*Randall*
Naprawdę nie wiem, co mnie napadło. Pozwoliłem sobie uwierzyć, że moi rodzice od tak pojmą przyczynę naszego działania, jeśli ukażę im wizję, która to skłoniła Harry'ego do ucieczki. Teraz mama z tatą są gotowi na wszystko, byleby tylko znaleźć Wanga Fu i jego, to jest, naszą szkatułkę z miraculami. A ja z kolei nie mogę nic zrobić. Cóż, w każdym razie, nie sam. Czekałem więc w swym wodnym więzieniu, do którego w istocie sam się wpakowałem, lecz jedynie do momentu opuszczenia mieszkania przez rodziców. Wiedziałem, że mogę się stąd wydostać, choć niosło to za sobą pewne ryzyko. Prawdą jest, iż nie powinienem używać mocy ognia, będąc otoczony wodą. Niemniej jednak pradziadek używał magii ognia otoczony lodem, kiedy to ogrzewał swoich towarzyszy podczas ich przeprawy przez góry Tybetu. Dlaczego więc, ja miałbym sobie nie dać rady? W pełni świadomy ryzyka, ale i z należycie dużą motywacją, przywołałem swe ogniste wcielenie. W pierwszej chwili ogarnęło mnie uczucie tonięcia. W następnej każdą kroplę wody, która dotykała mojego ciała nawet poprzez kombinezon, odczułem, jakoby poparzenie kwasem. Mimo dużego dyskomfortu, wysiliłem się, by zwiększyć temperaturę wokół, dzięki czemu otaczająca mnie bańka wyparowała na wskutek gorąca. Ból ustał, pozwalając mi odetchnąć z ulgą. Bynajmniej na ten jeden moment.
- Nykks, odpraw watahę. - gdy tylko zmęczona kwami opadła na mych dłoniach, bacznie jej się przyjrzałem. Używanie magii żywiołów w nieprzystosowanych warunkach, najprostszy przykład, ogień pod wodą, był nie tylko zagrożeniem dla mnie, ale i dla mojego miraculum oraz kwami.
- Nic ci nie jest? - spytałem zmartwiony.
- N-nie. - odparła, mimo iż nie wyglądała najlepiej.
- To tylko zmęczenie. - nie myśląc wiele, udałem się z kwami do kuchni, gdzie mieliśmy osobny barek oraz mini lodówkę specjalnie na jedzenie dla naszych magicznych kompanów. Powyciągałem wszystko to, co złapałem, jako pierwsze. Krakersy, herbatniki, owoce, jakieś żelki i krem czekoladowy. Kiedy Nykks zajęła się jedzeniem, ja zacząłem obmyślać plan działania. Moi rodzice nie mogą dostać się do Paryża. Na miejscu będąc, już ich nie zatrzymam na pewno. Kwestia póki co najważniejsza, potrzebuję wsparcia, bo sam sobie nie poradzę. Co więcej, wiem, od kogo mógłbym je uzyskać. Oby tylko się udało, w przeciwnym wypadku mama z tatą wydalą z protestanctwa nas wszystkich.
*Silvia*
Za drugim razem wyjście z windy nie okazało się już tak banalne, jak za pierwszym. Nie zdążyłam nawet pomyśleć o odpaleniu mocy niewidzialności, a już od progu oczekiwał nas cały oddział posiadaczy miraculów wyposażonych w dodatkową broń. Cóż za przemiłe powitanie.
- W imieniu władcy miraculów, Edwarda Sangre'a, obie zostajecie aresztowane pod zarzutem zdrady wobec protestanctwa. Wszystko, co macie na swoją obronę, zostanie przedstawione przed obliczem Wielkiej Rady.
- Mer... Potrzebujesz owacji na zachętę? - spojrzałam spanikowana na swoją towarzyszkę. Miałam nadzieję, że i tym razem Owca uśpi wszystkich i będzie po problemie. Coś się jednak na to nie zapowiadało.
- Nie dadzą się od tak uśpić. To zaklęcie na protestantów działa tylko z zaskoczenia.
- Żartujesz sobie?! - jęknęłam załamana.
- Tak się składa, że każdy ma jakieś ograniczenia. - warknęła, sama nie będąc zachwycona z powodu naszego obecnego położenia.
- Bez gadania. - upomniał nas agent w kombinezonie łasicy. - Ręce do góry i zrzec się miraculów. No już, jazda.
- Nie tym razem. Brzask światła! - wykorzystałam moc Świetlika, jak zazwyczaj robiła to Audrey. Ograniczyłam widoczność zebranych, po czym złapałam Meredith i na pajęczynie przeskoczyłam ponad czyhającym na nas oddziałem. Moja chwila triumfu została brutalnie przerwana przez pikanie miraculum sukcesu.
CZYTASZ
Miraculum : Sieć Intrygi - pamiętnik tej drugiej
FanfictionKto by nie kojarzył bajki "Piękna i Bestia." Urodziwa dziewczyna, która pokochała potwora. Potwora, pod powłoką którego krył się królewicz o złotym sercu. NIGDY nie słyszałam większej bzdury. W moim przypadku piękna nie cofnie się przed niczym, by b...