Rozdział 7

7.7K 351 44
                                    

Emily

Wsiadłam do samochodu, ale moje serce i myśli zostały w domu przy rodzinie. Nie zniosę dłużej tej sytuacji, tego, że nie zdążyłam pożegnać się z tatą i, że wyjeżdżam wiedząc, że on mnie nienawidzi. Przełknęłam gorzką gulę, a kiedy do samochodu wsiadł Antonio, niewiele myśląc wybiegłam z niego. Muszę porozmawiać z tatą. Nawet, gdyby oznaczało to kolejną kłótnie. Biegłam przed siebie, lekceważąc słowa mamy i Antonia. Zapewne myśleli, że uciekam przed nimi. Wbiegłam do domu, po czym udałam się prosto do gabinetu taty. Zamknął się w nim od śniadania.

— Tato... – westchnęłam, gdy moja noga przekroczyła próg tego zimnego miejsca.

— Co ty tu robisz?! – zapytał zaskoczony, unosząc się z fotela.

— Nie wyjadę wiedząc, że już mnie nie kochasz – poczułam gromadzące się łzy, zbliżyłam się do niego i stając twarzą w twarz, dodałam: — wybacz mi. Wybacz każde słowo, które wczoraj ci powiedziałam, wybacz, że zawiodłeś się na mnie, wybacz, że nie jestem taka córką jaką chciałeś bym była. Nie jestem twoim powodem do dumy, ale nigdy nie przestanę cię kochać. Jesteś moim tatą, jedynym mężczyzną którego kocham i bez którego moje życie nie miałoby sensu.

Mówiąc te słowa, czułam płynące łzy po policzkach. Wypalały w skórze ból, który był najgorszym ciosem. Tata ujął moją twarz w dłonie, a po chwili przytulił mnie mocno do siebie. Rozpłakałam się jeszcze bardziej, a obiecałam sobie, że wyjazd do Chicago mnie nie złamie. Jednak nie jestem taka silna, jak sądziłam.

— Już dobrze. To ja powinienem prosić cię o wybaczenie. Nawet nie masz pojęcia, jak ciężko mi znieść myśl, że podniosłem na ciebie rękę. Ale gdy pomyślę, że ten sukinsyn mógł... – objął mnie mocno, a ja czułam się cholernie winna.

— Przepraszam.

— Kocham cię, gwiazdeczko – ucałował moje czoło, już dawno nie słyszałam tego określenia, a niegdyś zawracał się tak do mnie niemal codziennie. Otarłam łzy, po czym patrząc mu prosto w oczy, westchnęłam:

— Muszę iść, bo Antonio pomyśli, że od niego uciekłam i wypowiedzą ci wojnę. Chyba będę kiepską żoną, bo karzę narzeczonemu czekać na zewnętrz – próbowałam obrócić całą tą sytuację w żart, ale myślami naprawdę uciekałam od tego dupka.

— Wykorzystaj ten czas i daj mu szansę. Ale pamiętaj, by nie robić niczego, na co nie masz ochoty. Wiesz, o czym mówię.

— Nigdy nie pójdę z nim do łóżka. Nigdy! – krzyknęłam, na co tata się spiął.

— Spokojnie, nie oczekuję tego od ciebie. Jeśli podczas tego wyjazdu zrobi cokolwiek, co znieważy cię w jakimś stopniu, powiedz mi o tym. Zerwę umowę, nawet jeśli... – mówił poważnym tonem, a ja nabrałam nowej nadziei. Te słowa sprawiły, że w myślach pojawił się prosty plan, wyprowadzić Antonio z równowagi i obserwować, jak popełnia chociażby jeden mały błąd, a wtedy uwolnię się od niego.

— Emily, samolot nie będzie na nas czekał – do gabinetu wszedł Antonio, a mnie aż przeszedł dreszcz.

— Sądziłam, że lecimy twoim prywatnym – parsknęłam ze śmiechu, na co tata zmierzył mnie wzrokiem. Nie był zadowolony. Ucałowałam go w policzek i wyszłam razem z Rizzo.

Dotarliśmy na lotnisko bardzo szybko i ku mojemu zdziwieniu, czekał na nas prywatny odrzutowiec. Spojrzałam na Antonio spod przymkniętych powiek, ale on nie wykrzesał z siebie ani grama jakichkolwiek emocji. Twardy dupek, nieskory nawet do odrobiny uśmiechu. Za to jego ojciec tryskał dobrym humorem. Chwycił mnie za rękę i z dumą zaprowadził po schodach do samolotu. Opowiadał bzdury na temat wartości tego okazu, jakby w ogóle to mnie obchodziło. Samolot, jak samolot. Lata? Lata. Nic więcej nie jest mi potrzebne do wiadomości. Zajęłam miejsce w wielkim fotelu zaraz przy oknie. Stefano Rizzo usiadł naprzeciwko, patrząc mi ciągle w oczy i opowiadając w kółko o Chicago i nocnym życiu, które jak zapewnił bardzo mi się spodoba. Śmiem wątpić, panie zmarszczony kartofelku. Zaśmiałam się na tą myśl i ten uśmiech starałam się szybko ukryć przed ojcem Antonio. Po chwili obok nas zjawił się mój przyszyły mąż – choć to pojęcie względne – i jak na złość zajął fotel obok mnie. Mógł wybrać ten pusty obok swojego ojca, ale nie. Musiał właśnie ten. Przekręciłam natychmiast głowę w stronę okna, by nawet na niego nie patrzeć. Samolot wystartował, a ja z wielkim bólem podziwiałam widoki oddalającej się Sardynii. Czułam płynące łzy po policzkach, bałam się myśli, w której nigdy już nie zobaczę rodziców i brata. Otuliłam się własnymi dłońmi i oparłam czoło o maleńkie okno. Gdy samolot osiągnął już odpowiednią wysokość i oprócz chmur nie widziałam kompletnie nic, zamknęłam oczy, oddając się upragnionemu snu.

It's my pleasure, miss Emily [+18] ✔️ ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz