42

77 10 0
                                    

San wyszedł z czarnego mercedesa. Rozejrzał się dookoła. Znajdował się w opustoszałej, starej fabryce. Na kilometr było widać, że nawet nie było tutaj bezdomnych. To miejsce już dawno powinno się rozwalić. A z drugiej strony było idealną przykrywką na nielegalne przekręty. Nie dość, że odstraszało samym swoim wyglądem, to jeszcze było oddalone od najbliższej cywilizacji z dobre 25 kilometrów.

Chłopak nie był tutaj bez powodu. Musiał załatwić "sprawy" z pewnym swoim klientem. 

Will — głowa przemytników narkotyków za granicę, ostatnim razem zagrał z Sanem nieczysto. Chciał go oskubać z towaru, a dodatkowo zabrać cały zysk z transakcji dla siebie. Cóż, niestety natrafił na taką osobę, która nie cacka się z takimi. San nie pozwalał sobą tak pomiatać. I zamierzał mu, jak i całej reszcie pokazać, że z nim się nie zadziera.

Otworzył bagażnik, wyciągając z niej czarną torbę. Odstawił ją przy swoich nogach, sięgając głębiej do pojazdu. Spod zapasowej opony, wyjął dwa pistolety z nabojem. Naładował broń, chowając ją z tyłu, pod swoją koszulką. Musiał robić pozory, że nic nie wiedział. 

Dobrze wiedział, że Will niczego się nie spodziewał. Był święcie przekonany, że może być sprytniejszy, co było błędnym tokiem myślenia. 

- Jak coś to cię osłaniam. Będę za pojazdem, by mnie nie zobaczyli - odezwał się Yunho, który jak zawsze z nim przyjechał. 

- Jasne. - mruknął, czując poirytowanie na samą myśl o tym gnojku - A Hongjoong jest już na miejscu? 

- Tak. Jest na górze. Ma idealne miejsce na strzelanie do nich. Jego sokole oko nigdy się nie myli, więc jesteś bezpieczny. - szturchnął go w ramie, sprawdzając czy ma naładowaną broń. 

- Tylko, żeby mi nie zabił tego chuja. On jest mój - powiedział poważnym głosem. Sam chciał się nim zająć. 

- Luz. Wszyscy wiemy co mamy robić - przewrócił oczami - No już nie spinaj się tak, stary. Wisienka na torcie zostawiliśmy tobie. Mimo wszystko to nadal on tobie zaszedł za skórę. By tylko osłaniamy ci plecy. 

- Chociaż i tak nie musieliście -westchnął, zamykając w końcu bagażnik, o który po chwili oparł się. - Poradziłbym sobie sam..

- Aish jesteś taki czasem irytujący - jęknął niezadowolony - Dobrze wiesz, że on zawsze przyjeżdża ze wsparciem. Więc zrozum, że jakbyś był tutaj sam to byś od razu zginął. San nic na to nie odpowiedział. 

Mimo tak długiego czasu pracy z nimi, nadal nie umiał się przyzwyczaić do tego, że może na kogoś liczyć. Dalej były sytuacje, gdzie chciał działać sam, by nikogo nie narażać. I faktycznie by tak robił. Gdyby nie to, że ich kapitan, rozkazał by zgłaszać mu każdy swój ruch. W taki też sposób reszta — oprócz Yeosanga i Jongho, którzy nawet nie wiedzieli kim oni są — wiedzieli o całym planie Sana. Stwierdzili, że nie pozwolą mu iść na solo, wiedząc, że jedna ze stron będzie oszukiwać. Nawet Seonghwa bierze udział w pomocy. Co było dość zaskakujące, patrząc na to, że przez ostatnie dni, nie odzywał się on do nikogo. 

Poczuł jak jego telefon wibruje. Wyjął urządzenie z kieszeni spodni i odblokował. Na ekranie ukazała się konwersacja z Mingim i jedna nowa wiadomość. "5 minut i będą. Jest ich czterech" oraz zdjęcie z kamer miejskich. Prychnął pod nosem. Ci debile nawet nie umieją się ukrywać. Przekazał przyjacielowi, że zbliża się cel. Yunho przez radiotelefon skontaktował się z resztą, podając im nowe informację. Wszyscy byli w pełni gotowi do działania. 

Z nad przeciwka zauważyli błysk świateł. Przez rozbite okno było idealnie widać ulice. Do parkingu wjechał czarny suw, z zasłoniętymi szybami. Zaparkował naprzeciwko nich. Najpierw wyszli dwaj goryle. Byli ubrani cali na czarno, a na nosie mieli tego samego koloru okulary. Jeden z nich otworzył tylnie drzwi, a po chwili wyszedł z samochodu ten, na którego wszyscy czekali. 

Fiery phoenix - ATEEZOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz