54

71 9 7
                                    

Od przywiezienia do szpitala Yeosanga minęła równa godzina. Chłopak był w tragicznym stanie. Lekarze nawet nie ukrywali tego, że mogą go nie uratować. Wszystko zależało od jego silnej woli i duchu walki. Czy był w stanie wygrać? Czy obrażenia nie okażą się zbyt mocne? Na to pytanie nikt nie umiał odpowiedzieć, nawet sam chłopak.

Seonghwa już jakiś czas temu zaniósł padniętą JIhye, do babci. Nie chciał by dziecko patrzyło na to wszystko. To mogło być za dużo, dla pięcioletniej dziewczynki. Uważał, że i tak ona przeszła piekło, które nie powinno się wydarzyć. Wszystko jakby zaczynało powoli do niego docierać. Domyślał się, że Yeosang musiał wiedzieć coś co chciał mu przekazać. Czy naprawdę potrzebował tragedii by zrozumieć jak jego ego zniszczyło komuś życie? Z drugiej strony.. Czy to nie oto mu chodziło? Chciał się pozbyć chłopaka. To dość oczywiste. Więc dlaczego siedząc pod salą operacyjną czuł jakby coś w nim umierało.

To było coś innego niż podczas tego, gdy był za słaby by chronić siostrzyczkę przed rodzicami. Wtedy umierał wewnętrznie, każdy fragment jego ciała obumierał, a strach nie pozwalał mu na wyjście. Gdy w końcu pokazał im kim jest i zemścił się, czuł się wolny, swobodny. Jakby znalazł swoje miejsce. Teraz natomiast było to inne uczucie, bardziej emocjonalne, bliższe jego serca, którego nie umiał od jakiegoś czasu odszyfrować.

Wstał z krzesła podchodząc do drzwi. Tak bardzo wkurzało go to, że nie mógł tam wejść. Może nie było po nim tego widać, ale w głębi wierzył w to, że chłopak jeszcze na niego.. znaczy nich spojrzy, wstanie i będzie dalej wspierać pozostałych.

- Seonghwa.. - usłyszał łamliwy głos Woo - On z tego wyjdzie prawda? Nie zostawi nas...

Przeniósł on spojrzenie na przyjaciela. To było niedorzeczne, że to właśnie niego — osobę, która najbardziej gardziła Yeosangiem pytał — ale coś ostatnio zmieniło się w zachowaniu Seonghwy. Był pewny, że Hongjoong też to zauważył, dlatego też tamtego dnia tak pokłócił się z nim. Oni jako jedyni byli w stanie poznać uczucia, które zaczynał odczuwać ich przyjaciel. Ale wiedzieli, że nic mu nie przetłumaczą. Nawet jakby na siłę próbowali mu to wbić do głowy, to i tak znali go na tyle, że z zamkniętymi oczami mogli by powiedzieć jak on na to zareaguje. Po zatem woleli by to on sam to odkrył.

- Czemu się mnie o to pytasz... - prychnął, chrząkając po chwili. Odwrócił wzrok, będą trochę zakłopotanym. Automatycznie spojrzał się na drzwi do sali operacyjnej. Coś go w środku zakuło - Mam nadzieję, że będzie silny i wygra tą ostatnią póki co walkę.

- Jeśli tak.. - uniesie minimalnie swoje kąciki ust - będzie silniejszy od każdego z nas - przyznał.Seonghwa nic na to nie odpowie, jedynie kiwnie głową, zatracając siew swoich myślach. Usiadł spowrotem na swoim miejscu. Pozostało im czekać na jakiekolwiek wieści.

Na korytarz wbiegli pozostali. Jongho od razu podbiegł do Seo, chcąc go uderzyć w twarz. Jednak w porę przeszkodził mu w tym Yunho, który chwycił go za rękę. Pokręcił głową, dajac mu tym do zrozumienia, że nie jest to dobre rozwiązanie. Nic to nie zmieni, a mogło tylko pogorszyć i tak ponurą atmosferę w grupie. Nie potrzebne były im kolejne konflikty.

- Ty przerośnięty dupku - warknął do niego. - Jesteś z siebie zadowolony?!!

Wszyscy spojrzeli się zaskoczeni na Jongho. To był pierwszy raz gdy podniósł na kogokolwiek głos. Seonghwa chciał już odpowiedzieć, ale widząc jego całą zapłakaną twarz, poczuł jakby miał gulę w gardle. Zaschło mu. Ręce zacisnął w pięści, odwracając wzrok. Nie często zdarzało mu się nie umieć znaleźć słów, by móc odeprzeć atak.

- Ty naprawdę tego nie widzisz! - ciągnął dalej, nie mając zamiaru siedzieć cicho. Miał dość jego krzywdzącego zachowania i humorków. - Jesteś przez wielu uważany za ace, za kogoś kto jest nieustraszony, z niewyobrażalną inteligencją. Ale to bzdura.

Fiery phoenix - ATEEZOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz