Rozdział 1 cz. 2 Dziwna narośl

688 73 4
                                    

Rozdział 1 cz. 2 Dziwna narośl

— Ra-

Rhea skrzywiła się, słysząc kaszel. Marszcząc lekko czoło, zbliżyła się jeszcze bardziej. Obcy był dziewczynką, mającą na oko dziesięć lat. Wyglądała mizernie. Chuda, przemoczona, w potarganym ubraniu i splątanymi, krótkimi włosami, w które zaplątały się różnego rodzaju przedmioty. Rhea widziała liczne gałązki i aż ją zabolało myślenie o wyciąganiu tego.

— Słyszysz mnie? — spytała, wolną ręką sięgając powoli do nadgarstka dziewczynki. Chciała sprawdzić jej puls. Był, chociaż słaby, a samo dziecko oddychało dość ciężko.

Na moment zatrzymała się, patrząc na bladą twarz. Mogła ją zostawić, skazując na śmierć albo spróbować przenieść do domu i wyleczyć. Drugie niosło ryzyko, bo była to obca i jej krewni mogli źle zrozumieć okoliczności. Zmrużyła oczy, wzdychając. Mimo wszystko nie potrafiła zostawić dziecka w takim stanie samego. Miała serce, chociaż czasami otoczone murami. Odgarnęła blond włosy z dziecięcej twarzyczki.

— W tym świecie powinniśmy liczyć zwłaszcza na siebie, mała — ostrzegła cicho, ale i tak zajęła się przygotowaniem planu.

Nie chciała stracić wszystkich sił, a nie mogła zmusić dziecka do chodzenia. Nawet nie wiedziała, co jej dokładnie jest, więc zbytnie poruszanie również nie byłoby rozsądne. Co pozostało? Spojrzała na torbę i po chwili zawahania wyciągnęła duży szal, którym okrywała się, gdy było chłodniej. Pozostało zrobić coś, za co mogłaby ciągnąć i kwestia transportu byłaby prawie rozwiązana.

Wzrokiem odnalazła pokrzywę, uśmiechając się. Mogła użyć paska z torby do ciągnięcia, a samą torbę zaczepić za pomocą liny plecionej z pokrzywy. Wyjęła rękawice, zerwała materiał i przysiadła na ziemi, zajmując się pracą. Po pewnym czasie zdecydowała się kontynuować zadanie nagimi dłońmi. Rękawice ograniczały manewry. Musiała również co jakiś czas sprawdzać stan poszkodowanej, nawet użyła kilku ziół, by zapewnić jej spokojny wypoczynek. W tych warunkach mogła zrobić tyle.

— Zrobione.

Połączyła pasek z chustą, robiąc w niej dziurę i zawiązując supeł, a torbę przyczepiła do własnego ubrania za pomocą lin. Powoli przesunęła dziecko na powierzchnię.

— Kim...?

Rhea spojrzała w brązowe oczy dziewczynki i uśmiechnęła się.

— Śpij. Zabiorę cię do domu, opatrzę, odpoczniesz i poszukamy twoich rodziców — poinformowała. — A, nazywam się Rhea — wtrąciła.

Blondynka nic nie odpowiedziała, ufnie zamknęła oczy. Rheę to zaskoczyło. Oczekiwała pewnej nieufności, strachu, ale jeśli jej stan był bardzo zły, to mogła nie kontaktować.

Późna pora jedynie motywowała Rheę, która ściągnęła dziecko. Niestety, konstrukcja nie była stabilna i kilka razy musiała się zatrzymywać, by poprawić wiązania. Dodatkowo ukształtowanie powierzchni. Z jego powodu musiała wybierać nie raz dłuższą trasę, aby ograniczyć upadki i turbulencje do minimum.

Gdy dotarła do chaty, było już późno. Zdążyła przed zachodem, ale zdecydowanie nie pozostało do niego więcej niż godzina. Czuła się wycieńczona, a pozostało przed nią jedno z najtrudniejszych zadań. Musiała przenieść dziecko do środka i położyć. Oparła dłonie na kolanach, biorąc kilka głębokich wdechów. Sięgnęła do torby i wypiła całą pozostałą jej wodę. Po kilku minutach odpoczynku otworzyła drzwi do chaty na roścież, podparła je i wzięła dziewczynkę w ramiona. Zdziwiła się.

— Jesteś strasznie lekka...

Miała kontakt z dzieciakami, wiele z nich nosiła, ale żadne nie było aż tak lekkie. Zaczęła się martwić, że obca była ofiarą znęcania. To nie była jej sprawa, nie była bohaterką, ale czuła złość na myśl, że ktoś bezprawnie wyżywał się na innej istocie. Nieważne czy to dziecko, dorosły, starzec czy zwierzę.

Po położeniu dziewczynki, Rhea przystąpiła do sprawdzenia jej stanu. Nieco podwinęła zniszczone ubranie, odkrywając dziwną, podobną do wodorostów narośl. Nie dotykała jej, a dziecko napoiła i podała kilka ziół. Wszystko to było jednak ogólne i miało wzmocnić organizm. Niepokoiła ją jednak narośl, bo nigdy w życiu takiej nie widziała. Prawie zmierzchało, gdy usiadła do dębowa biurka i chwyciła za pióro. Kaladin mógł coś o tym wiedzieć. Rhea pisała z nim od dwóch albo trzech lat, sama nie była pewna. Czas płynął szybko, ale wspomnienie ich poznania poruszało serce. Popełniła błąd, a on jej odpisał. Najpierw dyskutowali o kwestiach czysto naukowych, dzięki czemu Rhea mogła poznać nauki magów i rozwinąć posiadaną wiedzę. Później tematy i język listów stał się swobodniejszy, a oni sami, przynajmniej w odczuciach Rhei, zaprzyjaźnili się. Uważała, że ta relacja jest ważna również dla Kaladina. Nie bez powodu wysłał jej ten specyficzny papier.

Dawniej Rhea była nieco uprzedzona do magów i ich umiejętności, ale przez Kaladina szczerze zaczęła doceniać ich pracę. Papier, który przekazywał wiadomości do posiadacza połączonego pergaminu i jeszcze duplikował się z odpowiedzią, był genialnym wynalazkiem. Nie rozumiała prawie w ogóle, jak działało powielanie, ale ta metoda bardzo ułatwiła im komunikację. Tradycyjna metoda zabierała więcej czasu.

Drogi przyjacielu,

Wróciłam niedawno z wyprawy. Znalazłam wszystko, co chciałam i nawet więcej. Opowiem Ci o tym więcej później, bo teraz się śpieszę. Znalazłam dziecko, które ma na ciele dziwną narośl. Przypomina ona wodorosty. Słyszałeś kiedyś o czymś takim?

Rhea

Uśmiechnęła się, chcąc wstać, a gdy tylko się wyprostowała, obok jej głowy przeleciała przygotowany na opał drewniany pieniek.

RAAAAA! 

~ CDN ~

Można się ze mnie śmiać, ale dosłownie byłam przekonana, że ten rozdział jest na wczoraj i miałam zawał xD Chciałam go publikować o dzień za szybko. Jestem bardzo ciekawa waszego odbioru Rhei. 

Data pierwszej publikacji: 21.03.2023

List MagaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz