Rozdział 13

280 24 93
                                    

Jestem wyczerpana tym dniem. Myśli kotłują się w mojej głowie, choć nie mogę uchwycić żadnej z nich. Mam ochotę przejść się na spacer, ale Olavi ma rację. Najlepiej będzie, jak po prostu wrócę do pokoju.

Kiedy podchodzę do drzwi, widzę papierową torbę z napisem "Luna" leżącą na wycieraczce. Niepewnie podnoszę ją i zaglądam do środka. Widzę białe pudełko opatrzone logiem KurovTech. Z tego co kojarzę, to obecnie najlepsza firma produkująca smartfony.

Wchodzę do pokoju i ostrożnie otwieram białe pudełko. W środku faktycznie jest telefon i to nie byle jaki - flagowy model za grube pieniądze, który wyszedł dosłownie miesiąc temu... Jakim cudem Olavi tak szybko mi go załatwił? Nie, niemożliwe, żeby to było od niego. Wyjmuję urządzenie z plastikowej osłony i zauważam zwiniętą karteczkę. Otwieram ją i czytam zgrabne pismo:

"Czuję się lepiej, wiedząc, że go masz. Wpisałem ci mój numer. Korzystaj z niego, kiedy tylko zapragniesz."

Włączam telefon i wchodzę w listę kontaktów. Jest tylko jeden.

Ezio.

Wiem, że miałam nie wychodzić nigdzie sama, ale... Jeżeli Ezio jest w to wszystko jakoś zamieszany, może uda mi się wyciągnąć od niego nieco informacji?

Piszę do niego wiadomość i pytam, kiedy możemy się zobaczyć. Po kilku sekundach przychodzi odpowiedź. Zaprasza mnie do swojego apartamentu. W środku nocy. Waham się, ale postanawiam zaryzykować i idę go odwiedzić.

Chłopak otwiera mi drzwi, a ja podaję mu pudełko.

- Nie mogę tego przyjąć - mówię od razu. - Dziękuję, ale...

- Luna. - Ezio wstaje i kładzie swoją dłoń na moim ramieniu. Jego apartament wygląda niemal tak samo jak Olaviego, z tym, że na ścianie ma ogromny telewizor, łóżko zasłane jest jedwabną, elegancką pościelą, a przy drzwiach stoi piękna wiolonczela. - To nie jest żaden problem. Naprawdę.

- To zbyt drogi prezent.

- Pieniędzmi się nie przejmuj. - Uśmiecha się. - Dostałem go za darmo. Zobacz. - Otwiera szufladę komody. Zauważam kilka telefonów, biżuterię, zegarki i kilka nierozpakowanych paczek. - Co chwila dostaję coś od reklamodawców. Już dawno im powiedziałem, że nie mam zamiaru reklamować niczego, ale nadal wysyłają mi "prezenty" licząc, że jednak na coś się skuszę.

- Wow. Trochę tego jest.

- To tylko z ostatniego tygodnia - mówi z westchnieniem.  - Raz w miesiącu zbieram wszystko i wysyłam małej fundacji w Dormidzie.

- Małej fundacji... - Zastanawiam się chwilę. - Masz może na myśli Fundację Złotych Przedszkolaków?

- Właśnie tą. Jest znana w Dormidzie?

- Mhm. Robią bardzo dużo dla dzieciaków z biednych rodzin - mówię. Od Fundacji dostałam laptopa, którego mam do teraz. Myśl, że Ezio przekazuje tyle rzeczy dzieciom... Jego oczy są szczere. Nie wygląda jakby kłamał. Ale słowa Olaviego gdzieś szumią mi w uszach. Vendetti stoją za wszystkim. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Mają na sobie krew tysięcy ludzi. W tym mojej rodziny. Czy Ezio mówi prawdę? A może to blef?

- Cieszę się. Wybrałem ich, bo większość dużych fundacji po prostu pierze pieniądze, niestety. - Zamyka szufladę. - Dobrze wiedzieć, że te wszystkie rzeczy trafiają w dobre ręce. Jak sama widzisz, nie potrzebuję ich, więc nie krępuj się i korzystaj.

- Mimo wszystko... Myślę, że może przydać się bardziej komuś z Dormidy.

- A ja myślę, że przyda się tobie. Nie będę nalegać, ale... Chyba pora, żebym do czegoś ci się przyznał. - Wskazuje na fotel i prosi żebym usiadła. Zabrzmiał poważnie i czuję ściskanie w żołądku. O co może chodzić...? Czyżby chciał się przyznać do czegoś złego? - Zaparzyłem herbaty z Sayaru. Napijesz się?

SPARKLESS [W EDYCJI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz