Epilog

35 4 3
                                    

*Silvia*

Rozchyliłam powieki, pojęcia nie mając, gdzie się znajduję. Światło palące się w pomieszczeniu było dokuczliwe, a i podniesienie się do siadu przyszło mi z niemałą trudnością. Ale zrobiłam to. Chwilę później i moje oczy zdołały przezwyciężyć rażenie sztucznego oświetlenia. Rozejrzałam się więc dokoła. Zdaje się, że jestem w jakiejś klinice. Sama. I to dosłownie, bo nie było ze mną nawet Tekkli. Z przerażeniem zarejestrowałam również brak pajęczego miraculum na nadgarstku. Drżącą ręką sięgnęłam do swoich włosów, by z narastającą paniką stwierdzić także i brak swych obu spinek. Zarówno miraculum Świetlika, jak i Jednorożca zniknęły. Zatem pozostawiono mnie tu zupełnie bezbronną. Szybko odrzuciłam tę myśl, próbując skupić się na przypomnieniu sobie minionych wydarzeń. Ostatnie, co pamiętałam z samolotu, to Meredith informująca Harry'ego o mojej utracie przytomności. Potem faktycznie ją straciłam. Z lekkim wahaniem wygrzebałam się z białej pościeli, chcąc się rozejrzeć za przyjaciółmi, za kwami, za kimkolwiek. Wtedy dopiero dostrzegłam, że nie mam na sobie nawet swoich ubrać, tylko lekko przyduże dresy granatowego koloru. Co się stało? I ile ja tu właściwie leżę? Wtem usłyszałam odgłos czyichś kroków na korytarzu. Zadziałałam instynktownie. Najszybciej jak potrafiłam, weszłam z powrotem pod kołdrę, uważając przy tym, aby nie narobić niepotrzebnego hałasu. W tamtym momencie najbezpieczniej zdawało mi się udawać, że wciąż się nie obudziłam. Może w ten sposób dowiem się chociaż, gdzie jestem i co zamierzają ze mną zrobić. Starałam się zachować spokój, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, później również i kroków.

- Doktorze, ile to jeszcze potrwa? - niemal dosłownie odczułam, jak kamień spada mi z serca, gdy doszłam do wniosku, iż pytanie to pada z ust Randalla.

- Trudno jednoznacznie stwierdzić, książę. - drugi z głosów należał do starszego mężczyzny, którego nie kojarzyłam. Zakładam natomiast, że był to lekarz. - Organizm panienki Rito nie był przygotowany do przyjęcia takiej ilości energii z miraculum. Po tak dużym jej skoku, musi na powrót zebrać siły. Ale proszę się nie martwić, dojdzie do siebie.

- Tak, tylko kiedy. - Rand westchnął cicho, i jak sądzę, usiadł na krześle znajdującym się obok mojego łóżka. W każdym razie, zdziwiłabym się, gdyby zrobił to jego rozmówca.

- Zostawię was. - oznajmił doktor, po czym szybko ulotnił się z pomieszczenia, najpewniej nie chcąc narażać się na gniew syna swojego szefa. Ja w przeciwieństwie do tamtego medyka, poczułam się dużo pewniej, kiedy zostałam z chłopakiem sam na sam. Rand w opiekuńczy sposób ujął moją dłoń. Aż mi się ciepło na sercu zrobiło. Cały czas czułam na sobie jego spojrzenie, postanowiłam więc rozchylić powieki i raz jeszcze zmierzyć się z otaczającą mnie rzeczywistością. Randall prędzej, czy później i tak zorientowałby się, że zdołałam już odzyskać przytomność.

- Hej. - wymamrotałam słabym głosem, już nie powstrzymując uśmiechu. Także i moje poczucie zagubienia prysło, niczym mydlana bańka. Z początku nie wiedziałam, czy mogę czuć się bezpiecznie w obcej dla mnie klinice, lecz obecność chłopaka nie pozostawiała złudzeń. Po prostu wiedziałam, że przy nim żadna krzywda mi się nie stanie.

- Heej... - brunet obdarował mnie ciepłym uśmiechem, zaraz przenosząc się na kraniec łóżka. Od razu zastrzegł mnie też, bym nie wstawała, kiedy tylko chciałam się ruszyć z miejsca. 

- Tak w ogóle, to jak się czujesz?

- Dobrze. - odparłam niemrawo. - Co się stało?

- Po tym, jak zemdlałaś, Mer straciła kontrolę nad samolotem. Szybko więc ocuciliśmy pilotów, by ci przejęli ster i zdołali bezpiecznie wylądować.

- Ale w Nowym Yorku? - dopytałam. Tutaj nie było okien, także naprawdę nie wiedziałam, gdzie się znajdujemy. Niby Randall rozmawiał z tamtym lekarzem po angielsku, nie zmienia to faktu, iż sama klinika mogła być umiejscowiona gdzieś w Paryżu.

Miraculum : Sieć Intrygi - pamiętnik tej drugiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz