28. Domum or casa

193 7 1
                                    

DOM

,, Ci którymi byliśmy wczoraj, marzą żeby być tacy jak dziś, tacy jak dziś cieszą się z każdego dnia''

- Witam serdecznie drogą pannę Wilson, czy zechcesz iść ze mną dzisiaj do galerii ? -pytała mnie Mia kiedy szłyśmy korytarzem po naszej szkole - Potrzebuję jechać i kupić ten noo płaszcz jakiś i w sumie to też obieraczkę do ziemniaków i parę innych rzeczy niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania mojego życia.

- Wiesz może pojutrze na przykład dzisiaj nie marzę o niczym innym niż o spaniu.

Od kilku dni sypiam jeszcze mniej niż zwykle, a to spowodowane jest zmianą czasu, która nastąpiła wraz z nadejściem listopada. Poza tym kości już nie te, energii już na tyle nie mam, a w ostatnim czasie ciągłe spotkanie ze znajomymi, Ksiavier'em, granie z moją ekipą i oglądanie filmów z Harry'm i mnóstwo innych rzeczy doprowadziło mój organizm do kompletnego wyczerpania.

- Dobrze skoro tak chcesz -pociągnęła nosem Mia - Tylko później nie miej na sumieniu mnie ani mojej rodziny, gdy umrzemy z głodu, bo nie kupiłam obieraczki.

Popatrzyłam się na nią i przez chwilę przypominałam sobie ile dla mnie zrobiła gdy tego potrzebowałam. Spojrzałam na zegar szkolny, który wskazywał godzinę trzecią i pomyślałam o żałosnym życiu w jakim przyszło mi żyć.

- No dobra, ale maksimum 2 godziny okej?

- Dzięki, dzięki, dzięki- obróciła się w oków własnej osi - Czekaj, muszę napisać mamie, że dziś nie umrzemy z głodu.

- Luzz będę czekać na szkolny dziedzińcu.

Kiedy już gotowa, ubrana w płaszcz czekałam na Miję, obserwowałam uczniów opuszczających tą placówkę, gdzieś pomiędzy nimi dostrzegłam idącą w moją stronę osobę, która ewidentnie mi machała. Na początku trudno mi było określić z dwóch metrów kto to idzie ale jak już znalazł się wystarczająco blisko, wnet spostrzegłam, że to Ksavier.

- Dzień dobry moja solenizantko, wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, zdrowia, szczęścia, pomarańczy, by ci chłopak nago tańczył, dużo kasy mało smutków i po piciu, braku negatywnych skutków. Sto lat! - powiedział tuląc mnie.

- Dziękuję, jejku nie wiem co powiedzieć, już dawno nikt mi nie składał życzeń w dniu urodzin - powiedziałam zszokowana życzeniami które usłyszałam.

- Nic nie musisz mówić, mogę cię dzisiaj gdzieś zabrać?

- Zgodziłabym się, gdybyś mi to zaproponował kilka minut wcześniej, teraz umówiłam się z Miią, że pojedziemy na zakupy.

- Kurcze, no cóż, może uda nam się kiedyś indziej, ja na razie muszę spadać bo się spóźnię na autobus, do jutra - powiedział tuląc mnie na pożegnanie.

- Do jutra! - odpowiedziałam czekając dalej na Miię, która zjawiła się chwilę później.

- Stara, ogarnij co się właśnie dowiedziałam. Jackob do mnie zadzwonił, mówiąc, że razem z Tylerem jadą właśnie na parapetówkę do Indianapolis, więc wrócą pewnie jakoś jutro iiii co ty na to żeby zrobić sobie noc filmów. Tylko ja, ty, Sophie i wino ?

Stałam chwilę zamyślona, patrząc się przed siebie. Niby nie było powodu, ale poczułam smutek osiadający gdzieś na dnie resztek mojego serca. Może i powinnam się przyzwyczaić, że nikt nie pamiętał kiedy miałam urodziny, ale cholera, to co roku boli tak samo.

- Tak, myślę, że to dobry pomysł, chodźmy już do tej galerii, a w między czasie zadzwonię do Sophie.

Dzisiaj jechałyśmy busem, więc podróż zajęła nam nieco ponad godzinę. Niemniej nie narzekałam. Było ciepło, nie szłyśmy z buta i miałyśmy dach nad głową. Czego więcej oczekiwać.

Chłopak, który nauczył mnie żyćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz