1. Julie

2.9K 190 360
                                    

Kochani 😈

Startujemy z Żulką. Od 7/06 do 14/06 będę udostępniać poprawione rozdziały, które mieliście szansę przeczytać w lipcu i sierpniu 2023, zaś nowe rozdziały będą się pojawiać we wtorki i piątki o godzinie 16:00. 😇

✨✨✨

No to chuj bombki strzelił! To była jedyna myśl kołacząca się w mojej głowie. Wszystko na nic. Świzdu gwizdu poszło w pizdu. Patrzyłam na tych ludzi, wszechogarniającą ich rozpacz po stracie. Szczerze? Miałam to w dupie. Wszystko miałam w dupie, a najbardziej obleśnego dziadka, co kopnął w kalendarz.

Nie dzierżyłam ramola za życia, jego śmierć mnie nawet nie obeszła, ale... Co, kurwa, teraz ja się pytam? Co masz zamiar ze sobą zrobić, ofiaro losu? Wracasz do Polski? He. No to brawo Julka, pakuj manatki i come back na rodzime poletko, a co! Robota od świtu do nocy, cztery koła na konto i zapierdalajmy do emerytury!

– Pani Julie – zagadnął do mnie Pierre, siostrzeniec zmarłego Sigismunda. Usiadł na pufie obok, złączył dłonie, przystawił do ust i spojrzał z powagą. – Pani Julie, czy wszystko w porządku?

– Tak – szepnęłam i przełknęłam gorzko ślinę.

– Wygląda pani na zmartwioną – odparł, lustrując mnie od góry do dołu i nazad.

– Martwię się – odparłam, po czym westchnęłam. Położyłam łokcie na kolanach, oparłam podbródek na palcach dłoni i spojrzałam na rozmówcę. – Mój kontrakt miał opiewać na rok, minęły trzy miesiące. Co dalej? Nie przyszłam do państwa z agencji, nie mam zabezpieczenia w razie takich zdarzeń losowych. Niczego też nie szukałam, jestem jakby w potrzasku.

Mężczyzna zacisnął usta w wąską linię.

– No właśnie – dodałam z rezygnacją. – Pan Sigismund nie żyje i jak sam pan widzi, mój dalszy pobyt zawisnął na włosku. Ba! Pobyt! Kiedy mam się wynosić, że się tak zapytam?

Na to też nie usłyszałam odpowiedzi.

Wstałam i nie zważając na oczy wszystkich obecnych zwrócone na mnie, wyszłam z domku i przeszłam do ogrodu. Pod starym dębem wisiała huśtawka zrobiona z linek. Wprawdzie brakowało dwóch desek do siedzenia, ale i tak postanowiłam posadzić dupsko, a raczej się tam wbić na siłę.

Tylko zdążyłam klapnąć. Gałąź zazgrzytała złowieszczo i zanim mi się udało wstać, ta pękła, lina się oberwała, gałąź złamała, a ja wylądowałam jak żółw na twardej skorupie machając kończynami.

Z domu doszedł mnie śmiech, zapewne żony Pierre, ale co miałam zrobić? Jak się pcha swoje osiemdziesiąt kilogramów żywej wagi na starą huśtawkę wątłego pochodzenia, to mamy efekty!

Za to Pierre, nie no słuchajcie! Ten gość podbiegł natychmiast i wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Podałam, on mnie pociągnął i się poddał. A co tam, niech wieloryb leży, masz rację!

– Zamówi pan może dźwig? – zapytałam, trzepocząc rzęsami.

Pierre parsknął śmiechem i pokręcił głową. Tak to jest. Jak się jest grubym, to pamiętaj! Zawsze należy z tego żartować. Jeśli ty nie potrafisz żartować ze swojej tuszy, to inni to zrobią za ciebie. A wtedy zaboli. Jeśli ich uprzedzisz w żartach, to dajesz im jasny sygnał: Nie zaskoczycie mnie! Wiem, jak wyglądam, w chuj śmieszne!

– Pani Julie, co ja mam z panią począć? – z ledwością panował nad parsknięciem.

– Spychacz? – zaproponowałam, skrzywiając usta.

Pierre pokręcił jedynie głową, ale oczy mu się śmiały jak cholera. Przeturlałam się na brzuch, zaś mężczyzna pociągnął za sznurki i w końcu odseparował mój wszędobylski tyłek od resztek z huśtawki. Podparłam się na łokciach, uniosłam nieco tułów, zakasałam kolana i jak to w bajce o słoniach, w końcu udało mi się siąść, zamiast wypinać swojemu chlebodawcy zamaszystą dupę.

ŻUL - I - JAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz