8. Spotkanie

53 3 3
                                    

*Randall*

Pod osłoną nocy odziany w swój wilczy kombinezon stałem na dachu jednego z nowojorskich drapaczy chmur, z dłońmi splecionymi na piersi oczekując na pojawienie się mojej dawnej wspólniczki. Partnerki. Mojej przyjaciółki. Wiedziałem, że jest na mnie zła, ale nie spodziewałem się, że byłaby zdolna do aktu zemsty wymierzonej w stronę nie tylko moją, ale i mojej rodziny. Meredith pod postacią Obłąkanej Owcy w astronomicznej wersji wylądowała na dachu zgodnie z umówionym wcześniej terminem naszego spotkania.

- Gdzie ono jest? - spytałem, gdy tylko jej okryte magicznymi butami stopy zetknęły się z powierzchnią dachu.

- No wiesz? Liczyłam wcześniej na jakieś przywitanie. Skoro już buziak nieaktualny, moglibyśmy się chociaż przytulić. - Mer wydawała się być w doskonałym humorze, co dodatkowo działało mi na nerwy.

- Nie pogrywaj sobie ze mną. Jesteś jedyną osobą, która byłaby w stanie mnie podejść, pozbawić przytomności i miraculum pająka! Pytam cię więc, gdzie ono jest?

- No oczywiście, księciunio ma problem i teraz szuka winnych we wszystkich wokół.

- Nie kpij sobie ze mnie, Mer. - wysyczałem przez zęby. Moja złość ewidentnie jedynie bawiła dziewczynę.

- Bo co? - właścicielka owczego miraculum podeszła bliżej, nie spuszczając ze mnie wzroku. Staliśmy teraz parę centymetrów od siebie, mierząc się nienawistnymi spojrzeniami. Grzechem byłoby powiedzieć, że jej nie poznawałem. To jak najbardziej była cała Meredith. Idealny sojusznik. Zaciekły wróg. Chciałem mieć ją po swojej stronie. Czy to moja wina, że los, a raczej ucieczka jej brata zdecydowała inaczej?

- Co mi zrobisz? Wszystko, co najgorsze, już mi zrobiłeś, więc nie masz już zbyt wielkiego pola do popisu.

- No dobrze, czego chcesz? - westchnąłem ciężko, widząc, że dyskusji z nią nie wygram na pewno.

- Jak to, czego? Chcę odzyskać brata. Pomóż mi go znaleźć, a potem ułaskaw, by mógł wrócić do domu. - parsknąłem śmiechem, słysząc jej prośbę, a raczej żądanie. Fakt, jako członek rodziny Sangre mogłem jednym słowem oczyścić Harry'ego z zarzutów i przywrócić go do łask protestanctwa, niemniej jednak Mer musiała mocno uderzyć się w głowę, jeśli rzeczywiście uwierzyła, że ja naprawdę to zrobię. 

- Ta, w twoich snach chyba. - owcza protestantka posłała mi uśmiech sugerujący, iż to właśnie ona rozdaje karty w tej rozgrywce. Niedoczekanie jej. 

- A to przepraszam. Chwilę temu po prostu wyglądałeś na księciunia, który ma zamiar odzyskać utraconą zabawkę. No nic, chyba jednak będziemy musieli poczekać, aż zacznie go używać. - momentalnie pobladłem na twarzy. Nie, Meredith by tego nie zrobiła. Nieważne, jak bardzo byłaby na mnie zła, na pewno nie zrobiłaby czegoś takiego. 

- Mer, błagam, tylko mi nie mów, że je komuś dałaś. 

- W porządku, nie mówię. - Obłąkana Owca posłała mi niewinny uśmiech, który dał mi jednoznaczną odpowiedź na obawę, która z każdą chwilą wzrastała coraz to bardziej. 

- Czyś ty zwariowała?! Czy ty masz pojęcie, jakie konsekwencje niesie za sobą używanie miraculum?! Urodziłaś się wczoraj?! Nie wiesz, że obcym osobom się ich nie powierza?! Oboje jesteśmy protestantami! Oboje przysięgaliśmy chronić magię przed nieodpowiedzialnymi osobami! Zachowujesz się, zupełnie jak Harry! - wydarłem się na nią. Jasne, Meredith mogła blefować, a jednak sama myśl, że miraculum pająka mogło wpaść w niepowołane ręce, przyprawiała mnie o ból głowy. 

- A może Harry miał swój powód, żeby uciec z miraculum Złotego Skarabeusza, pomyślałeś o tym? 

- Owszem, pomyślałem. I doszedłem do wniosku, że twój brat najzwyczajniej w świecie pozwolił na to, by skusiła go jego moc. Omamiła go. Zapragnął potęgi, a to cecha strażników i ich wybrańców. Nie nas, protestantów. My chronimy magię, nie rozdajemy jej, jak towaru na wyprzedaży. 

Miraculum : Sieć Intrygi - pamiętnik tej drugiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz