Rozdział 31 Wyprawa po serce

211 43 1
                                    

Rozdział 31 Wyprawa po serce

Z mocno zaciśniętymi pięściami przemierzała zamkowy korytarz. Niestety, gdy przybyła do zamku, odbyła niezbyt przyjemną rozmowę z bratem. Choć Alor ją uprzedził, dowiedziała się o tym dopiero po tym, jak sama wyznała Ilvo, co zrobiła. Godne podziwu było, że potrafił sprawiać wrażenie nieświadomego, gdy to tak naprawdę płonął z wściekłości. Wiedziała, że ją rozumie, ale podobnie jak pozostali, był zły z powodu troski. Była pewna, że gdy emocje opadną, zdołają porozmawiać raz jeszcze.

Miała wracać do wieży magów, ale otrzymała magiczny liścik.

Przyjdź do wieży.

Nadawca wiadomości był jasny. Powód wizyty mniej, ale Rhea miała już swoje typy. Najbardziej prawdopodobne było, że mieli udać się w podróż. Czuła się nieco pewniej. Po przeanalizowaniu umów, uznała, że faktycznie może czuć się bezpieczniej. Svar zobowiązał się ją chronić. Mógł być osłabiony, ale zdołał wyrwać Karesa sprzed bram śmierci. Nie mógł być bezradny. O ile faktycznie powrót maga był z nim związany. Choć wszystko na to wskazywało, należało brać pod uwagę, że rzeczywistość mogła być inna.

Ciężko westchnęła, przyspieszając.

— Panno Tadern!

Zatrzymała się, słysząc wołanie. Ktoś biegł, oddychając przy tym ciężej. Odwróciła się ku tej osobie, dostrzegając niewinną twarz Vilijara. Wydawał się zmęczony, a jego blade policzki były lekko zaróżowione.

— Myślałem, że panienki nie dogonię — wydyszał.

Przyglądała się mu i zastanawiała.

— Mów mi proszę po imieniu. Jesteśmy na swój sposób rodziną — zauważyła.

Uchodziła za córkę zmarłego cesarza, a ten był bratem matki młodego Hedwerga. Nie chciała, aby ciągle nazywał ją panienką, więc skorzystała z okazji, aby to zmienić.

— W porządku, Rheo. Ty też mi mów po imieniu — poprosił. — Chciałem spytać, czy wszystko w porządku? Wiem, że otacza cię wiele wspaniałych osób, a ja nie jestem zbyt odważny, ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć — wytłumaczył niezdarnie. — Pytam, bo widziałem, że mój kuzyn jest bardzo zdenerwowany... Wybacz mu, jeśli powiedział coś złego. Ilvo nie jest okrutny, po prostu ma problem z wyrażaniem emocji. Jestem pewien, że bardzo cię ceni — przekonywał.

Podobnie, jak w dzień ich pierwszego spotkania, Rhea odbierała Vilijara jako kogoś niesłychanie niewinnego i niepasującego do otoczenia, w którym został wychowany. Nieśmiały, miły i niewinny. Tak go można by opisać. I choć była wobec niego czujna, próbowała znaleźć jakąkolwiek poszlakę świadczącą o jego złych zamiarach, to nie potrafiła nic dostrzec.

— Wiem — zapewniła. — Dziękuję — dodała. — Co z tobą? — zagadnęła, a widząc szok na twarzy chłopca, zmrużyła oczy. — Coś nie tak?

Vilijar prędko pokręcił głową.

— Nie, po prostu... Podziękowałaś mi — uśmiechnął się słabo. — Poczułem się potrzebny, to naprawdę przyjemne.

W jednej chwili postać młodego Hedwerga stała się jej bliższa. Chłopak przed nią pragnął czuć się potrzebny, czuć, że ktoś go ceni. Wyglądał na słabego, był nieśmiały i miły, to mogło ściągać na niego niechęć ojca. Szlachta w końcu bardzo często oczekiwała od swoich następców innych cech.

— Zawsze jest ktoś, kto nas potrzebuje — stwierdziła cicho.

Uczucie, że nikogo by się nie obchodziło, było jej znane. Ostatecznie było to tylko uczucie, bo zawsze był ktoś, kto cenił daną osobę. Może tylko lekko, może ledwie zauważalnie, ale prawdziwie.

List MagaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz