29. Milo

894 146 89
                                    

Kochani 🤪

Zostały 2 rozdziały 😉

Wraz z Dramomaniaczka postawiłyśmy ostatnią kropkę w "Silvestre". Zrobiłyśmy własną redakcję, korektę, a teraz tekst poszedł w świat do królików doświadczalnych. Poniżej wstawiam swoje zdjęcie z niedzieli, kiedy przestałam ogarniać jaki mamy dzień, miesiąc, rok i w której galaktyce żyję 😎

 Poniżej wstawiam swoje zdjęcie z niedzieli, kiedy przestałam ogarniać jaki mamy dzień, miesiąc, rok i w której galaktyce żyję 😎

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Tymczasem zapraszam Was do rozdziału z małym polsacikiem 😅

🎶🎶🎶

– Julie – wyskrzeczałem z ledwością pierwsze słowo. Bolało, co było oznaką, że żyłem, o to nie musiałem pytać. – Nico – dodałem nieco dobitniej.

– Spokojnie, Milo, spokojnie – odezwał się Alfred i podszedł ubrany cały na zielono. Jego usta były zasłonięte. – Witamy podpułkowniku po czterech miesiącach.

– Ile? – jęknąłem. Puls przyspieszył mi momentalnie, zaś maszyna po lewej stronie, zaczęła szybko pikać.

– Spokojnie, Milo – dodał pułkownik. – To tylko cztery miesiące.

– Nico – szepnąłem. Syn, tylko on się liczył. On i jego bezpieczeństwo.

– Jest pod opieką Julie – odparł Alfred i usiadł na krześle.

Okręciłem głowę w jego kierunku i spojrzałem tak, by zrozumiał, że czekałem na dalsze informacje, tylko z problemem szło mi wypowiadanie pytań.

– Odpocznij...

– Odpoczywałem długo – szepnąłem. Czułem zdenerwowanie, dezorientację, ale największy był żal. Cztery miesiące.

– Boli? – spytał i wzrok przeniósł na maszynę, która wydawał pikanie.

– Wytrzymam – warknąłem cicho. – Mów, Alfred.

– Ty nie masz wytrzymywać, tylko pytam, czy boli? – zadał drugi raz to samo pytanie, ale teraz mnie ewidentnie opierdalał.

– Boli – skapitulowałem.

– Teo zaraz da coś na uśmierzenie – odparł pułkownik. – Zaprzestano stosowania śpiączki farmakologicznej, więc masz zgłaszać, kiedy boli. Bo jak boli, to spinasz mięśnie, tym samym nie dajesz się regenerować ciału.

– Dobrze – burknąłem. – Ale mów.

Alfred odchrząknął, gdy do pomieszczenia wszedł sterylnie ubrany mężczyzna. Podszedł, wbił igłę w zawieszony na stojaku woreczek, który był połączony rurką z moją żyłą.

Mężczyzna po wykonaniu czynności wyszedł. Poczułem nieziemską ulgę, aż westchnąłem z wrażenia.

– Mów, proszę – mruknąłem nieco otumaniony działaniem leku.

ŻUL - I - JAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz