Rozdział 38 Wrogowie złączeni celem

151 32 2
                                    

Rozdział 38 Wrogowie złączeni celem

Pamiętała. Obiecała mu współpracę i krew. Tę drugą rzecz faktycznie przysięgła trzykrotnie. Splamionym, jemu i Svarowi. Nie pojęła jednak w pełni znaczenia słów, które wypowiedział. Nie od razu, a gdy to zrobiła, ujrzała, jak Kares raniony jest w bok. Kaladin zbliżył się do niego, wystawiając na działanie wrogiego zaklęcia, aby zadać ten cios. Polała się krew z ran obojga magów, ale wyrazy ich twarzy pozostały tak samo zażarte. I to nie od razu do niej dotarło.

W szoku dotknęła swojego brzucha i roześmiała się. Sądziła, że nikt o niczym nie wiedział. Składając przysięgi, uważała, że te dotyczyć mogą tylko jej. Teraz wyklinała własną naiwność i ślepotę. Przecież to wszystko było w zasięgu jej wzroku i wiedzy. Powinna przewidzieć, że nie mogło chodzić tylko o krew. Obwiniała się, chociaż w tamtych chwilach zapotrzebowanie na jej krew wydawało się oczywiste. Tylko każdej ze stron najwyraźniej chodziło o coś innego.

Kaladin odskoczył od Karesa. Obaj spojrzeli w stronę kobiety, którą wciąż dręczyły napady śmiechu. I nie tylko, bo tuż za nią zaczął kłębić się mrok.

— Odsuń się stamtąd, idiotko! — krzyknął Kares.

Rhea spojrzała na niego zaskoczona, mając wrażenie, że w oczach wrogiego maga widzi prawdziwą troskę. Zastanawiała się, czy naprawdę jest szczera, ale nim zdołała to rozważyć, poczuła, jak ktoś ją obejmuje, aby chwilę później kaszlnąć. Na ziemi pojawiła się krew. Kaladin klęczał przed nią, a więc osobą za nią mógł być tylko...

Spojrzała przez ramię, widząc bladą twarz.

— Dlaczego...?

Kares parsknął, spluwając na bok.

— Uczyniłaś mnie głupcem, mała wiedźmo — rzekł, a ziemia pod nimi zalśniła. — Ale muszę się zgodzić. Gdy ma się kogoś, kogo cenisz, życie staje się na swój sposób znośniejsze.

Kaladin skrzywił się.

— Nie ma dużo czasu, Rheo. Podobnie, jak my — skomentował. — Svar pragnie zamienić wszystkich w Oculii w kamień.

— Nie tak brzmiała umowa! — syknęła.

Kares kaszlnął, przykładając dłoń do swojego brzucha, aby rozpocząć proces leczenia.

— Jeśli obiecał ci chronić czyjeś życie, to... przemiana wszystkich tu obecnych w skamieliny jest w gruncie rzeczy tym, co ci obiecał...

— Będziemy uwięzieni w kamieniu na wieki — dodał Kaladin, kończąc za Karesa wszelkie wytłumaczenia.

Rhea obruszyła się, w myślach śląc w stronę wuja wiele niecenzuralnych epitetów. Najchętniej wykrzyczałaby każdy tak, aby każdy ją usłyszał, ale kończył się im czas. Martwiła się o Karesa, Kaladina i swoje dziecko. W tej chwili każda różnica i sprzeczka między nimi wydawała się bezwartościowa. Czuła się bezradna, zupełnie, jakby w każdej chwili cały świat mógł spaść jej na głowę.

— Musimy się stąd wynosić — ponaglił Kaladin.

Rhea drgnęła, wyczuwając, że moc kręgu ciągle wzrasta.

— Kares... — zaczęła.

— Jesteś uroczym i niezwykle ufnym stworzeniem, Rheo, ale teraz powinnaś martwić się o samą siebie — wtrącił złośliwie, puszczając ją i popychając ku piersi Kaladina.

Dlaczego...

Dlaczego mnie osłoniłeś?

— Zabierz ją — nakazał, zaciskając zęby podczas leczenia swojej rany.

Kaladin ani drgnął, przypatrując się chwilowemu sojusznikowi w ciszy. Po tym spojrzał ku kobiecie i westchnął. Rhea poczuła ciągnięcie i w tej samej chwili znikła. Wraz z nią zniknął również sztylet. Kares uniósł brew.

— Znienawidzi cię — zauważył ze słabym uśmiechem.

— Ale będzie żyć — spostrzegł Kaladin.

— Z łowcą na ogonie — sprostował starożytny mag. — To będzie niezwykle interesujące życie.

Kaszlnął.

— No więc? Zamierzamy go tutaj zamknąć, czy czekamy, aż się wykrwawię?

Kaladin zamilkł, niechętnie i mało delikatnie łapiąc Karesa za dłonie. Byli sobie wrodzy, ich pragnienia stanowiły swoje przeciwieństwa, a jednak w tej chwili połączyli swoją moc. Nie tyle z miłości do świata, ile z pragnienia ochrony kogoś, kogo szczerze pokochali i cenili. Chociaż stali po przeciwnych stronach, łączyło ich więcej niż można by przypuszczać. Kares nie porzucił swoich planów. Zamierzał zamordować Boga Chwały, gdy nadejdzie na to odpowiedni moment, ale teraz zamierzał stworzyć więzienie dla jego brata. Na wszystko jest czas. Kaladin, światły bohater wojenny, uznany za zdrajcę, teraz nie ryzykował życiem dla swoich ideałów, wiary, a dla ukochanej. Zamierzał pokonać Karesa, ale w tej chwili bez jego mocy nie mógłby dokończyć zaklęcia.

Oculię przepełniła moc. Połączenie energii dwóch, potężnych magów pozwoliło uciec kilkunastu procentom obywateli, a także wszystkim, których cenili. Zapłacili za to ogromną cenę, samemu stając się kamiennymi figurami. Na ich twarzach widniała determinacja, a złączone dłonie świadczyły o współpracy. Wrzask Svara przeciął niebo, gdy to próbował zniszczyć szkodzące mu źródło. Nie mógł. Kaladin złączył swoje życie z tym Karesa, a gdyby bóg zdecydował się go zgładzić, złamałby zawartą z Rheą umowę.

Tym samym unicestwiając samego siebie.

~ CDN ~

Rozdział zdecydowanie jest krótszy niż poprzednie. Dlaczego? Bo to ostatni. Pozostał nam epilog, a po nim? Nic nie zdradzę, ale pewne rzeczy są planowane. Ach, jakbym tylko tak miała na to wszystko tyle czasu ile chcę mieć xD

Miłego dnia kochani!

Twitter: @___Mefi___

Instagram: @qitria

Data pierwszej publikacji: 19.04.2024

List MagaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz