Rozdział 5 Pierwszy taniec

582 71 1
                                    

Rozdział 5 Pierwszy taniec

Rhea miała nadzieję, że jest już noc. Po widoku zza szyby ciężko było określić porę, więc musiała polegać jedynie na szacunkach. Nie miała pewności co do ich prawidłowości, a również słuszności stwierdzenia, że Kaladin może nocą spać. Ona sama nie potrafiła siedzieć w komnacie już ani chwili dłużej. Przywykła do aktywnego życia, codziennie przechadzała się po lesie, zbierała zioła, chodziła do wioski, a teraz po zaledwie dniu bezczynności czuła jak mówią ją nogi. Musiała się poruszać, wyjść choćby na spacer po korytarzach. Nie chciała natykać się na Kaladina, ale w ostatecznym podsumowaniu nie był on najgorszą z okoliczności. Tak więc otworzyła drzwi ubrana w skórzane spodnie i zieloną koszulę z bufiastymi rękawami, by zaraz opuścić bezpieczną i prywatną przestrzeń. Rhea miała świadomość, że może tutaj być wiele niebezpiecznych przedmiotów, dlatego zamierzała być ostrożna. Lubiła swoją głowę, a jej życie było już dość narażone.

Zaledwie kilka kroków po ciemnym korytarzu, uświadomiło Rhei, jak ciężkie było tutaj powietrze. Dodatkowo mrok był tak gęsty, że niczego nie widziała. Przystanęła, spoglądając w bok, licząc, że dostrzeże ścianę. Po pewnym czasie faktycznie tak się stało. Widziała gładką, szarą powierzchnię, do której od razu się przedostała. Oparła się o nią, biorąc kilka głębokich wdechów.

Wyczuwała w powietrzu tak wielką moc, że była ona wręcz dusząca. Nie towarzyszyła jej jednak agresja, złość, chęć niszczenia, a pewna gorycz i smutek. Nie były to emocje mocno wyczuwalne, a obcy mógłby tego nie spostrzec. Jednak Rhea czuła się na swój sposób połączona z aurą. Nie była jej w końcu obca. Istniały dwie opcje. Kaladin był niedaleko bądź jego moc wypełniła całą przestrzeń. Nie zamierzała się z nim spotykać, ale teraz, gdy pomyślała, że cierpi... Nie potrafiła tego zignorować. Niestety, niewiele widziała i o ile mogłaby wyczuć Kaladina, tak okolicznych mebli i innych bibelotów nie. Zdecydowała się na inny krok. W duchu powtarzając sobie, że jest zbyt dobra. Tylko, że dla bliskich nie potrafiła inaczej. Cokolwiek czuła teraz do Króla Popiołów, nie zmieniło jego pozycji.

— Kaladin!

Zabrzmiała swobodnie, a głos poniósł się w ciemności. Gdy upłynęło kilka chwil, Rhea gotowa była powtórzyć, ale wtedy naprzeciw niej coś zaskrzypiało. W ciemnościach zamigotały niewielkie drobinki turkusowego światła, które prowadziły do drzwi. Wątpiła, by ktokolwiek, poza Kaladinem, mógł zmodyfikować to miejsce, dlatego ufnie ruszyła ku wejściu. Nie wahała się, chwytając klamkę. Po prostu poszła dalej.

Trafiła wprost do kamiennej komnaty, której sufit zdobił witraż ukazujący kwitnącą piwonię. Szkło przepuszczało turkusową poświatę, która padała wprost na siedzącego Kaladina. Otaczał go krąg runiczny narysowany kredą. Rhea odchrząknęła, a mag uniósł powieki.

— Powinnam odejść? — spytała. Wyraźnie widziała, że Kaladin coś robił i wolała nie przeszkadzać.

Mag wyciągnął przed siebie obie dłonie, przyglądając się im, po czym postukał metalowym szponem o ziemię obok.

— Nie. Usiądź — zaprosił.

Rhea zbliżyła się, ale nie przekroczyła kręgu. Próbowała rozpoznać pewne znaki, ale niestety, w jej głowie panowała pustka. I zamierzała ją wypełnić.

— Co...

— Uspokajam umysł — odpowiedział, przerywając.

Rhea uniosła brew.

— Uspokajasz umysł? — powtórzyła. Zaraz przekroczyła krąg i zbliżyła się do niego, nachylając, by ich oczy się spotkały. — Nie mówiłeś, że tylko ja potrafię cię uspokoić?

List MagaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz