Rozdział 30 Trzykrotnie obiecana

235 40 1
                                    

Rozdział 30 Trzykrotnie obiecana

Rhea rzadko myślała o śmierci. Jednak teraz, stojąc nad mrocznym klifem czuła, że jedynie krok dzielił ją od końca. Dokoła niej były wysuszone, pozbawione życia pustkowia. A pod klifem nie było wody, a mrok. To miejsce przypominało jedno z wielu w Wieży Magów, ale Rhea czuła, że wcale nie było z nią powiązane. Była gdzieś indziej. Gdzieś, gdzie nie wiedziała, skąd się wzięła.

Niewidzialna siła pchała ją w stronę przepaści, a upiorne szepty zachęcały do porzucenia uporu. Wola kobiety pozostawała jednak nienaruszona. Była gotowa walczyć o przetrwanie, nawet jeśli czuła, że zaraz eksploduje jej serce. Chciała wrócić do swoich najbliższych.

— Dlaczego walczysz, Córko Chwały?

To było coś nowego. Szepty jak dotąd przypominały upiorne, zbolałe jęki jej najbliższych. Teraz przemówił ktoś inny. Mężczyzna. Wyraźnie był zaciekawiony, ale i zniecierpliwiony.

— Tak bardzo zależy ci na świecie?

Choć nie otrzymał odpowiedzi, zadał kolejne pytanie. Rhea wzięła głęboki oddech, zaciskając dłonie w pięści.

— Nie.

Coś za nią zadudniło. Zerwał się mocny wiatr, który potargał jej włosy. Rhea zamknęła oczy, a gdy je otworzyła, znalazła się w osnutej cieniami sali. Wyróżniał się w niej tylko jeden punkt — tron zbudowany z kości i rubinów. Otaczała go ogromna pajęczyna. Szybko ukazał się jej właściciel. Jadowicie czerwony pająk miał ponad metr, a jego czarne ślepia przyprawiały kobietę o dreszcze. Włochata istota poruszyła odwłokami, a Rhea odruchowo się cofnęła.

— Boisz się mnie, Córko Chwały? — spytał, a jego głos stał się chrapliwy i dziki. Niewiele miał wspólnego z wcześniejszą elegancją i spokojem.

Rhea zacisnęła usta, zastanawiając się, co mogłaby zrobić przeciw temu stworzeniu. Niestety, była do facto bezbronna.

— Po tym, jak mój najdroższy brat porąbał moje ciało, mogę jedynie przejmować ciała innych stworzeń — splunął.

Brat... Całe ciało Rhei stężało. Przed oczyma stanęło jej wspomnienie gigantycznego, złotego oka.

— Jesteś moim wujem, bogiem Svarem.

Pająk poruszył odnóżami.

— Tak, dziecko. Jestem Svarem.

Rhea rozejrzała się, próbując dostrzec coś w ciemnościach. Pustka.

— To sen, prawda?

— Tak.

Ulżyło jej. Poczuła się również o wiele bezpieczniej.

— Dlaczego tu jesteś? Czy to z powodu mojej umowy z Karesem?

Nie chciała przedłużać tego spotkania. Każda chwila spędzona obok Svara przyprawiała o zawroty głowy, a stresu miała już nadto. Chciała, aby jak najszybciej opuścił jej sen.

— Tak — zgodził się chrapliwie. — Pomożesz mu, ale czy wiesz, co stanie się z tobą później?

Nigdy nie myślała o później. Zamierzała powstrzymać Kares przed jakimkolwiek później. I była pewna, że byt, który wszedł do jej umysłu, doskonale wiedział o jej zamiarach. Pytanie zasiało jednak pewne ziarno niepokoju. Kares już raz powrócił po śmierci. Dodatkowo porozumienie, które zawarli, miało pewne luki. I była pewna, że nie dostrzegała nawet wszystkich. Zerknęła w stronę bóstwa z nieufnością.

— Czego chcesz?

Nie miała ochoty i czasu na jeszcze większe gierki. Już i tak stała na zbyt rozległej i nieznanej sobie planszy.

— Kares obiecał, że nie skrzywdzi twoich bliskich, ale nie będzie ich również chronił. Ciebie natomiast może zabić, kiedy tylko zechce — wychrypiał. — Ochronię ciebie, Kaladina de Raidne, twoje potomstwo, Alora Viltari, Aspen Viltari, Theo Viltari i Ilvo Oculię przed śmiercią. Sprawię, że mój brat straci nad nimi władzę. Będą wolni od klątw — zanucił. — W zamian oczekuję dwóch rzeczy. Wyzwolisz mnie sama i obiecasz mi swoją krew.

Tadern zbladła, zerkając z niepokojem na swoją dłoń. Co takiego niezwykłego było w jej krwi? To byłaby trzecia umowa, która jej dotyczyła. Czy naprawdę mogłaby nią zapłacić? Co więcej, czy obiecanie wyzwolenia Svarowi nie byłoby sprzeczne z umową zawartą z Karesem?

— Magia zobowiązuje mnie do współpracy z Karesem — zauważyła.

Svar wydał z siebie ochrypły syk. Poruszył swoimi odnóżami.

— Współpraca nie oznacza posłuszeństwa. Wciąż możesz robić pewne rzeczy sama.

Prychnęła. Dla boga wydawało się to proste, ale ona miała tylko więcej wątpliwości i obaw.

— Nie zdołam cię uwolnić sama. Nie wiem, jak to zrobić, a Kares z pewnością będzie pilnować naczyń.

— Gdy zgromadzicie pozostałe dwa, dam ci szansę, na zrobienie tego bez jego interwencji — rzekł z lekkim zirytowaniem.

Zapanowała cisza, którą w końcu przerwało westchnięcie Rhei.

— Chcę, abyś chronił Oculię — stwierdziła poważnie. — Wiem, że kiedy się wyzwolisz, świat się zmieni. Wybuchnie spór, a ludzie tutaj są bezbronni. Choć naprawdę nie interesuje mnie świat, to chcę, aby moi bliscy mieli miejsce, gdzie będą mogli wrócić.

Svar roześmiał się, a przez ochrypłoś w jego głosie, śmiech ten był dość upiorny.

— Dobrze, dziecko. Zgadzam się.

Pająk wyciągnął ku Rhei jedno ze swoich odnóży. Na znak umowy. I nie było potrzeby tłumaczyć jego zamiaru. Kolejna magiczna umowa naprawdę nie napawała entuzjazmem. Ta jednak była zawierana w dość obrzydliwych okolicznościach.

— Dlaczego nie prosisz o pokój? — zapytał pająk, gdy to Rhea stanęła naprzeciw niego.

Kobieta nie unosiła głowy, nie chcąc patrzeć w ślepia stworzenia. Miała wrażenie, że mogłaby od jego bliskości zwymiotować.

— Pokój to tylko marzenie — stwierdziła. — Jeśli nie ty, to Kares albo Bóg Chwał i tak wywołają chaos. Jestem pionkiem na waszej planszy. Jedyne, co mogę zrobić to spróbować zapewnić bezpieczeństwo moim najbliższym. Dopiero wtedy mogę myśleć, co zrobić dalej, prawda? — spytała z goryczą w głosie, po czym uniosła dłoń, dotykając pajęczego odnóża.

Svar nic nie powiedział. Skupił się na tworzeniu układu. Gdy zarówno Rhea, jak i on potwierdzili jego poprawność, sen się rozmył.

Rhea podniosła się, dotykając dłonią czoła i zaciskając zęby. Trzykrotnie obiecana krew... Gdyby kiedyś ktokolwiek powiedział, że obieca ją choćby raz, to by go wyśmiała. Zwłaszcza że był to jeden z najcenniejszych składników w starych praktykach. Rzecz w tym, że jej krew okazywała się jeszcze cenniejsza. W końcu była podobna do tej, która płynęła w obecnym władcy tego świata. Na swój sposób dawało jej to bezpieczeństwo, Splamieni, Kares i Svar, nie pozwolą jej zabić. Dwaj pierwsi przynajmniej do pewnej chwili. Jednak wady posiadania Boga Chwały za ojca były o wiele większe. Była cennym pionem, ale właśnie, tylko pionem. Nie narodziła się mocą, nie mogła stanąć naprzeciw potężnym. Mogła jedynie knuć, próbować zachować życie i starać się przeć naprzód. Była niczym cenny składnik.

I nic więcej.

~ CDN ~

Trzykrotnie obiecana krew... Nawet nie wiecie, jak bardzo czuję się podekscytowana tym, co nadchodzi. Ja doskonale wiem - i liczę, że się nie rozczarujecie. Niedługo również dowiecie się, co słychać u naszego kochanego Kaladina. 

Miłego dnia kochani!

Twitter: @___Mefi___

Instagram: @qitria

Data pierwszej publikacji: 30.01.2024

List MagaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz