Rozdział 32 Gra

217 39 2
                                    

Rozdział 32 Gra

Otaczał ich piach, zupełnie jakby znaleźli się pośrodku pustyni. Nie zgadzało się jedno. Temperatura nie była wysoka, a słońce nie parzyło skóry.

— To kolejna iluzja?

Było zbyt wiele nieprawidłowości, aby uwierzyła, że to prawdziwa pustynia, a wyciągając wnioski z poprzedniej sytuacji, wysunęła konkretny wniosek.

Kares zignorował pytanie, oddalając się od niej. Bez wahania ruszyła naprzód, nie chcąc zostać w obcym miejscu sama. Wpatrywała się w plecy mężczyzny, przypominając sobie, że dotykał jej. Nie była głupia, aby wierzyć, że jego czyny miały jakieś drugie dno, ale były niepodważalnym dowodem na jej użyteczność. Nie dałby jej umrzeć. Przynajmniej do czasu.

Szli kilka minut, a krajobraz w ogóle się nie zmieniał. Wszystko było ciągle takie samo. Piach, wysoko zawieszone na niebie słońce i pustka. Rhea była nerwowa i jedynie spokojna aura maga przed nią, dawała jej pewność, że się nie zgubili.

Kares niespodziewanie stanął i wyciągnął coś ze swojej szaty. Kobieta nie pozwoliła sobie na utratę szansę i przyjrzała się przedmiotowi. Był to mały, kamienny zegar słoneczny.

— Odsuń się — nakazał chłodno. — Przeszkadzasz.

Bez sprzeciwu wycofała się o krok, aby jej cień znikł z tarczy. Mag sprawdził wynik i schował zegar.

— Idealnie. Daj rękę.

— Po...?

— Miałaś współpracować, prawda? — przypomniał słodko, nie pozwalając Rhei zadać pytania.

Niechętnie podała mu dłoń, spinając całe ciało. Może jej nie zabije, ale wciąż mógł zrobić coś, co przekroczyłoby pewne granice i naraziło dziecko.

Kares chwilę oglądał rękę, po czym nacisnął na jej wewnętrzną stronę kciukiem. Ból przyszedł nieoczekiwanie, a z ust Rhei umknął cichy krzyk. Mimowolnie szarpnęła, chcąc odebrać kończynę, ale mężczyzna trzymał ją w żelaznym uścisku. Szkarłatne krople spadały na piach, wywołując drżenie podłoża. W końcu jej męka się skończyła, a gdy przycisnęła dłoń do piersi, spostrzegła, że nie było na niej żadnej rany. Zamaskowany roześmiał się.

— Nie zamierzam cię zabić, masz.

Przed Rheą pojawiła się buteleczka z nieznaną miksturą. Unosiła się w powietrzu, czekając. Międzyczasie drgania ziemi stawały się coraz to mocniejsze. W końcu ląd przed nimi zdawał się osuwać, a piasek prędko podążał w głąb nowo powstałego otworu.

— Szybko. Nie będę na ciebie czekać — rzucił, gdy na wierzch pojawiały się powoli schody.

Rhea chwyciła buteleczkę, przyglądając się jej nieufnie. Otworzyła ją, wąchając. Dzięki doświadczeniu zielarki rozpoznała kilka ziół.

— A teraz, gdy już jesteś pewna, że to eliksir wzmacniający, pij. Przed nami jeszcze długa droga — stwierdził i nie czekając, ruszył w stronę schodów.

Wypiła, zauważając, że musiał wziąć go dla niej. Fakt, że potrafił się troszczyć o tych, którzy z nim działali, czynił Karesa nieco bardziej ludzkimi.

Nim Rhea podążyła za magiem, ten był już na ostatnim ze schodów. Musiała się pospieszyć, choć wciąż patrzyła pod nogi i starała wyczuć aurę.

Wejście wykonano z piaskowca, podobnie jak ściany korytarza, w którym się znaleźli. Gdzieniegdzie jednak przebijał się w nim kamień. Patrząc przed siebie, dało się zobaczyć tylko jedno — ciemność. Przypuszczała, że Kares rzuci zaklęcie, aby oświetlić korytarz, ale ten chwycił za pochodnię i rozpalił ją. Czyżby miał problemy z zaklęciami przywołującymi światło? Możliwe. Choć bardziej prawdopodobne wydawało się, że mógł mieć do ich używania wstręt.

List MagaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz