Rozdział 27 Obiecana krew

219 42 0
                                    

Rozdział 27 Obiecana krew

Od dwóch dni Rhea ledwie mogła spać. Ciągle się budziła, dręczona obawami i koszmarami. Miała wrażenie, że coś zaraz na nią wyskoczy albo ktoś przyniesie niepokojące wieści. Dodatkową dawkę stresu dostarczało jej obecne miejsce pobytu. Została na zamku i chociaż Ilvo wielokrotnie powtarzał, że jej pokój to jedna z najbezpieczniejszych komnat, to nie mogła się odprężyć. Kares był potężnym magiem. Skąd miała wiedzieć, że nie przełamie tutejszych barier pstryknięciem palców? Choć taka wizyta nie była w oczach Rhei najgorszą z opcji. Bardziej bała się, że ktoś przyniesie jej wieści o śmierci najbliższych. Dodatkowo przedłużający się impas doprowadzał ją do szału. Nie miała czasu, aby ciągnąć to przez lata. Dziecko w jej brzuchu nie będzie czekać, w końcu po prostu się pojawi.

Kobieta zsunęła się z wygodnego materaca, dotykając bosymi stopami ciemnej, drewnianej podłogi.

Pokój miał kształt kwadratu i nie należał do największych. Z łatwością jednak mieścił tu wszystko, co było niezbędne. Łóżko z baldachimem, szafę na ubrania, parawan, biurko, kominek i parę foteli. Miejsce urządzono w beżu i zieleni. Kolory podkreślało ciemne drewno, z którego wykonano podłogę i meble. Ściany natomiast były beżowe i miały na sobie liczne wyżłobienia będące częścią formacji ochronnych.

Światło księżyca wpadało przez okno, oświetlając kobiecą postać. Rhea wyglądała krucho i blado, ale w jej zmęczonych oczach nie było słabości. Wręcz iskrzyły od siły. Miała pomysł. I choć wiedziała, że nie znalazłby on aprobaty otoczenia, nie zamierzała z niego rezygnować. Potrzebowała działać, a sztyletu mogła użyć jedynie, będąc niedaleko Karesa. Musiała więc się do niego zbliżyć. Możliwe, że jeśli wyjdzie mu naprzeciw, to zdoła ochronić Kaladina i Ilvo.

Bez wahania naciągnęła na siebie okrycie, po czym ubrana w koszulę nocną wyszła z pokoju. Nie myślała o tym, jak bardzo niestosowny jest jej strój, czy też jakiego zawału dozna patrol, który ja ujrzy. Po prostu szła. Pochodnie oświetlały kamienny korytarz, zapewniając odpowiednią widoczność.

O dziwo nikogo nie spotkała. Jednak, gdy to stanęła przed drzwiami do wieży Karesa, początkowa pewność siebie ją opuściła. To był potężny mag. I, jeśli legenda była, choć w połowie prawdziwa, został zdradzony i pożarty żywcem. Jaką miała szansę? Jak mogłaby sprawić, że jej zaufa, jednocześnie samej mu nie ulegając?

— No proszę, nie spodziewałem się jej wysokości o tej porze.

Rhea drgnęła, a jej serce zabiło mocniej. Kares stał tuż za nią. Czuła jego oddech na szyi, a mimo to nie odwróciła się.

— Jak mogę jej wysokości pomóc? — spytał słodko, każde słowo szepcząc tuż do kobiecego ucha.

Rhea zacisnęła usta, po czym wzięła głęboki wdech.

— Chcę zawrzeć układ.

— Układ? — powtórzył z zainteresowaniem, stając naprzeciw Rhei.

Wciąż nosił ten sam płaszcz i wciąż jego twarz była nieuchwytna. Mimo to kobieta wręcz czuła palące spojrzenie, które przesuwało się po jej ciele.

— Wiem, kim jesteś — zapewniła. — I wiem, czego chcesz, Karesie.

Mag pstryknął palcami, a podłoże zniknęło spod jej stóp. W jednej chwili ciało Rhei zaczęło spadać, a z ust umknął krzyk. Próbowała być silna, ale przy tak nagłych zmianach nie dało się zachować zimnej krwi.

Spadając w przepaść, miała wrażenie, że coś tam jest. W pewnej chwili faktycznie ujrzała tę tajemniczą rzecz. Gigantyczne oko uniosło mroczne powieki, ukazując złote tęczówki. W jednej chwili z Rhei uleciało całe powietrze, a panika zawładnęła jej ciałem. Działała instynktownie, niczym zwierzę, które natrafiło na drapieżnika nie do pokonania. Chciała uciekać i krzyczeć, ale nim całkowicie utonęła w pierwotnych odruchach, poczuła ciepłą dłoń na ramieniu. Należała do Karesa, który podtrzymał ją przed upadkiem.

List MagaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz