Mam już dość osamotnienia,
Wzgardy, życia bez znaczenia
Jakby kiedy ktoś zapyta
Tylko jedna rzecz mnie chwyta
Rzecz trwożąca, niespodziana
Czarnym płaszczem tuż odziana
Bez uczucia, bez cierpienia
Stan wiecznego ukojenia
Obrzydł mi już głos jednaki
Impulsywny, byle jaki,
który twierdzi równo, wznów,
że urodzić się to cud
Każdy głupiec mógłby stwierdzić
od problemów się odpędzić
ignorować wszelkie fakty
byle jego żywot łatwy
Nikt nie myśli, nikt nie powie
Nawet jeśli ktoś się dowie
Gra nie warta żadnej świeczki
Ani orła, ani reszki
Cudzym życiem nędzne granie
Obietnice, zakłamanie
Teatr wtedy tylko równy,
gdy kolejką lud do trumny