Rozdział 57

5.2K 328 41
                                    

Antonio

Mój wieczór kawalerski trwał w najlepsze, choć największą przyjemność sprawiał on Flavio. Mógłbym nawet z czystym sumieniem powiedzieć, że przejął go w najlepszym tych słów znaczeniu. Brylował na parkiecie, otaczając się półnagimi kobietami, wypijał hektolitry alkoholu, wciągał kokainę, a przy tym dobrze się bawił. Pomyśleć, że kiedyś byłem taki sam. Niczym nie przejmujący się gnojek, przed którym świat stał otworem. Co, jak co ale te liczne melanże przydały się na coś. Zdobyłem masę kontaktów, dzięki którym byłem tu gdzie byłem. Najmłodszy capo w historii półświatka Chicago, a zarazem twardy, surowy i cholernie bezczelny.
Popijałem drinka, siedząc na jednej z welurowych kanap, gdy wówczas przede mną zaczęła wić się pijana Kylie. Sądziłem, że odpuściła. Jak bardzo się pomyliłem.

— Zatańczysz? – zapytała, uwodzicielsko oblizując dolną wargę.

— Na pewno nie z tobą – odparłem szybko, pozbawiając ją jakichkolwiek nadziei.

Wówczas położyła dłonie na moich kolanach, kręcąc biodrami i zsuwając się tanecznym ruchem, uklęknęła przede mną.

— Zrobię ci loda. – Położyła dłoń na moim kroczu, lekko ściskając przez materiał spodni fiuta.

— Zabierz tę rękę albo odstrzelę ci łeb! – wygrzmiałem ostro.

Nie słuchała. Przesunęła dłoń na rozporek i próbowała go rozpiąć, jednak w porę zareagowałem. Chwyciłem jej nadgarstek i zaciskając mocniej na nim lewą rękę, spojrzałem gniewnie w zielone tęczówki Kylie.

— Nawet nie drgnął. Tak bardzo mnie brzydzisz – fuknąłem, zirytowany jej zachowaniem.

— To boli – jęknęła półdźwięcznym głosem, jakby wolała o pomoc.

— Może to jedyny sposób, byś wreszcie zrozumiała, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.

— Nie wierzę, że byłbyś w stanie zrezygnować ze mnie. Byłam twoja co noc, obiecywałeś, że ta smarkula nigdy nie zajmie mojego miejsca. Jak możesz mi to robić?

— Żałuję każdej nocy spędzonej z tobą. Żałuję, że mój kutas musiał rżnąć taką dziwkę.

Kylie nie wytrzymała. Uderzyła mnie w policzek prawą dłonią, co spotkało się z ciszą w klubie. Oczy wszystkich gości skierowane były w naszą stronę. Nawet mój brat ściągnął maskę podrzędnego klauna. Kiwnąłem dłonią na dwóch ochroniarzy, stojących obok wejścia. Podeszli w ciągu kilku sekund.

— Zabierzcie ją i nauczcie szacunku wobec capo – wychrypiałem, nie spuszczając z niej lodowatego wzroku.

— Nie! Antonio! Nie możesz! – wrzeszczała, gdy moim ludzie wyprowadzali ją z klubu.

Kiedy zamknęły się za nimi drzwi i nastała bloga cisza, uniosłem swoją szklankę z whisky w geście toastu.

— Możecie kontynuować! – krzyknąłem, a skinieniem dłoni dałem znać DJ, by puszczał dalej muzykę.

Wszedłem do biura, które niegdyś należało do mojego ojca. Od jego śmierci to właśnie do mnie należało. Jakoś nie potrafiłem się w nim odnaleźć. Te zimne, betonowe ściany przypominały mi o jego okrutnej stronie względem mnie i Flavio. To tutaj przez całe dzieciństwo karał nas za nieposłuszeństwo i łamanie się. Jeszcze nie tak dawno temu mój brat dostał tu ostatnią karę. Usiadłem na jego skórzanym fotelu, a dłonią przesunąłem po blacie. Pomyślałem, że nigdy nie będę taki jak on. Nigdy nie uderzyłbym swojego dziecka. Razem z Emily stworzymy dom pełen uczuć i wzajemnego szacunku. A nasze dzieci zaznają bezwarunkowej miłości, której ja nigdy nie dostałem od ojca. Niesamowite jak ta niezwykła kobieta potrafiła mnie zmienić. Kilka miesięcy temu, wyśmiewałem jej zdjęcie, nazywając dzieckiem, a teraz? Nie widzę świata poza nią.

It's my pleasure, miss Emily [+18] ✔️ ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz