04

48 2 0
                                    

Późnym wieczorem wylądowali kilka kilometrów od centrum Rzymu. Elving zadecydował, że spędzą noc u niego. Królewicz posiadał urokliwe mieszkanie w samym centrum Rzymu. Miało ono trzy pokoje, mimo tego spali w jednym pokoju, by zachować pozory przed Livi i jej narzeczonym, który robi za kierowcę Elving'a. Niby mogli się przyznać, że to wszystko jest na niby ale Elving pragnąłby była jego, a ona nie wiedziała, ile komu może zaufać.

Brzuch Luell był już całkiem duży, dlatego poprosiła Livi o pomoc w umyciu włosów. Dziewczyna zgodziła się bez zawahania. Przez te kilkanaście dni się polubiły i miło się im rozmawiało. Miały wspólne tematy i zainteresowania. Obie kochały sport w każdej postaci również samoobronę i sztuki walki.

Powrót do miejsca, w którym czujesz się bezpiecznie, jest jak delikatny wiatr dający ukojenie w upalne dni. Coś jak ulubiony zapach, który towarzyszy ci w ciągu dnia. Wtedy czujesz błogi spokój, twoje ciało się rozluźnia, a zmysły są jednocześnie czyste jak otumanione. Luell wróciła do domu jako całkiem inna osoba. Mowa tu nie tylko o zmianie w dokumentach, ale przede wszystkim o zmianie w postrzeganiu świata, zachowaniu, a nawet wyglądzie.

W pewnym sesję straciła nieodwrotnie swojego syna, dla matki to ogromny ból. Wiedziała o planie Zuzanny, o którym planie miał ją zabić. Uciekając, uratowała swoje życie, tworząc nikłą szansę na ponowne spotkanie z synem. Ona nie posiadała odporności na trucizny, ale jej syn już tak. O wiele trudniej było otruć wilkołaka, dlatego też Luell wie, że jej synowi nie zagraża niebezpieczeństwo. Pomimo tego, jaki jest Alex, nie pozwoli na to, by stracić pierworodnego dziedzica.

By trudniej było ją rozpoznać, zmieniła także swój wygląd. Długie platynowe włosy ścięła aż o połowę, zafarbowała je na jasny brąz. Uczesana w koka i ubrana w długą luźną sukienkę nie przypominała dawnej siebie. Dodatkowo przestała nosić niebieskie soczewki a zaczęła nosić okulary. Nie miała dużej wady wzroku zaledwie - 0,5 na prawym oku dlatego też mogła w ogóle nie nosić ani okularów, ani soczewek.

Kolejnym przystankiem w podróży było miasto Neapol. Nie byli tam długo, ale znaleźli czas na kupienie lodów i pamiątek. No i nareszcie byli w rodzinnym miasteczku Luell. Stojąc przed drzwiami domu, dziewczyna zaczęła się stresować. Co jeśli przez przypadek użyją jej starego imienia. Wtedy całe to udawanie przed Livi i jej chłopakiem na nic.

W drzwiach stało dwóch ochroniarzy, nie poznali jej. Zresztą, przecież nie każdy ochroniarz znał wszystkich członków rodziny Markiz. Nie zdążyła zacząć tłumaczyć, że jest z tej rodziny, bo przed nią pojawił się Fabien z paczką fajek w ręce. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, tak dawno nie widziała swojego wujka. Natomiast mężczyzna z kamienną miną powiedział.

- Kim pani jest? - wzbudziło to czujność u ochroniarzy, którzy położyli ręce na broni

- Witam pana, jestem panna Luell Markiz. Przybywam wraz z moimi kompanami, by przedstawić moją przyszłość. A moją przyszłością jest córka, która przejmie mój dorobek życia. - odpowiedziała to spokojnie z lekką dumą i wyniosłością

- Ach tak panna Markiz - nie wytrzymał i uśmiechnął się - Chodź kochana, was też zapraszam - wszedł do środka. - Panna Luell wróciła do domu! - krzyknął a już po chwili było słychać jak dwie osoby biegną po schodach

Lynda jak zazwyczaj miała włosy spięte w eleganckiego koka. Na sobie miała lekką zwiewną błękitną sukienkę w groszki. Na nogach białe sandałki z kokardą.

Nastia również miała na sobie sukienkę, tyle że różową. W tym samym kolorze była bandamka zawiązana na głowie. A jej włosy odrosły, jak by nie ścinała je od dłuższego czasu.

- Lulu! - obie krzyknęły piskliwym głosem niemal rzucając się na siostrę

- Ostrożnie - Elving ostrzegł dziewczyny by nie zgniotły dziecka, które było w brzuchu Lulu

- Też się cieszę, że was widzę - odparła ciężarna kobieta

Wszyscy usiedli w salonie czekając na to jak Piter wróci z pracy. Owszem nie trzeba było na niego czekać całą wieczność, ale przyszedł z groźną miną i zaczerwienioną prawą pięścią. Kiedy usiadł na kanapie obok swojego chłopaka, od razu się uśmiechnął.

- Nastio proszę cię przynieś apteczkę z łazienki - poprosił Fabien

Siostrzenica nie zwlekała i od razu podała wujkowi apteczkę. On wyjął z pudełka coś do odkażenia rany i zaaplikował to na ranę chłopaka. Piter uśmiechnął się niewinnie i podziękował pocałunkiem. Fabien był przyzwyczajony do czułości, ale niekiedy zachowywał się jak nastolatek, rumieniąc się przy każdej takiej sytuacji.

Goście siedzieli i rozmawiali na różne tematy. Ale kiedy wybiła północ, udali się do pokoi. Luell i Elving usiedli na łóżku kiedy odezwał się mężczyzna.

- Zrobię ci masaż ramion. Co ty na to ?

- W Porządku - powiedziała zmęczona dziewczyna. Po krótkim, lecz odprężającym masażu podziękowała mu

- nie ma za co słoneczko

- Wspaniałe udajesz mojego chłopaka - powiedziała Luell i w momencie jej źrenice się rozszerzyły. - Nie - szepnęła

- Nie rozumiem słoneczko, co się dzieje? - Elving był naprawdę zaskoczony

- Ty nie udajesz

- Luell, ale czego nie udaje? - mężczyzna powoli domyślał się, o co może chodzić. Cały się pospinał i nie wiedział, co dalej powiedzieć.

Luell milczała, chcąc poukładać sobie w głowie to, co właśnie się domyśliła. I tak siedzieli, patrząc na siebie, oboje byli jak dzieci we mgle. Zagubieni w uczuciach, myślach i w świecie.

- Ty coś do mnie czujesz - powiedziała to najciszej jak mogła

- Od bardzo dawna nie jesteś mi obojętna - również mówił cicho

- Od bardzo dawna ?

- Tak zaczęło się to już kilka lat temu

- Nie rozumieniem

- A więc przyszła pora, aby przypomnieć ci, co działo się gdy byłaś mała. Masz więc prawo nie pamiętać tego wydarzenia.

Dwadzieścia lat temu

Gyroov i jego małżonka Diana zaprosili rodzinę Markiz do jednego ze swoich pałaców. Początkowo mieli się zjawić tylko Piter Markiz z chłopakiem Fabienem, ale po prośbie królowej do pałacu zawitały również trojaczki z mamą. Diana bardzo polubiła Lottę do tego stopnia, iż przesyłała jej na każde urodziny życzenia i prezenty. Ale nie tylko ona zauroczyła się w tej rodzinie. Susan miała wtedy jakieś trzy lata a Elving dziewięć lat. Dziewczyna wpadła w oko królewicza, chociaż żaden z nich nie rozumiał, co to tak naprawdę znaczy. Lecz wystarczyło poczekać dziesięć lat kiedy to trzynastoletnia Susan wychodziła ze szkoły. Dziewczyna od zawsze miała specyficzny temperament i to właśnie to, co zdążyło się chwile później. W towarzystwie swoich sióstr była już za bramą szkoły kiedy pewien chłopak pociągnął ją za włosy krzycząc na cały głos

- Głupia pizda

Susan automatycznie wygięła jego rękę, powalając go na ziemię. Właśnie to zaimponowało Elving'owi, ale nie zdążył jej zaczepić gdy odjechała czarnym autem. Później znał jej imię i nazwisko, lecz nie mógł jej znaleźć. Susan zmieniała swoje miejsce zamieszkania po każdej spełnionej misji. Było to mniej więcej co dwa, trzy tygodnie. Czasem te przeprowadzki były oddalone od siebie setkami kilometrów. A kiedy nareszcie ją znalazł, należała już do kogoś innego. Odnajdując ją w aucie, nie wiedział, że to ona. A bardziej nie miał pewności, lecz postanowił umieścić ją w sali vip, zarezerwowanej dla najbliższych.             

Ksieżna LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz