– P-przepraszam tato...
– Hej, hej, hej, nie musisz przepraszać, Minnie. To nie twoja wina, hmm? – miękki głos Chana przerwał jąkającemu się chłopcu.
– Wiesz... zdaliśmy sobie sprawę, jak bardzo oddaliliśmy się od was wszystkich... przepraszamy za wszystko, co się dzieje... przepraszamy, że nie spędziliśmy z wami wystarczająco dużo czasu... przepraszamy..
– Tak Minnie... przepraszamy za wszystko i od teraz będziemy spędzać większość czasu z wami wszystkimi. – głos Minho podążył za słowami Chana.
– N-nie tato... nie tato... – Seungmin natychmiast podniósł głowę, raz w kierunku każdego z mężczyzn, potrząsając nią agresywnie. – Nie przepraszajcie, proszę... – błagał chłopiec. – Nie powiedziałem wam, nie dlatego, że nie widziałem was obu jako moich powierników... ale dlatego, że... uhm... cóż... chciałem, żebyście polubili moich przyjaciół.. o-oni zmienili się i- i... – bełkot Seungmina nagle ucichł z westchnieniem, gdy jego plecy doświadczyły przyjemnego, uspokajającego pocierania.
Palce Chana odsunęły się od pleców chłopca, kiedy wyciągnął ramiona, pozwalając ciału pochylić się do przodu, by pomóc mu chwycić szklankę i dzbanek. Przechylił dzban, pozwalając, by klarowny płyn spłynął w dół, aż do przezroczystego naczynia.
Gdy oczy Seungmina spoczęły na wyciągniętej przed nim szklance z wodą, jego wzrok mimowolnie znalazł się na ścieżce dłoni, która była owinięta wokół szklanki; jego głowa odwróciła się, by spojrzeć w kierunku mężczyzny, który tylko uśmiechnął się w odpowiedzi.
– Masz, wypij to i zrelaksuj się, hmm? – żylaste palce zmierzwiły włosy chłopca, który wziął szklankę i zaczął pić jej zawartość.
Kiedy poczuł, że się uspokoił, chłopiec kontynuował. – Ja wiem, że oboje tak bardzo nas kochacie i... i że myśl o tym, że jestem zastraszany, martwiłaby was... bardzo...
– Aww kochanie... – Minho zmarszczył brwi. – Jesteśmy twoimi rodzicami. Mamy się o ciebie martwić. Nie możesz po prostu nie mówić nam o swoich problemach tylko dlatego, że myślisz, że możemy się zdenerwować. – mężczyzna zrobił pauzę, pozwalając swojemu spojrzeniu przesunąć się w górę, by napotkać oczy chłopca, które już były na nim skupione od chwili, gdy zaczął mówić. Twarz minho pokryła się uśmiechem, choć cień smutku wciąż dominował na jego zadowolonym wyrazie twarzy, gdy kontynuował: – Myśl o nas jak o swoich przyjaciołach, którzy muszą wiedzieć, co się z tobą dzieje i którzy pomogą ci bez względu na wszystko. Ponieważ biorąc pod uwagę fakt, że jesteśmy nie tylko tak blisko ciebie, ale także jesteśmy starzy i wystarczająco doświadczeni w życiu, możemy nie mieć najlepszych rozwiązań problemów, ale nasze decyzje nigdy nie będą przeciwko tobie ani przeciwko twojej woli, a my zawsze wybierzemy to, co dla was wszystkich najlepsze. – mężczyzna spuścił wzrok na swoje kolana, wzdychając ciężko.
– Nie zawaham się dodać, że jeśli zaistnieje sytuacja, w której mogę ochronić tylko jedną osobę na dwie, która... powiedzmy... zaraz spadnie z urwiska, Chan marnuje sekundę na zastanawianie się, kogo uratować. – mężczyzna podniósł głowę, odwracając się w stronę młodszego syna.
– Gdyby jedną z osób byłbyś ty, to druga osoba będąca Hwanem (ukochanym siostrzeńcem Minchanów, którego uwielbiają, jakby był ich własnym dzieckiem) również nie zmieniłaby ani jednej rzeczy w tym, że nie tracimy czasu na sfinalizowanie naszej decyzji. – Minho pochylił się nad nogami Jisunga, by pogłaskać dłoń chłopca, który tam siedział, zszokowany.
– Wiem, że to może zabrzmieć nieczule, ale tak zrobiłby każdy rodzic. Nawet mama i tata Hwana uratowaliby go zamiast ciebie, ponieważ... – przerwał; jego słowa zapierają mu dech w piersiach.
Biorąc głęboki wdech, mężczyzna kontynuował. – ...ponieważ dla rodziców... ich dzieci są prawdopodobnie najważniejszymi rzeczami na świecie. – zrobił sobie przerwę, by wybuchnąć chrapliwym śmiechem, potrząsając głową, uśmiechając się; jego oczy powoli napełniały się znikomą ilością wody.
Głośna cisza, wyciszająca tykanie czasu, rozbrzmiewała w pokoju, ogłuszając słyszalne sapanie z emocji.
Serce wspólne obu starszych mężczyzn; uczucie, które oboje rozpoznali, z czasu, który oboje cenili. Wszystkie obrazy wspomnień wplatających się w zakrzywioną nić, przedstawiały uczucie wszelkiego dobra i boskości. Oczy błyszczące od łez, migotały gwiazdami wspomnień.
Usta czterdziestojednolatka wygięły się w kącikach, opierając się o dłoń starszego, podczas gdy obie pary oczu wymieniały migotliwe spojrzenia pełne uczucia i zrozumienia, wspominając chwile, które obie dusze uwielbiały.
– Wiecie... jak byłem mały bardzo bałem się zajść w ciążę. – miękki głos subtelnie wyzwolił falę emocji w atmosferze dużego pokoju, uciszając samą ciszę; melodyjne chichoty harmonijnie przeplatają się z ciepłym chichotem starszego mężczyzny.
– Ale kiedy zaszłem w ciążę z Changbinem. – lśniące kule dzieliły głęboki, ponadczasowy przebłysk współczującego wyjaśnienia, wpatrującego się w mgliste oczy, które skrywały się za żywymi, namiętnymi półksiężycami.
Młodszy mężczyzna potrząsnął głową; jego cichy śmiech wspomagał ciepło atmosfery. – Ja... zdałem sobie sprawę, jak wielkim błogosławieństwem jest mieć pięknego anioła zesłanego do ciebie z nieba, by chichotał w twoich objęciach. – dodał; jego usta pomalowane były odcieniem szczęścia i miłości.
– Wciąż pamiętam, jak po raz pierwszy zobaczyliśmy Changbina podczas USG... – wodniste kropelki rozmywały ciemność kocich oczu. – Byliśmy tak szczęśliwi, że zadzwoniliśmy do obojga naszych rodziców, rozmawiając godzinami o tym, jak malutki wyglądał, opisując w kółko każdy najmniejszy szczegół. – potrząsnął głową; jego uśmiech przypominał wspomnienia zachowania jego młodego, czułego 'ja', gdy jego chichoty śpiewały w synchronizacji z chichotami drugiego mężczyzny, który również należał do wspomnianych złotych czasów.
– Kiedy się urodził, czuliśmy się spełnieni... przyniósł nam szczęście... wy wszyscy. Bóg pobłogosławił nas nie jednym dzieckiem, ale czwórką dzieci. – uśmiech wyglądał, jakby nie mógł się powiększyć, ale tak się stało, gdy mężczyzna zrobił sobie pauzę, spuszczając jasne spojrzenie na swój brzuch, delikatnie pieszcząc go z chichotem. – Teraz pięć. – pociągnął nosem zadowolony.
– A my... – niewidocznie drżąca ręka sięgnęła, by pogłaskać ramię najstarszego mężczyzny w pokoju, który również siedział tam ze łzami w oczach. – Jesteśmy bardzo wdzięczni Bogowi za to, że przyniósł nam szczęście w jego najpiękniejszej postaci. Dzieci są jedną z najcenniejszych rzeczy rodziców. Najlepsze dary otrzymane od Boga. Teraz musimy chronić tak cenny prezent, prawda? – chichoty Minho zastąpiły jego słowa, wypełniając każdy cal pokoju ich miodopłynną miękkością.
Zszokowane oczy Jisunga i Seungmina pozwoliły, by woda je pokryła, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nigdy nie widzieli, żeby ich tata był tak emocjonalny. Do diabła, ich uszy były okropnie pozbawione jakichkolwiek słodkich, sztampowych rozmów z jego strony.
Minęła godzina lub dwie, gdy przytulny dom tonął w symfonii serdecznych chichotów dochodzących z różnych źródeł, które utrzymywały się w salonie; liczne głosy splatające się ze sobą, dzielące ciepłe, długie sekundy uczucia miłości i wspólnoty, upiększające blask rozgwieżdżonych oczu, na czterech twarzach leżącymi w zadowoleniu, że w końcu wszystko przedyskutowali.

CZYTASZ
again | Banginho/Minchan [PL]
AcciónMinho i Chan byli małżeństwem od prawie dwudziestu lat i mieli uroczą i szaloną rodzinę z czwórką dzieci... wszystko szło normalnie (nie do końca lol) aż... Minho zaszedł w ciążę... znowu... oryginał: Febreze_Is_Tasty tłumaczenie: ©dupatwojejmamy s...