| 12 |

59 5 1
                                    

Yunho wstał wcześnie rano, ze świetnym humorem spowodowanym zbliżającym się weekendem. Od razu pokierował się do kuchni, w której zaczął przygotowywać śniadanie dla siebie, jak i dla młodszego współlokatora, którego miał zamiar ignorować. Następnie uszykował sobie cieplejszą kurtkę, bo jednak w październiku zróżnicowanie pogodowe mogło czasem zaskakiwać. Planu na ten dzień jeszcze dokładnego nie było (oprócz dnia na uczelni, którego nie dało się zaplanować), więc na razie tylko ignorował zaczepki Jongho, nie chcąc palnąć czegoś głupiego. Zdawał sobie sprawę z tego, co zastaną na samym początku dnia na uczelni, więc miał też nadzieję, że to da jakikolwiek zarys następnych wydarzeń.

Pierwsze co się stało po zajęciu miejsca przy szafkach było ujrzenie promiennego Wooyounga, którego niewiadomo skąd przywiało tak wcześnie. W końcu młodszy dojeżdżał autobusem.

- Cześć - uśmiechnął się szeroko, podchodząc do dwójki Ho. - Co u was?

- Yunho mnie ignoruje - skomentował najmłodszy, patrząc na wyższego, który nawet w jego stronę nie spojrzał.

- Czekamy na wykłady. Co u ciebie, Jung Wooyoung?

- U, jak formalnie - zachichotał cicho, po czym skinął głową. - Jak na razie jest świetnie. W końcu piątek, weekendu początek.

- Siema, gdzie Song? - do trójki chłopców podszedł niejaki Yeosang, z którego raczej nie dało wyczytać się żadnej emocji.

- Ja ci już nie wystarczam? - spytał Jung, udając smutnego.

- Nigdy nie wystarczałeś - odburknął mu i nawet nie zdziwiło go, że młodszy w odpowiedzi się po prostu do niego przytulił, obrażony i smutny. - Więc gdzie Song?

- Za tobą, idioto - prychnął Mingi, stojąc tuż za plecami Kanga. Spojrzał się oceniająco na Wooyounga, po czym zajął miejsce przy szafkach obok Yunho.

- Nawet ty wcześniej niż Park - pochwalił go blondyn, śmiejąc się cicho. Poklepał Junga po plecach (nadal był do niego przyklejony) z nadzieją, że młodszy w końcu odpuści albo pójdzie do innego naiwnego, ale on tylko się uśmiechnął jak dziecko i chłopak głośno westchnął.

- Cześć, chłopcy - uśmiechnął się najstarszy i przystanął obok nich, patrząc na Wooyounga. - Co ty robisz?

- Przecież zawsze to robię, odwalcie się - fuknął obrażony i finalnie odsunął się od swojego przyjaciela. - Gdzie mały i San?

- Mały? Jest niższy od ciebie o jakiś centymetr - wtrącił się Mingi, ewidentnie śmiejąc się z ich wzrostu. Jung wzruszył ramionami i spojrzał na dwóch Ho, oczekując wyjaśnień. One jednak same nadeszły.

- Sto lat, sto lat - zanucił San, zbliżając się powoli do chłopców, z babeczką, w którą wbita była sztuczna świeczka. Wkrótce niechętnie do śpiewania przyłączył się Hongjoong, idąc ze sztuczną zapalniczką, która w ogóle nie była potrzebna, ale robiła jako rekwizyt i zadowolony Yunho wpatrzony w Jongho, który śmiał się, czując się przy tym niesamowicie niezręcznie.

Wiadomo, że pozostała czwórka zastanawiała się czym jest ten teatrzyk i ile za niego zapłacą.

- Wszystkiego najlepszego Jongho! Nie wierzę, że jesteś już taki stary - zaczął Kim, patrząc z obrzydzeniem na czekoladową babeczkę, z tym sztucznym czymś, co nawet nie świeciło się chociażby na pomarańczowo. - Woźna nie pozwoliła nam na świeczkę.

- No raczej, po tym, jak prawie spaliliście śmietnik - zaśmiał się i ukłaniając się w podziękowaniu przyjął babeczkę od rudego. - Prowizoryczna też jest świetna, dziękuję.

- Ej, z tym śmietnikiem to była wina Hongjoonga, to po pierwsze, a po drugie mieliśmy o tym zapomnieć - zaczął śmiać się starszy Choi.

- Excuse me? Zapytałbym profesjonalnie "o chuj chodzi", ale że ja jestem bardziej profesjonalny, to zapytam tak, co się dzieje w tym przezabawnym otoczeniu, że państwo śpiewają sto lat temu panu i dlaczego ktoś miałby palić śmietnik do jasnej ciasnej - spytał zirytowany Yeosang, po chwili ciężko myśląc. - O mój boże!

8 makes 1 team | ateezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz