12. Milo

1.5K 148 32
                                    

Gdy stary znajomy odezwał się w sprawie naprawionego citroena, od razu miałem zamiar podzielić się tą informacją z Julie. Uwielbiałem się z nią droczyć, a jeszcze większą przyjemność odczuwałem, kiedy ta śliczna kobieta potrafiła mnie wykastrować słownie.

Intrygująca.

Ruszyłem w kierunku tarasu, skąd dobiegała muzyka, lecz gdy zauważyłem pierdolonego Saida, spiąłem się, a wspomnienia o Estelle, wróciły niczym bumerang.

Julie ewidentnie próbowała elegancko spławił tą zdradziecką mordę. Postanowiłem nie kryć się w cieniu, jak kiedyś. Zdecydowałem zawalczyć.

– Chyba ci odpowiedziała! – krzyknąłem, zbliżając się do nich.

Julie zerknęła nerwowo na Nico, tak, obecność syna znacznie utrudniała moją sytuację. Powinienem nic nie mówić, tylko podejść i mu porządnie przypierdolić.

Said obrócił się w moim kierunku i uśmiechnął bezczelnie.

– Milo Vidall. Kopę lat, co?

Skurwiel!

– Said Abbas – syknąłem, mierząc go od stóp do głów. – Tęskniłeś?

Napiąłem mięśnie. Byłem gotowy mu pokazać, jak bardzo sam tęskniłem.

– Chcesz się bić? Przy pannie? – spytał, ale celowo użył algierskiego, który obaj znaliśmy znakomicie.

– Pieprz własną matkę – odparłem najgorszym przekleństwem, jakie w Algierii oznaczało wojnę.

– Chuj! – warknął, czym mnie jedynie rozśmieszył. – Przebolejesz w końcu, że narzeczona wolała mnie, czy masz zamiar się boczyć jak panienka?

Ruszyłem na niego, ale Julie stanęła między nami i uniosła dłonie.

– Spokój! – wysyczała po francusku, ciosając spojrzeniem we mnie, po chwili w Saida.

– Ponoć puściła cię w samych skarpetkach, Said – ciągnąłem konwersację na odległość. – Miód na me uszy – wyszeptałem z jadem na ustach.

– Milo – wtrąciła ostrzegawczo Julie.

– Ładna dupa. – Said puścił do mnie oczko i głową wskazał na Julie, aż warknąłem pod nosem. – Nie wybierasz się przypadkiem na jakąś misję, przyjacielu? – dorzucił prześmiewczo. – Bo z chęcią się nią zaopiekuję, jak kiedyś Estellą – wymruczał.

– Mlieha, mlieha! [1] – parodiowała Julie po algiersku. Zamarłem, a Said zrobił to samo. Kobieta uśmiechnęła się bezczelnie. – Wyjdź stąd, proszę – zwróciła się po francusku do Saida. – Jestem w pracy, a twoja obecność nie jest mile widziana przez właściciela posesji.

– Julie – odparł Said i wyciągnął do niej rękę, ale strzepnęła.

– Przeze mnie tym bardziej, Said – odpowiedziała stanowczo i głową wskazała na podjazd. – Wyjdź, to wtargnięcie.

– Kheba [2] – warknął gardłowo Said i ruszył.

Za to obraźliwe słowo, byłem gotowy mu przypierdolić.

– Niszego nie dzielaj [3] – ostrzegła mnie Julie po rosyjsku i nieznacznie pokręciła głową, łapiąc mnie za rękę.

Said wycofał się, a gdy rzucił spojrzeniem przez ramię, przyciągnąłem Julie do swojego boku i pocałowałem ją w skroń.

– Możesz w usta, jeśli chcesz zaznaczyć swoją wygraną – podpowiedziała ściszonym głosem.

– Nie muszę – odparłem spokojnie. – Nie muszę wykorzystywać do tego twojej osoby, ani twoich ust, aby mu pokazać, że przegrał własne życie.

ŻUL - I - JAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz