*Meredith*
Jedyne, co udało mi się uzyskać od Randalla, to zapewnienie, że jeszcze raz na chłodno przemyśli sprawę Harry'ego. Jak dla mnie, nie było tu niczego do przemyślania, niemniej jednak tym razem postanowiłam mu ustąpić. Randall wszak wie, że tak długo, jak na widelcu mam jego niunię, ten nie jest w stanie mi naskoczyć. Cóż, chociaż nie w moim interesie było przyznanie tego na głos, to naprawdę było mi żal Silvii. Podle ją wykorzystywałam, ale to Randall stanowi główną przyczynę całego jej nieszczęścia. Ja będąc na jej miejscu, z miejsca kopnęłabym go w ten jego psi zadek i nawet się za nim nie oglądała. Z tymi myślami przeszłam przez okno do swojego pokoju. Zaniepokoił mnie brak obecności Harry'ego. Przecież miał na mnie czekać. Starając się odpędzić od siebie czarne scenariusze, chwyciłam za telefon i wybrałam numer do starszego brata. Nie odebrał. Targana coraz gorszymi przypuszczeniami, podbiegłam do szuflady. Wyjęłam ją, co jedynie potwierdziło moje obawy. Nie ma go. Miraculum Złotego Skarabeusza zginęło. Nie, nie mogę popadać w paranoję. Poza Harrym i mną nikt nie wiedział, gdzie znajduje się owadzia broszka. Z całą pewnością mój brat wziął i z nią uciekł. Na pewno jest bezpieczny. Boli mnie tylko, że nie został on choć chwilę dłużej, by się ze mną pożegnać. Odgoniłam od siebie tę myśl dopiero w chwili, gdy do pokoju wbiegła zapłakana mama. Nie rozumiałam, co się stało. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie. W myślach poprosiłam o zwrotną przemianę, po czym nie zważając na Clauddy, chwyciłam rodzicielkę za ramiona.
- Mamo, co się stało? - spytałam szczerze przejęta jej stanem.
- Dzwonili do ojca z rady. - wychlipała. - Harry został schwytany dwie godziny temu. Mówili, że Lyn Sangre osobiście poprowadziła oddział, który go aresztował. - zamarłam na moment. Uczucie to jednak szybko dało upust szaleńczej wręcz furii. W jej akcie uderzyłam obiema dłońmi w biurko.
- NIENAWIDZĘ GO! - wrzasnęłam głosem, przez który przedzierała się bezsilność. On to planował od początku. Zgodził się otumanić swojego ojca, a jednocześnie za naszymi plecami ugadał się ze swoją matką. W czasie umówionego spotkania ze mną nasłał ją na mojego brata tak, bym niczego nie podejrzewała. A ja dałam się wciągnąć w tę pułapkę, jak naiwna małolata, za co Harry'emu przyjdzie zapłacić naprawdę wysoką cenę. Przysięgam, jak tylko dorwę Randalla, gorzko pożałuje, że kiedykolwiek zadarł ze mną i moją rodziną.
*Randall*
Wiem, że po spotkaniu z Meredith powinienem wrócić od razu do domu, postanowiłem jednak osobiście streścić Silvii, jak przebiegło moje spotkanie z byłą. Choć prawda jest taka, że poszło mi nijak. Nie mam zielonego pojęcia, jak udobruchać rudowłosą, mam jednak cichą nadzieję, że razem z Silvią zdołamy coś wymyślić. Darując sobie pukanie, wszedłem do jej pokoju poprzez otwarte okno. Dojrzałem, że Silvia trzyma w dłoni jakąś błyskotkę, jednak ujrzawszy mnie, pospiesznie wrzuciła ją do szuflady komody, napinając się przy tym, jak struna. Nie wiem, czy bardziej zdziwiło mnie zachowanie jej samej, czy może jednak kwami pająka, która to uciekła na mój na widok, najwidoczniej mając nadzieję, że nie zdołałem jej zobaczyć.
- Co ty tu robisz? - Silvia spojrzała na mnie hardo. - Czego ode mnie chcesz?
- Skarbie, dobrze się czujesz? - spytałem, badawczo lustrując brunetkę wzrokiem. Nie bardzo rozumiałem, o co tu chodzi, jednak jakaś cząstka mnie podpowiadała mi, że Silvia nie stroi sobie ze mnie żartów. Za bardzo przypominała teraz swoje alter-ego... w czasie, kiedy byliśmy wrogami.
- Nie mów do mnie, skarbie! Kim ty w ogóle jesteś, żeby tak do mnie mówić?! - spytała oburzona. Jej zachowanie zaskakiwało mnie coraz bardziej. Nie poznawała mnie? Tego nie wiem, ale ewidentnie coś było nie tak.
CZYTASZ
Miraculum : Sieć Intrygi - pamiętnik tej drugiej
FanfictionKto by nie kojarzył bajki "Piękna i Bestia." Urodziwa dziewczyna, która pokochała potwora. Potwora, pod powłoką którego krył się królewicz o złotym sercu. NIGDY nie słyszałam większej bzdury. W moim przypadku piękna nie cofnie się przed niczym, by b...