- Na pewno chcesz pracować? - Sekretarka pyta mnie nieco niepewnie. - Mało kto z pierwszej klasy...
- Nie boję się pracy. Łączyłam pracę z nauką niemal całe życie. Naprawdę potrzebuję pieniędzy.
- No dobrze, złotko. Pozwól mi poszukać... - Stuka w klawiaturę. - Wygląda na to, że na razie nie ma żadnych wolnych wakatów, ale prawda jest taka, że mało który uczeń zainteresowany jest pracą. Popytam przewodniczących klubów i dyrekcji.
- Dziękuję. - Uśmiecham się. - Będę czekać.
Wychodzę z sekretariatu i modlę się w duchu, żeby znalazła się dla mnie jakaś praca.
Po pierwsze, potrzebuję nowych ciuchów. Po drugie, muszę uzbierać jakoś sto tysięcy erenów. Nie ma opcji żebym zarobiła tyle przez cztery lata, ale jeśli by się udało choć połowę, to może Olavi ulegnie i dołoży drugą część od siebie. Zresztą, wolność nie ma ceny. W najgorszym wypadku rozwiodę się po kilku latach. Ale nie ma na co czekać, trzeba jak najszybciej uzbierać pieniądze.
Pierwszy tydzień w Aurdelis powoli ma się ku końcowi. Nie widziałam Olaviego ani razu, ale ciągle nie mogę przestać myśleć o jego pytaniu...
Aż tak źle byłoby mnie poślubić?
Dlaczego tak nagle wyleciał z takim tekstem? Przecież nawet go nie znam, ani on nie zna mnie. Co miałabym odpowiedzieć na takie pytanie?
Przede mną ostatnia piątkowa lekcja. Wychowanie rodzinne dla niemagów.
Wchodzę do klasy i zauważam, że są w niej same kobiety. Niektóre z nich rozpoznaję - otaczały Ezio Vendetti przed klasą kilka dni temu. Do sali wkracza kobieta około czterdziestki i przedstawia się jako profesor Sylia.
- Witam was wszystkie, prześliczne niemagiczki. Te zajęcia służą wprowadzeniu was w świat wyższych sfer. Będziecie się tu uczyć etykiety, poprawnego chodu, ale także jak odpowiednio służyć swojemu mężowi. - Nie mogę uwierzyć w to co słyszę. Służyć mężowi? Czy ta kobieta urwała się ze średniowiecza? - Każdy bowiem wie, że współmałżonki bez iskry muszą starać się o wiele bardziej niż magiczki. Musicie zdobyć nie tylko miłość ale i oddanie partnera oraz jego rodu. Dlatego zaczniemy od kilku podstawowych zasad. Przepraszam, jak się pani nazywa? - zwraca się do mnie.
- Luna.
- Pani Luno, proszę wyjść na środek klasy. - Z niechęcią wychodzę z ławki i podchodzę do niej. - Jak drogie uczennice oceniacie ubiór pani Luny?
- Słucham? - pytam ją z niedowierzaniem.
- Pani z przodu! - Olewa moje oburzenie. - Jak ocenia pani ten ubiór?
- Ehm... No... - Ubrana w bufiastą sukienkę blondynka wygląda na speszoną. - To taki... sportowy ubiór.
- A czy sportowy ubiór przystoi żonie maga? - dopytuje.
- Nie... - mówi cicho blondynka.
- Pani Luno, proszę się na mnie nie złościć. - Sylia uśmiecha się lekko w moją stronę, ale nie wygląda to na przyjemny uśmiech. - Rozumiem że w pani stronach taki ubiór mógł być uznany za wystarczający. Ale jest pani w Aurdelis. Pora zdjąć ten okropny dres i zacząć ubierać się jak na narzeczoną maga przystało.
- A po co? - dopytuję ją z przekąsem. - Mój mąż powinien mnie akceptować bez względu na ubiór, czyż nie?
- Och, mąż! - prycha lekko. - Mąż nie ma tu nic do powiedzenia, pani Luno. Proszę wyobrazić sobie sytuację, w której nagle do pani domu przybywa niezapowiedziana delegacja dyplomatów, doradców podatkowych lub chociażby przyjaciół męża. Taki ubiór to wstyd. Im szybciej nauczą się panie odpowiednio ubierać, tym szybciej wpasujecie się w nowe życie. Tak to może sobie pani chodzić na wsi, ale nie tutaj.
CZYTASZ
SPARKLESS [W EDYCJI]
Teen FictionW ciągu kilku dni cały świat Luny legł w gruzach. Najpierw wykryto u niej chorobę przez którą musiała pożegnać się z karierą sportową, a później ziścił się jej najgorszy sen - została wylosowana na Wybraną. Mimo bycia niemagiczką, ma dołączyć do szk...