Rozdział 61

5.8K 373 92
                                    

Emily

Całą noc nie przespałam, gdyż bezczynnie wpatrywałam się w biały sufit. Mierzyłam się z każdą minutą życia. Rodzice siedzieli przy mnie odkąd zajęłam łóżko w jednej ze szpitalnych sal. A tuż po przybyciu do kliniki pobrano mi krew i zrobiono kilka badań, po czym znalazłam się w tym białym i surowym pokoju. Sam widok nie zachęcał, by wskrzesić w sobie jakąś lichą nadzieję. Wieczorem jedna z pielęgniarek przyniosła mi kolację. Choć żołądek prosił o dostarczenie czegokolwiek, to niestety nie byłam w stanie nic przełknąć. Zawiesiłam się, myśląc tylko o Antonio. Byłam ciekawa, czy już przeczytał pożegnalny list i czy bardzo przeklina mnie?
Rano mama odebrała od naszej gosposi Marthy moje ulubione naleśniki. Karmiła mnie nimi, jak gdybym była małą dziewczynką. Czułam się coraz słabiej i nie do końca wiedziałam, czy za tym wszystkim stała kroplówka, którą podłączyli mi wieczorem, czy tak szybko postępowała choroba?
Wcisnęłam w siebie jednego naleśnika, ale na resztę nie miałam już ochoty. Wtuliłam prawy policzek w poduszkę i przymykając na chwilę oczy, wracałam do wspomnień. Nawet nie wiem kiedy, zaczęłam płakać. Wówczas usłyszałam czuły głos matki. Śpiewała bardzo cicho tę samą piosenkę, którą słyszałam jak byłam dzieckiem. Natychmiast na nią spojrzałam. Łzy leciały po jej bladych policzkach, a dłonie trzęsły się samoistnie. Nie chciałam, by przez to przechodziła, ale nie miałam pojęcia jak mogłabym jej pomóc. Wówczas do środka wszedł tata wraz z Lucą. Podniosłam się lekko, widząc zdezorientowaną minę brata.

— Emily, co ci się stało? – zapytał, siadając na krawędzi łóżka.

— Zachorowałam.

— Kiedy stąd wyjdziesz? Nie chcę byś tutaj leżała. Dzisiaj miał być twój ślub. – Złapał mnie za rękę.

— No niestety plany trochę się zmieniły. Luca, ja już stąd nie wyjdę. Jak będziesz większy, zrozumiesz. Kocham cię, braciszku.

— A ja ciebie. Nie lubię jak się smucisz.

— Chodź, pójdziemy do Marthy – wtrącił się tata i zabrał Lucę.

Zaczęłam płakać, z tak wielkim trudem przyszło mi pożegnanie się z bratem. Nigdy więcej już go nie zobaczę.

— Uczeszę ci włosy – oznajmiła mama, gdy do sali weszła Bella wraz z Flavio.

Pomogli mi się podnieść do pozycji siedzącej, po czym rodzicielka wzięła szczotkę i zaczęła czesać moje długie włosy. Lubiłam kiedy to robiła. Zawsze wtedy zwierzałam się, szukając w niej wsparcia. Patrzyłam na Bellę, która głaskała swój ledwo zauważalny brzuch.

— Szkoda, że nigdy się nie dowiem, czy to będzie dziewczynka czy chłopiec – westchnęłam po chwili, a ona natychmiast zbliżała się do mnie.

— Emily, znaleźliśmy lekarza. To znaczy Flavio znalazł. Stosuje jakąś nową metodę leczenia. Powiedz jej! – zwróciła się do Rizzo.

— Tak to bardzo dobry lekarz, wiele jego pacjentów przedłużyło sobie życie o kilka lat, a znaczna część wyzdrowiała całkowicie. Przyleci jutro, o ile się zgodzisz.

— Flavio, dziękuję wam. Już pogodziłam się z tym, co dał mi los. Nie chcę miesiącami leżeć przykuta do łóżka, łudzić się, że będę żyć. Przegrałam tę walkę i jestem tego w pełni świadoma.

Ruchy mamy ustały, obejrzałam się za siebie, a ona trzymała w dłoniach garść moich włosów.

— Zapleć mi warkocz, nie chcę na to patrzeć – oznajmiłam.

It's my pleasure, miss Emily [+18] ✔️ ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz