Rozdział 14 Więcej niż świat...

423 54 3
                                    

Rozdział 14 Więcej niż świat...

Zapanowała cisza, w której wyczuwalne było napięcie. Kaladin nic nie powiedział, ale jego obecność była jasna. Mrok wirował wokół niego w morderczym szale, który utrzymywał w szachu resztkami rozsądku. Wystarczyło tak niewiele, aby stracił kontrolę.

— Co za szkoda... Cierpisz z powodu klątwy. Jestem pełen zachwytu, że wytrzymałeś tak długo. Tylko jakie życie wiodłeś, Kaladinie? Pełne smutku i bólu? — zakpił.

Kroki. Brak słów.

— Nazywają cię Mieczem Boga Chwały. To niefortunne.

Ku plecom obcemu poleciało pierwsze z zaklęć. Mroczne kolce zetknęły się z przezroczystą barierą i zasyczały wściekle.

— Jaki pan, taka pani. Oboje nie grzeszycie chęcią rozmowy. Cóż, widzisz, Rheo, twój narzeczony jest pełen gniewu. Może powinniśmy sprawdzić jego granicę? — spytał, szepcząc słodko do ucha kobiety i jednym gwałtownym ruchem odwrócił jej unieruchomione magią ciało.

Wzrok Rhei spotkał się z oczyma Kaladina. To był pierwszy raz, gdy patrząc mu w oczy, poczuła cień strachu. Czarne, przydługie i rozczochrane włosy drgały pod wpływem magii, a w bursztynowych tęczówkach widoczny był gniew oraz obłęd. Rozpięta koszula ujawniła natomiast rzemyk z czarnym agatem. Energia nie kłamała. Ten drobny przedmiot był jedynym, co utrzymywało strzępki rozsądku maga. Wyczuła, że jej wygląd spotęgował jego gniew. Był jak rozjuszone zwierzę, które co rusz nacierało na klatkę. Gdyby ta została zniszczona, niepewnym by było, aby ktokolwiek uchroniłby się przed szaleństwem, które skrywała.

Kolejny atak był potężniejszy. Bariera zatrzeszczała, a mag zagwizdał.

— Jeszcze trochę i ją zniszczysz. Cóż, moja moc w tym ciele jest dość mocno ograniczona... Miło mi było cię poznać, Kaladina. Może w przyszłości porozmawiamy nie jak wrogowie, a sojusznicy. W końcu oboje cierpimy z powodu tego samego tchórza.

Kolejny atak i coraz to głośniejsze trzeszczenie. Na przezroczystej powłoce pojawiło się coraz więcej pęknięć. Cienie wirowały, uderzając. Nie były to przypadkowe ciosy, pomimo furii, Kaladin wybierał miejsca, które dalekie były od Rhei. W ten sposób ciemność otoczyła ochronny kokon, pomijając tylko miejsca, przez które dostrzegalna była postura kobiety.

— Czas na mnie. Wybaczcie, że tak nagle was opuszczam, ale mam jeszcze sporo pracy. Nie smućcie się jednak! Mam dla was mały prezent — rzekł, a spod jego stóp wyrosły półprzezroczyste, żółte pnącza.

Rhea poczuła lekkość w ciele, a po tym poleciała do przodu. Ciało za nią znikło. Niestety, to nie miał być spokojny upadek. Ściana obok niej eksplodowała. Czas zwolnił. Nie mogła się ruszyć, ale nawet gdyby była w stanie to zrobić, nie zmieniłoby to jej sytuacji. Przed odłamkami nie było ucieczki. Zamknęła oczy, gotowa na ból, a może nawet śmierć. Zamiast jednak tego, poczuła obejmujące ją ramiona i szarpnięcie. Znalazła się w ciepłym kokonie. Pana Magicznej Wieży otaczały cienie, które bez wahania zamieniały niebezpieczne odłamki w proszek. Nawet energia ze zniszczeń do nich nie docierała. Na tym niewielkim skrawku świątyni panował wręcz niebiański spokój.

— Kaladin...? — spytała zdezorientowana.

To nie było pora ani miejsce, ale jednak Rhea miała ochotę wtulić się mocniej w pierś maga. Walczyła ze sobą jedynie przez moment, po którym objęła mężczyznę i nabrała powietrza do płuc, wdychając jego zapach. Wtedy jej dłoń dotarła do wysportowanych ramion i zetknęła się z czymś wilgotnym. To była krew. Z ust maga natomiast uciekło syknięcie. Rhea prędko dodała dwa do dwóch.

List MagaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz