10. Znienawidzeni bracia

42 4 2
                                    

Laura

Sama wizyta w domu państwa Gomes mnie już przerażała a co dopiero opinia o mnie. Szef od razu po przyjściu powiedział mi, że mam w nim wsparcie. Niby tylko słowa, a dały mi dużo. Kiedy tylko zaparkowaliśmy pod jego domem, od razu wiedziałam, że to nie miejsce dla mnie. Sam wystrój dawał pozytywny vibe, a ja? Żaden. Chciało mi się płakać na samą myśl, co pomyśli o mnie jego rodzina. Miguel, dając mi pełne wsparcie, lekko dotknął mojego ramienia. Co prawda zwykły gest, ale zawsze on mnie uspokajał. Weszliśmy do domu, gdzie od razu zostałam przywitana jak najważniejsza osoba w kraju.

- Laura, ty jesteś na coś uczulona? Nie jesz czegoś? - zapytała pani Gomes z troską w głosie.

- Spokojnie, nie jestem na nic uczulona i nie wybrzydzam.

Widać było, że naprawdę dobra z niej kobieta, troszczyła się o najmniejszy szczegół, żeby było wręcz idealnie. Jeszcze przed obiadem, Portugalczyk zabrał mnie do swojego pokoju pokazać co i jak. Pomieszczenie było urządzone z gracją, a wszystko do siebie pasowało. Nawet miałam wrażenie, że kurzu tu nigdzie nie znajdę. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to uroczy miś, wzięłam go do ręki i dokładnie mu się przyjrzałam. Chyba zdenerwowałam tym młodego, bo próbował mi go wyrwać.

- Mogę go na noc? - zapytałam.

- On jest mój.

- No weź pożycz. - droczyłam się. - Aż taki ważny jest?

- Dostałem go od babci, gdy po raz pierwszy tam poleciałem. Więc tak, jest ważny, nawet bardzo.

Jego wyznanie mnie lekko zamurowało. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc tylko na niego patrzyłam. Zrobiło mi się cholernie głupio. Miguel wyczuł moje skrępowanie i z uśmiechem objął mnie ramieniem.

- Spokojnie młoda.

- Młoda? - zapytałam zaskoczona.

- No tak, przecież nie stara, jasne?

- Ile ty masz lat?

- Dwadzieścia dziewięć, rocznik dziewięćdziesiąty piąty. A ty?

- Trzydzieści dwa, rocznik dziewięćdziesiąty drugi. Jestem o trzy lata starsza, więc nie młoda.

Miałam niespełna dwadzieścia siedem, kiedy wyjechałam do Los Angeles. Wtedy jeszcze jako naiwna wdowa, nie wiedziałam, na jakie piekło się sprowadziłam. Teraz kiedy mam trzydzieści pięć lat, nigdy nie pozwoliłabym sobie zgotować tego wszystkiego.

Przeglądałam zdjęcia powieszone na ścianie. Na wszystkich Portugalczyk był najprawdopodobniej na Sycylii. Kiedy mój wzrok padł na zdjęcie, na którym idealnie było widać w pełni jego umięśniony tors, zrobiło mi się gorąco. Nie wiem, ile ten facet spędził na siłowni, ale miał sześciopak nawet lepszy niż miał Wayne. Do pokoju wszedł najmłodszy brak Miguela, a ja poczułam jak płoną mi policzki.

- Przeszkodziłem wam w jakiejś rozmowie? - zapytał od razu.

- Nie spokojnie. Miguel pokazywał mi swój pokój.

- Mhm. Mama kazała zawołać was na obiad.

Uśmiechnęłam się lekko, bo byłam tu zaledwie około dwóch godzin, a Pani Gomes traktowała mnie jak własną córkę. Nie miałam pojęcia czy to dlatego, że Miguel przyjaźnił się z Wayne'em, czy jak.

- Zaraz zejdziemy. Daj nam tak pięć minut, okej? - odezwał się po chwili Miguel. - Muszę pokazać jej resztę.

- Tylko nie za długo, bo wiesz, jak to z Raffaelem jest.

- Nawet mi nie przypominaj.

Kiedy Boris opuścił pomieszczenie, spojrzałam pytająco na mężczyznę.

trzy telefony [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz