7. Życiowa Szansa

45 4 1
                                    

*Randall*

Ponieważ było dość późno oraz z faktu, że nie miałem ochoty widzieć się z rodzicami, w wisielczym nastroju ruszyłem do szkoły. Nie rozumiałem, co się stało. Jestem pewien, że kradzież miraculum pająka powiodła mi się bez żadnych zakłóceń, a jednak ewidentnie ktoś mnie dogonił i je zabrał. Pamiętam postać. Coś obok mnie przemknęło. Nie mógł być to jednak żaden z ochroniarzy. Byłem na dachu budynku w dodatku w kostiumie. Żadna istota ludzka nie dałaby rady mnie od tak ogłuszyć, zwłaszcza, że nie pamiętam, bym czuł jakiekolwiek uderzenie. Pytanie, które również mi się nasuwa to, dlaczego pozbawiono mnie jedynie miraculum pająka, mojego wilczego natomiast nawet nie tknięto. To wszystko miało tylko jedno rozwiązanie i niestety, ta informacja wcale nie napawała mnie optymizmem.

- Dlaczego jesteś taki nie do życia? - do rzeczywistości powróciłem za sprawą badawczego spojrzenia Silvii, w towarzystwie której spożywałem lunch na stołówce.

- Kiepsko spałem. - odparłem nieprzekonująco.

- Zważywszy, że przyszedłeś dopiero na czwartą lekcję, spałeś przynajmniej do dziesiątej. - brunetka z satysfakcjonującym uśmiechem spowodowanym umiejętnością przyłapywania mnie na kłamstwie, teatralnie włożyła sobie do ust pomidora koktajlowego stanowiącego części podawanej dziś sałatki.

- Okej, masz mnie. - uśmiechnąłem się lekko do dziewczyny, jednak spoważniałem po chwili. - Chodzi o to, że mam problemy z pewną... sprawą.

- Powiedz, o co chodzi, może będę w stanie ci pomóc. - zasugerowała, jakby takowe rozmowy były u nas czymś naturalnym. Ale nie były. I z mojej strony być nie mogły.

- Nie sądzę, byś była w stanie mi pomóc. Są sprawy, o których powiedzieć ci nie mogę, bez względu na to, jak bardzo bym tego chciał. - westchnąłem cicho. Czasami łapię się na myśleniu, jakby to było powiedzieć Silvii o wszystkim. Wtajemniczyć ją w sprawę miraculi i pokazać jej świat protestantów. Ale nie mogłem tego zrobić. Obowiązują nas reguły. Nie możemy ujawniać się nikomu spoza protestanckich rodzin, bądź też osób oficjalnie z nimi spowinowaconych. To po prostu zbyt niebezpieczne.

- Wiesz... Nawet, jeśli nie możesz mi czegoś powiedzieć, tak czy inaczej będę przy tobie, Rand. - Silvia wzięła moją dłoń w swoje.

- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć, choćby nie wiem co.

- Dzięki, Silvia. - delikatnie uśmiechnąłem się do dziewczyny. Rzeczywiście na sercu zrobiło mi się jakoś lepiej. W jej obecności wszystko to, co na mnie ciążyło, ważyło dziwnie mniej. I nawet jeśli nie wiedziała o niczym, sama jej obecność sprawiała, że w jednym momencie nie myślałem już o miraculach, ani o tym, jak bardzo zawiodę rodziców, gdy ci dowiedzą się o mojej niewyjaśnionej porażce z zeszłej nocy. Nie rozprawiałem o tym, co było dla mnie priorytetem, ponieważ gdy Silvia była obok, to ona się nim stawała. Nawet z Meredith nie doświadczyłem czegoś takiego. Czy to możliwe, bym się w niej...

- Chcesz mi zrobić zdjęcie i nie wiesz, w jakiej pozie będę wyglądała najkorzystniej? - spytała, a dojrzawszy moją zdezorientowaną minę, parsknęła śmiechem.

- Co? Czekaj, mówiłaś coś? Sorry, znowu jakoś tak odpłynąłem. - oznajmiłem zakłopotany.

- Ta, zauważyłam. Wpatrywałeś się we mnie, jak w obrazek. Ty chyba faktycznie się nie wyspałeś.

*Silvia*

Nie byłam typem osób, które lubią się objadać, ale niezaprzeczalnie to właśnie stołówka była moim ulubionym miejscem w całej szkole. To właśnie tam mogłam zaznać chociaż odrobiny spokoju bez pewnej blondynki, która jak zresztą sama twierdzi, nigdy nie zniżyłaby się do poziomu szkolnego jadła. Chociaż wywodzimy się z jednego domu, ja osobiście nie mam z tym problemu, także taki obrót spraw to dla mnie duży plus. Dotąd jadłam posiłki zupełnie sama, co nijak mi nie przeszkadzało, ale odkąd pojawił się Randall, towarzyszy mi on przy stoliku ku zawistnych spojrzeń wielu dziewczyn. Ale co tam, brunet je ignoruje, więc ja też sobie na to pozwalam. Echh, żałuję tylko, że nie mogę mu pomóc. Jakkolwiek. Być może gdyby chłopak zdecydował się jednak opowiedzieć mi o swoich problemach, mogłabym go chociaż pocieszyć. Spróbować przekonać, że wszystko będzie dobrze, a tak nie jestem w stanie zrobić nawet tego. Ale cóż, obiecałam mu, że nie będę się wtrącać w jego prywatne sprawy, więc jedyne, co mi pozostało to czekanie, aż Rand sam postanowi się przede mną otworzyć. Idąc tak zamyślona, nie zauważyłam Audrey na szczycie schodów prowadzących na piętro naszego domu. Zdałam sobie sprawę z jej obecności dopiero, gdy góra śmieci wylądowała wprost na mnie.

Miraculum : Sieć Intrygi - pamiętnik tej drugiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz