8

91 8 1
                                    

Dzisiejszy dzień był pierwszym od dłuższego czasu, gdy trójka chłopaków mogła sobie odpocząć. Dopiero następnego dnia San miał mieć test do wykonania, ze względu na fakt, że jego macocha wracała jutrzejszego dnia z wakacji w Teneryfach. Więc nic im innego nie pozostało niż czekanie.

Hongjoong siedział na kanapie, oglądając z zainteresowaniem wiadomości. Był ciekawy czy policja coś ma na nich lub czy znalazła winnych. Chociaż zdawał sobie sprawę, że będą potrzebowali kogoś kto będzie mógł zdobywać informacje z prawej ręki. Media lubią przekłamywać by tylko mieć więcej czytaczy czy oglądaczy i wzbudzać niepotrzebną panikę u mieszkańców.

- Nad czym się tak zastanawiasz, boss? - spytał się go zaciekawiony San, który przyniósł im po herbacie.

Często nazywał go "boss", nawet nie odmieniając tego słowa. Po prostu wywoływało to w ich liderze zirytowanie, co podobało się rekrutowi. Cóż, owy chłopak nadal przejawiał zachowania typowo dziecinne.

-Dzięki - mruknął, wywracając oczami. Już nawet nie skomentował tego, nie widząc sensu w tym. Chwycił od niego kubek, dmuchając by trochę ostudzić napój. Jednak ostatecznie odstawił go na pobliski stolik, stwierdzając, że po prostu odczeka, aż samo wystygnie. - Myślę nad tym czy nie poszukać kogoś kto by mógł wiedzieć co sie dzieje u glin. Taki nasz informator, a zarazem zaufany człowiek. Jednak nie wiem gdzie go znaleźć - dodał, wyjaśniając wszystko.

- Hmm chyba mam kogoś takiego. Znam go bardzo długo i parę razy pomógł mi, ratując mi tyłek. Zna się on na broni, a dodatkowo jest zabójczo przystojny - poruszył sugestywnie brwiami, drocząc się z nim.

- Ty cholero! - trzepnął go w tył głowy - Pamiętaj, że nadal ja tutaj dowodzę - dodał ostrzegawczo

- Serio? A mi się wydawało, że to Seonghwa hyung sprawuje tutaj mocną rękę - wystawił mu język

W ostatnim momencie udało mu się uciec od uderzenia od starszego, który widocznie się zirytował. Zaśmiał się pod nosem, chowając się dosłownie za Seonghwą, który właśnie przyszedł, ze swoją siostrą i zakupami

- O co znów chodzi? - spytał się ich mrużąc podejrzliwie swoje oczy

- Aish ten dzieciak sobie jak zawsze grabi - mruknął wielce obrażony lider

- Hyung!!! - pisnęła radośnie siostrzyczka Hwy biegnąc w stronę Hongjoonga, który szybko wziął małą na kolana

- Kto to? - spytał się San z ciekawością spoglądając na dziecko - To jest moja siostrzyczka Jihye ma ona cztery latka, więc zachowuj się odpowiednio, San. - wytłumaczył Hwa, idąc do kuchni by wypakować wszystkie rzeczy

- Nowy wujek!! - powiedziała radośnie dziewczynka, wyciągając ręce do najmłodszego z chłopaków.

W taki o to sposób trójka chłopaków zapomniała o całym złym świecie, gdyż jedna mała istotka potrafiła rozświetlić im drogę jednym, słodkim uśmiechem.

*

Nadszedł dzień sprawdzenia czy San był godzien na dołączenie do nich. Chociaż dość oczywiste było to, że i tak nieoficjalnie już do nich należał. Ale tak jak ustalili, każdy musi przejść "test revenge ". Po zatem najstarsi byli bardzo ciekawi, co chłopak zrobi. Trochę zaczynali przypominać psychopatów. Kto by jednak kimś tak psychicznie nienormalnym nie stał się, gdyby na co dzień zmagał się z istnym wcieleniem piekła, które nie pozwalało na sekundowe zamknięcie oczu?

Na dworze zapanował mrok, który był przesiąknięty zimnym, mroźnym wiatrem. Pełnia panująca dodawała temu swego rodzaju uroku. Trochę przypominało to noc zmarłych, którzy zaraz by mieli wydostać się z grobów w poszukiwaniu swoich ofiar, albo wilkołaków głodnych i z nieludzkimi umysłami, którzy byli by gotowi zjeść każdego, kto wejdzie im w drogę. Trójka towarzyszy przeskoczyła sporej wielkości drewniany płot. Szybko i bezszelestnie dostali się do ogromnej posiadłości macochy Sana. W środku była ona cała biała, z elementami złotych, błyszczących dodatków, które dodawały więcej prestiżu, wyższą klasę owej wdowie, która nie całe dwa tygodnie temu już czwarty raz "straciła swojego w starszym wieku męża".

Seonghwa wraz z Honjoongiem ukryli się w garderobie, z której mieli idealny widok na salon, gdzie już czekał najmłodszy. San chwycił kij bejsbolowy i zaczął nim uderzać w każdy pojedynczy posąg, wazon czy obraz, które kosztowały miliony wonów. Jednak wiedział, że to jest najszybszy sposób na wybawienie swojej macochy. Był to strzał w dziesiątkę! W progu pojawiła się wkurzona trzydziestoparoletnia kobieta. Jej twarz była na pierwszy rzut oka dana parunastu operacjom, tak jak samo jej ciało. Otworzyła szeroko oczy, będąc zaskoczona. Jednak szybko się to zmieniło w ogromny gniew

- Co ty nieudaczniku tutaj robisz!? - wrzasnęła, podchodząc do niego

- Oh o mnie mówisz? - spytał się z uśmieszkiem, opierając swój ciężar o kij bejsbolowy. - Przyszedłem odwiedzić swoją "matkę" 

- Nigdy ją nie byłam, a ty miałeś się więcej nie pojawić w moim życiu. - odparła, poprawiając zestresowana swoje włosy 

- Wiesz zmieniłem zdanie. Jednak zemsta za tatę i tych innych, których zatrułaś jest bardziej interesująca - powiedział, zarzucając kij na swoje ramie

- Nie wiem o czym ty mówisz. Ja tutaj przechodzę żałobę, a ty mnie w tak okrutny sposób obrażasz, niewdzięczniku - warknęła, zgrzytając zębami. 

Sądziła, że San nadal jest tak samo naiwnym dzieckiem, które boi się swojego własnego cienia. Była bardzo pewna siebie i za wszelką cenę nie chciała pozwolić mu na wydanie jej wszystkich tajemnic. Była gotowa zrobić wszystko tylko by się go pozbyć. Podeszła do niego, wyciągając w stronę nastolatka swoje dłonie z długimi pazurami. Jednak San to przewidział i nim kobieta mogła zrobić ruch, on zamachnął się, uderzając w nią swoim kijem. 

*

Kobieta została obudzona oblaniem jej twarzy przez lodowatą wodę. Złapała łapczywie powietrze, rozszerzając oczy w zaskoczeniu. Chciała sie poruszyć, ale jej ciało było przywiązane do jednej z ram schodów. Jej ręce były nieludzko zakręcone, a nogi wygięte w drugą stronę. Nie bolało ją jednak nic. Spojrzał się z wciekłością na pasierba 

- Ty gnojku.... - wysyczała 

- Spokojnie zabawa się dopiero zaczyna. - podszedł do niej, w dłoni mając zapalniczkę żarową, której pokrywę co jakiś czas otwierał i zamykał, irytując tym jeszcze bardziej swoją macochę. 

- Jak myślisz ile jeszcze znieczulenie będzie działać? Godzinę czy może parę minut?- spytał się jej z drwiną 

- Czego chcesz? Pieniędzy? Bierz ile chcesz - odparła zaczynając przejawiać strach

San sobie z tego nic nie zrobił. Jedynie spojrzał się na nią z politowaniem. Zamknął zapalniczkę i schował ją do tylnej kieszeni przedartych jeansów. Podszedł do jednej z szafeczek, z której ściągnął zakręcony zbiorniczek. Podszedł do niej z szyderczo sadystycznym uśmiechem.  W kanistrze znajdowała się substancja WD-40 pomieszana z benzyną, która z połączeniem z ogniem powoduje długie palenie się danej rzeczy.

- Wiesz właśnie nadchodzi twój koniec - przyznał. 

Odkręcił kanister i całą zawartość wylał na ciało kobiety, która skrzywiła sie na nieprzyjemny zapach. Rzucił gdzieś w bok przedmiot. Ukradkiem zerknął na jego przyjaciół, którzy z zainteresowaniem się mu przyglądali. Byli nad wyraz ciekawi co jeszcze się stanie. San udał się do kuchni i wziął jeden z nowszych i większych noży kuchennych. Wrócił do macochy. Pamiętając jak bardzo ona ceniła sobie ład i piękny wygląd domu, podszedł do jednej z ścian, gdzie były już i tak zniszczone obrazy. Chwycił mocniej nóż i przejechał nim po ścianie tak by pozostał ślad. "Namalował" feniksa na statku, czyli ich znak rozpoznawczy. 

- Nie, moje obrazy i ściana świeżo malowana! - zawyła, załamana tym. 

Bez żadnego słowa wrócił do kobiety i rozciął jej policzek. Poleciała z niego dość duża ilość krwi. Przez rękawiczki, które miał na sobie dla bezpieczeństwa, narysował na jednej ze ścian tajemniczy znak maski, która jest ozdobiona przez zwisające kryształki na małych sznureczkach, czyli takie jakie oni sami mieli na twarzach. Cóż chciał dodać do tego pewien smaczek, a przy okazji trochę wykiwać policje. 

Spojrzał sie na zegarek i widząc, że czas zaczyna ich gonić, wiedział, że pora skończyć zabawę. Cóż wszystko dobrze wyliczył. Wtedy gdy wyjął zapalniczkę i odpalił ją, leki przeciwbólowe, które podał kobiecie przestawały działać. Nawet już nie słuchał jej błagania o wolność. Po prostu rzucił zapalniczkę na nią, która od razu zapaliła się przez płomienie. W całym domu dało się usłyszeć przeraźliwe wycie o pomoc. Trójka przyjaciół wyszła zadowolona z domu. San wręcz zdał celująco egzamin

Fiery phoenix - ATEEZOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz