19. Dziwaczka...

497 15 2
                                    

Stałam jak wryta w ziemię zaciskając pięści. Strasznie się bałam. Nie wiem czego, tak jakoś.
- Później ci powiem. - zwróciłam się do Tony'ego nawet na niego nie patrząc.

- O boże! Nasza dziwaczka znalazła sobie chłoptasia, ochroniarza w dodatku. - zaśmiał się Ravi.

Dziwaczka, ałć.

- Kurwa, przesadzasz zjebie. - warknął do niego Tony.
- Tony, nie. - powiedziałam, ale jakby tak pomyśleć... - Albo idź i mu wpierdol. - machnęłam ręką.

Spojrzałam z uśmiechem na Raviego, który był wręcz przerażony. Chciał uciec ale nie miał gdzie. Tak ogólnie gdzie podziały się pielęgniarki?

- Lamira... Proszę... - wychrypiała do mnie Fiona, najwidoczniej odzyskała na chwilę przytomność.
- Wal się. - przewróciłam oczami. Co?! Co ja robię?! Ona ma białaczkę może przecież umrzeć!
- Dobra, jesteś chora nie tylko na łeb. Pomogę ci ale wiedz że jesteś największą dziwką i suką jaką kiedykolwiek poznałam. - uklękłam przy niej. Nawet nie wiem skąd ta odwaga.
- Tony? - otworzyła szerzej oczy. Oni się znają? - To twój...
- Nie. - przerwałam jej. - Jego brat. - wyszeptałam ale ona na mój pech to usłyszała.
- Ton... - chciała coś powiedzieć ale sama w sobie mnie wnerwiała.
- Zamknij się już bo zostawię cię tu do końca twojego marnego życia. - prychnęłam, biorąc dziewczynę pod pachę.

- Tony, tylko on ma żyć! Ledwo co, ale żeby żył! - krzyknęłam jeszcze na zaś do Tony'ego.
- Spróbuję. - czułam że przy tych słowach się uśmiechnął, tak samo jak ja. Bili się, a raczej to Tony bił Raviego.

- Czemu płakałaś? - nagle spytała. Cisza. - Pewnie nie chcesz ze mną gadać wiem. Na serio jestem aż taka zła, żeby spotkało to mnie? - tak.
- Tak. - pokiwałam głową. Teraz pałeczka idzie po moją stronę.
- Pewnie. - może w końcu się zam... - Ej. - a mogło być tak dobrze.
- Chryste. - jęknęłam.
- Co z twoją mamą. - ... Właśnie!
- Nic takiego. - powiedziałam łamiącym się głosem.
- Ta? Leżała tutaj od kilku miesięcy, a w dodatku pełno lekarzy weszło do jej sali. - skąd ona to wie?
- Skąd ty?
- Ja leżę tu od całego życia. Znam każdego z tych lekarzy czy pielęgniarek. - mam to gdzieś. No może trochę mi cię żal ale tylko troszeczkę.

- Dalej idziesz sama. Mam cię dosłownie dosyć! Nagle się martwisz?! Jesteś najgorszym człowiekiem na tej ziemi! Przestań udawać! - wnerwiałam się, bo kto by pomyślał że może być taka dobra w udawaniu.
- Nie udaję. Zawsze się martwiłam. - mhm.
- Czekaj, bo uwierzę. Ty nie masz serca. Jeżeli się martwiłaś to wybrałaś okropny sposób na ukazanie tego. - uśmiechnęłam się sarkastycznie.

- Jak miałam ci powiedzieć że... - nie dokończyła bo zemdlała. Z nikąd przylgnęła do nas pielęgniarka ta Hunter Davis.

Na sam początek położyła ją na łóżku. Przebudziła się na chwilę mówiąc.
- Podobasz mi się od zawsze. - wyszeptała w moją stronę, po czym znowu omdlała.

ŻE CO SŁUCHAM?!

JA JEJ?!

JAK?! CO?!

Nie mogę w to uwierzyć. Dlaczego ja muszę mieć to życie.

W tamtej chwili myślałam że moje życie gorsze być nie może, a jednak się stało...

Kolejne łzy stanęły mi w oczach. Pędem pobiegłam szukać Tony'ego. Nie długo musiałam go wypatrywać.
- Lamira! - krzyknął, lecz nie mogłam się skupić na niczym innym. - Halo, co się stało? Wszystko gra? - nie, nic nie gra.
- Tony ja... Nie dam rady... - wyłkałam.
- Shhh, już. Chodźmy do auta, tam mi wszystko powiesz, dobrze. - powiedział przytulając mnie. Bardzo się zdziwiłam tym gestem, bo wiedziałam jak wszyscy z braci Monet nie lubią się przytulać.

Prawie wszyscy.

Gdy mieliśmy już wychodzić moją uwagę przykuła Jude rozmawiająca z pielęgniarką i Octavia wręcz zalana łzami. W sali dostrzegłam niepokojąco bladą kobietę, która była moją mamą. Czy to znaczy że...

- Nie, nie, nie! Nie tak to miało być! - krzyknęłam płacząc jeszcze bardziej. Chłopak odwrócił się a moją stronę i dopiero po chwili zorientował się o co mi chodzi.
- Lamira, to napewno nie to co myślisz. - starał się mnie uspokoić, ale na marne.

Nagle dostrzegła mnie Octavia.
- Lamira! Jedź do domu! - wolała, czyli to znaczy że mnie nie chcą? Jestem problemem, tak?...
- Chodź do domu. - popatrzył mi w oczy Tony. Miał je bardzo ładne...

Nie powiedziałam nic tylko głośno płakałam. Nie dlatego że szukałam atencji czy coś tylko dlatego, że nie miałam siły.

Gdy byliśmy przy aucie, lekko otworzyłam drzwi.
- Tony?... - wyszeptałam, ale wciąż było słychać że strasznie płakałam, gdy usiadłam w aucie.
- Tak? - spytał starając się odpalić samochód.
- Czy ja jestem problemem? - spojrzałam na niego z wielkim smutkiem.

Tony nagle przerwał poprzednią czynność, i tak jak wcześniej spojrzał mi w oczy.
- Nie Lamm, nie jesteś problem. Nie mówię tego tylko żeby cię pocieszyć ale dlatego że tak uważam. - odpowiedział a ja chyba się zarumieniłam.
- A dla Dylana. - spytałam.
- Dla niego też nie jesteś. Jesteś wspaniała i to tyle. Zrozum to. - odpowiedział.

Chwilę siedzieliśmy w ciszy po prostu patrząc na siebie w oczy. Było tak... Tak dziwacznie, lecz miło.

- Opowiedz mi co się stało. - poprosił, a raczej zażądał.
- D-dobrze. - zająkałam się przerywając kontakt wzrokowy. - No więc gdy odeszłam Fiona zaczęła dopytywać o mnie i moją mamę. W tedy wybuchłam i powiedziałam jej wiele niemiłych rzeczy. Zemdlała. Znowu. Zaczęła coś mówić ale nie skończyła, a gdy się wybudziła powiedziała że... Się jej podobam... - skończyłam mówić.

- Wow. To... Ciężko. - skomentował a ja pokiwałam głową. Jakże kreatywnie.
- Znacie się? - zapytałam niego się uspokajając.
- Nie...
- Kłamiesz.
- No tak trochę. To moja ex.

O MÓJ BOŻE!

\\\\\\ Witam!
W kolejnym rozdziale dużo się dowiecie, więc możliwe że będzie długo czekać bo chce zrobić taki dłuższy. Wszystko się skomplikuje ale później może ułoży. Hihi, kocham was bajooo <33









Zmienił mi całe życie- Dylan Monet Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz