*Randall*
Słońce już jakiś czas temu schowało się za horyzontem, także mimo że ja do domu miałem zdecydowanie bliżej, uparłem się, by odprowadzić bezpiecznie jeszcze swoją dziewczynę. Owszem, swoją dziewczynę. Mimo wszystkich zobowiązań związanych z protestanctwem, postanowiłem dać Silvii szansę. Dać szansę nam. Wciąż miałem swoje obawy, jednak byłem gotów podjąć to ryzyko. Moi rodzice widzieli mą partnerkę w Meredith i nic z tego nie wyszło. Pora, abym to ja wziął tego typu sprawy we własne ręce i sam wybrał sobie dziewczynę, kierując się przede wszystkim własnymi uczuciami, nie protestanckimi interesami. One rzecz jasna wciąż są dla mnie ważne, ale oprócz nich liczy się także i Silvia. Zapewne któregoś dnia opowiem jej o tym, kim jestem i czym się zajmuję, ale na tę chwilę chcę pozostawić tę sprawę w tajemnicy i najzwyczajniej w świecie cieszyć się normalnym życiem.
- Nie masz pojęcia, jak się cieszę, Rand. - gdy tylko rezydencja rodziny Rito zniknęła mi z pola widzenia, szara kwami wyleciała z mojej kieszeni, by w miarę swoich możliwości uściskać mnie swoimi łapkami.
- Dzięki, Nykks. - poklepałem kwami po miniaturowym grzbiecie, uważając przy tym, aby jej nie zgnieść.
- Pamiętam jeszcze, jak jako taki mały chłopiec stałeś wystraszony na scenie, nie wiedząc, co się wokół ciebie dzieje...
- Okej, okej, darujmy sobie tego typu anegdotki. Co ja poradzę, że powierzanie miraculów w protestanctwie towarzyszą chuczne ceremonie. - ukryłem kwami z powrotem do kieszeni, po czym wszedłem do mieszkania, starając się wyglądać, jak gdyby nigdy nic. Miałem nadzieję niezauważony przemknąć przed ojcem, który w salonie grał w szachy wraz ze swoim kwami. Prawie mi się udało.
- Randall, pozwól no tu na chwilę. - zagadał, nie spuszczając swoich oczu z szachownicy. Leeio właśnie ruszył skoczka.
- Czy coś się stało? - spytałem, w duchu przeklinając swój brak absolutnej dyskrecji. Byłem pewien, że mama wygadała mu już o Silvii i zaraz usłyszę pouczający wykład na temat związku z osobami spoza protestanctwa. Nie, żebyśmy w ogóle mieliśmy to zabronione. Takowe sytuacje na przestrzeni lat oczywiście się zdarzały, lecz rody protestanckie, zwłaszcza te najbardziej wpływowe, raczej stronią od takowych rozwiązań. Co wszak warte jest małżeństwo, gdy tylko jedno z małżonków ma za sobą skarbiec wypełniony miraculami, druga zaś ze stron ma jedno wielkie nic? Raczej niewiele. Ojciec o dziwo nie odezwał się w sprawie Silvii ani słowem. Sprawa wszak dotyczyła kogoś zupełnie innego.
- Powiedz mi, synu, kontaktowałeś się ostatnimi czasy z Meredith? - ojciec przeszył mnie swym wnikliwym spojrzeniem.
- Z Meredith? Nie. Ostatnio widziałem ją na ceremonii u Oberonów. - skłamałem. Nie chciałem mówić ojcu, że to ona ukradła mi miraculum pająka i szantażuje jego użyciem, bym pomógł jej w uratowaniu brata. Mimo wszystkiego, co się między nami wydarzyło, nie chciałem przysparzać jej dodatkowych problemów. Miraculum intrygi mogę przecież odzyskać na własną rękę, nie mylę się?
- Dlaczego pytasz? - tym razem to ja zmarszczyłem brwi. Nie rozumiałem, dlaczego ojciec do niej wraca, skoro zgodnie z jego życzeniem, rozstaliśmy się ze sobą.
- Dostałem cynk donoszący mi, iż Harry Darkwood pojawił się w tej części miasta.
- Harry tu jest? - zdziwiłem się w pierwszej chwili. W drugiej dotarło do mnie, iż braciszek mógł zechcieć zaryzykować i jednak skontaktować się ze swoją siostrą. Ojciec jak widać, poszedł tym samym tokiem rozumowania, co ja.
- Myślę, że zechce on w końcu skontaktować się ze swoją rodziną. Więc jeżeli Meredith odezwie się do ciebie, od razu masz mi dać znać. Jej brat musi być doprowadzony pod nasz sąd bez względu na wszystko.
CZYTASZ
Miraculum : Sieć Intrygi - pamiętnik tej drugiej
FanfictionKto by nie kojarzył bajki "Piękna i Bestia." Urodziwa dziewczyna, która pokochała potwora. Potwora, pod powłoką którego krył się królewicz o złotym sercu. NIGDY nie słyszałam większej bzdury. W moim przypadku piękna nie cofnie się przed niczym, by b...