Nawiązanie znajomości

161 31 18
                                    


Duma potrafi być zgubna.

ღ Bell ღ


Od czasu zamieszkania Bella w zamku minęło sześć dni; [Imię] rozmawiała z nim bezpośrednio raptem dwa razy, co Lumierze i pani Trybik bardzo się nie podobało. Jak ta dwójka miała znaleźć ze sobą wspólny język, skoro nawet się nie widywali? Młodzieniec był naprawdę dobrym człowiekiem, niby nie znali się zbyt długo, ale jego gotowość poświęcenia się za matkę i brak jakiegokolwiek strachu o własny los zasługiwał na uznanie. Ponadto wcale nie brakowało mu dobrych manier, mimo tego, co twierdziła księżniczka. Owszem, Bell dał im niekiedy odczuć swoją zawziętość i upartość w pewnych kwestiach, ale poza tym zachowywał się niemal bez zarzutów. Lumiera i pani Trybik mocno wierzyły — ze szczególnym wyróżnieniem Lumiery — że Bell mógłby dobrze wpłynąć na ich panią. Gdyby tylko Jej Wysokość również tak uważała...

— Nie jestem przekonana do tego pomysłu — oświadczyła pani Trybik, zwalniając, przez co mimowolnie przestała dotrzymywać Lumierze kroku. — Nie uważasz, że to za wcześnie? Jej Wysokość nadal wydaje się nie w humorze na rozmowę.

— Z nas wszystkich to ty najlepiej powinnaś wiedzieć, że nie mamy czasu do stracenia. — Lumiera zastukała w tarcze zegara pani Trybik. — Poza tym rozmowa z Bellem może poprawić jej humor!

— Albo, co bardziej prawdopodobne, rozwścieczy ją tak bardzo, że przez następny tydzień, aż strach będzie do niej podejść — wymamrotała z przejęciem pani Trybik. Wiedziała, że ich pani nie zrobiłaby im realnej krzywdy, niemniej sam widok jej gniewu sprawiał, że włosy stawały dęba. A że obecnie nikt z poddanych włosów nie miał, tym większy czuli strach, gdyż odczuwali go całym swoim nowym wcieleniem.

— Nie dowiemy się tego, póki nie spróbujemy.

Pani Trybik westchnęła z bólem. Upartość jej przyjaciółki i współpracownicy bywała naprawdę drażniąca.

— A więc, co konkretnie chcesz zrobić, Lumiero?

— Zobaczysz, moja droga. Zobaczysz.

Lumiera pognała dalej, skacząc po wyblakłym i częściowo poprutym karmazynowym dywanie, czemu towarzyszył dźwięk przytłumionego stukania. Pani Trybik niechętnie podążyła za nią, przeczuwając, że to skończy się bardzo, bardzo źle.

Obie przystanęły metr przed drzwiami komnaty [Imię], ogromnymi dwuskrzydłowymi odrzwiami o mocnej obudowie i ciemnym jak węgiel kolorze. Kiedyś Lumiera miała pozwolenie do wchodzenia do środka bez uprzedniego zapowiedzenia się, za czym teraz bardzo tęskniła. Nie chodziło o to, że czuła się dzięki temu, jakby była najwyżej postawioną doradczynią Jej Wysokości (choć lubiła się tym szczycić przy stosownych okazjach), ale przede wszystkim pozwalało jej to wierzyć w istnienie jakieś przyjacielskiej więzi pomiędzy nią a księżniczką. Znały się przecież tyle lat, były dla siebie niemalże jak rodzina, lecz od dnia, w którym została na nich rzucona klątwa, wszyściuśko się zmieniło.

— Wasza Wysokość! — zawołała melodyjnym głosem, brzmiąc jak wesoły grajek z domieszką poważnego doradcy. — Czy możemy porozmawiać?

Mijały sekundy, a odpowiedź nie nadchodziła. Mimo to Lumiera i pani Trybik nie ośmieliły się wejść do środka, choć gdyby to zrobiły, znalazłyby bestię skuloną na ziemi i patrzącą pustym wzrokiem w przestrzeń.

Po minucie Lumiera spróbowała jeszcze raz, tym razem również stukając świecznikową ręką w drzwi.

— Wasza Wysokość? Jesteś tam?

Dawno, dawno temu || Baśniowe scenariuszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz