27. Saltare

237 10 0
                                    

Taniec

''Nie każda miłość, jest na tyle silna żeby zakończysz się Happy end'em''

Tyler's pov.

Tej nocy nie mogłem zasnąć. Kiedy w końcu mi się to udało budzik informujący mnie żebym ruszył swój zgrabny tyłek i wstał, zaczął dzwonić. Wybudziłem się z mojego cudownego snu i zderzyłem się z szarą codziennością życia z jakim się zmagałem.

- Kurde stary, wyglądasz jakby fafik ci zajebał - poklepał mnie po ramieniu Jackob i podsunął mi pod nos kawę.

- Weź nawet nie mów. Nie spałem całą noc.

- Dlaczego niby? Przyprowadziłeś po cichu jakąś laseczkę?

- Nie, od dłuższego czasu nie mam ochoty na takie bzdety.

- Czy ty masz może gorączkę? Ja mam dziewczynę i to jest zrozumiałe, że nie zaliczam, ale ty? To do ciebie nie podobne - zaśmiał się upijając łyk kawy.

- Życie. Idę się zbierać do collegu, a gdzie jest fafik?

- Śpi w garażu, specjalnie musiałem wypieprzyć mój samochód na zewnątrz.

Poszedłem na górę i zacząłem się ogarniać. Nie potrwało to więcej niż dwadzieścia minut, bo musiałem wziąć prysznic. Jeszcze zdążyłem zaścielić łóżko i wyszedłem na korytarz z zamiarem pójścia na dół, lecz zatrzymałem się by przeszukać kieszenie w celu znalezienia mojego telefonu. Ostatecznie i tak okazało się że trzymam go w ręce więc uspokojony skierowałem się na dół, wychodząc na zewnątrz gdzie czekał na mnie Jackob.

Dojechaliśmy na uniwersytet w mniej niż dwadzieścia minut. Jak zawsze Idąc przez szkolny korytarz czułem na sobie wzrok większości dziewczyn, lecz nie zwracałem na to uwagi. Niech się patrzą, mają na co.

- To dosyć narcystyczne podejście, nie sądzisz? - zapytał Jack.

- Powiedziałem to na głos? - zapytałem się na co przytaknął - Sorry odleciałem.

- No problemo, przystojniaku rrrrrr.

- Idiota - zaśmiałem się - Dobra, idę na wykład z zarządzania zasobami materialnym, do zobaczenia.

- Na razie kociaku - szepnął na co się uśmiechnąłem.

Wszedłemm do sali numer trzysta czterdzieści dwa i usiadłem na środku sali. Lubiłem to miejsce ze względu na to, że zmagam się z wadą wzroku, którą od dzieciństwa skutecznie udaje mi się bagatelizować. Niemniej jest to też bardzo komfortowe miejsce gdzie raczej mało osób siada.

- Cześć Tyler, jak ci mija dzionek? - zapytała ruda dziewczyna.

- Jak zawsze.

Ruda, bo tak nazywałem to, niskie, podłe suczysko, które ewidentnie nie ma nic innego do roboty, albo brakuje jej ambicji, bo na każdym wykładzie uroczo postanawia mi truć dupe i powietrze swoją obecnością. Może i przyczyniłem się trochę do tego ale to nie moja wina, że wepchała mi się do łóżka.

- A cio robisz dziś wieczorem? Może chciałbyś się ze mną przejść nad jezioro tak o dwudziestej?

- Mam ważną rzecz do załatwienia dzisiaj.

- Jak taka ważna to może Ci pomogę? Chociaż z moimi malutkimi rączkami będzie ciężko - zachichotała.

- Nie chce twojej pomocy, wkurwisz mnie.

- Nie denerwuj się już tak.

- To się do mnie nie odzywaj.

- Ale ciemu tak mówisz?

Chłopak, który nauczył mnie żyćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz