo. Dawniej taki stan rzeczy przypadłby jej do gustu, jednak ówcześnie czuła co najwyżej dyskomfort, gdy patrzyła na morze szkarłatnych płatków.

Pokręciła głową, odganiając z myśli wspomnienie magicznej róży, i ruszyła dalej wzdłuż korytarza, unikając zarówno spoglądania za okna, jak i śmigających po całym zamku służących. Przez zbliżający się wielkimi krokami ślub wszyscy byli czymś zajęci, przejęci i podekscytowani do tego stopnia, że niekiedy nawet nie dostrzegali w tym całym pośpiechu, jak pomiędzy nimi przechodziła. Kiedyś uznałaby takie zachowanie jako skrajnie bezczelne i zaraz zaczęłaby karać tych, którzy ośmielili się ją zlekceważyć.

Na samo to wyobrażenie zrobiła się czerwona. Obecnie nie miała nic przeciwko znajdowaniu się na uboczu. Właściwie to nawet wolała być traktowana w mniej formalny sposób, bowiem wtedy naprawdę odczuwała zmianę w sposobie, w jaki poddani ją postrzegali. Nic tak nie odstraszało jej niepewności, jak jawny dowód na to, że przestała uchodzić w oczach mieszkańców za bestie w ludzkim ciele.

Wciąż jednak najważniejszy pozostawał ślub, przy którym [Imię] starała się pomagać mimo królewskich obowiązków i naglących spraw do rozwiązania, jak chociażby odnowa kontaktów z sąsiednimi księstwami. Na szczęście z obiema tymi kwestiami nie została pozostawiona sama; Bell, Lumiera i pani Trybik dwoili się i troili podobnie jak ona. Niemniej [Imię] odnosiła wrażenie, jak gdyby stresowała się wszystkim mocniej niż inni. Kiedy pytano ją, jakie trunki by chciała, żeby podano albo których kwiatów użyto jako dekoracji, to zastanawiała się nad wyborem niemiłosiernie długo, próbując rozgryźć, co spodobałoby się Bellowi bardziej.

— Wasza Wysokość! Wasza Wysokość! — usłyszała gdzieś za sobą.

Nie musiała się nawet oglądać, żeby dowiedzieć się, kto za nią wołał, gdyż doskonale to wiedziała; aczkolwiek uczyniła to i poczekała cierpliwie, aż pani Trybik do niej dołączy.

— Jak się masz, Trybiku? — zapytała uprzejmie [Imię].

Obserwując zachowanie Bella, zauważyła, że sposób, w jaki podchodził do innych, był bardzo efektywny. Kiedy okazywał zainteresowanie i troskę o samopoczucie swoich rozmówców, ich twarze niemal natychmiast zaczynały promienieć, jak wschodzące słońce, a języki, nawet te najostrzejsze, stawały się miłe i chętne do rozmowy. [Imię] postanowiła tego spróbować, jako iż parę minut zwłoki — przed przejściem do sedna sprawy — nic nie kosztowały ani nie przysparzały żadnych problemów.

A co najlepsze, pani Trybik jeszcze nie przywykła do zmiany w usposobieniu swej pani, toteż zawsze robiła ciekawe miny, kiedy [Imię] zaskakiwała ją nagłą uprzejmością.

— C-c-c-co? — wydukała, mrugając powiekami jak koliber skrzydłami. — J-ja? No cóż... Mam się dobrze, Wasza Wysokość. Dziękuję za troskę. Tylko Lumiera jak zwykle zachowuje się zbyt impertynencko! Ośmieliła się MNIE zarzucić, że nie znam się na doborze dodatków weselnych. Wyobrażasz to sobie, Wasza Wysokość?! — zapytała, raczej retorycznie, i poczęła wymachiwać rękami, przez co jeszcze bardziej zaczęła przypominać ptaka. — Co z tego, że nigdy wcześniej nie pomagałam żadnego zorganizować? Osoba mojego pochodzenia i wykształcenia doskonale zna się na takich rzeczach nawet bez doświadczenia!

Dawno, dawno temu || Baśniowe scenariuszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz