Rozdział 20

227 18 49
                                    

Nie wiem, ile czasu tak siedzę, ale w końcu przychodzi po mnie Amina.

- Tu jesteś. - Podaje mi rękę. - Widziałam przez okno tłumy gapiów pod szkołą. Wszyscy mówią tylko o tym.

- Nie wiem jak... - Kręcę głową. - Dlaczego...

- Chodź. - Jej głos jest miękki, pełny współczucia. - Nie panikuj. Może nie będzie tak źle? Na razie... Po prostu wróćmy do pokoju.

Wstaję i idę za nią, choć czuję się jak robot.

Tyle pytań kotłuje się w mojej głowie, że mam wrażenie, że zaraz pęknie. Kładę się na łóżku, ale myśli nie przestają krążyć, a łzy dławią mnie w gardle.

- Nie ruszaj się. - Amina przykłada swoje dłonie do mojej twarzy. Czuję mrowienie i nagle łzy całkowicie znikają. Wyparowały. Znów mogę normalnie oddychać. - Ciut lepiej?

- Mhm. Dzięki.

- Jesteś odwodniona. Pij. - Podaje mi butelkę z wodą.

Siedzimy tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu Amina postanawia napisać do Nariko. Ta odpisuje jej, że Soren jest zmęczony i dzisiaj będzie leżeć w skrzydle szpitalnym, ale raczej wszystko powinno być w porządku.

- Chociaż tyle. Gdyby coś poważnego mu się stało... - Amina kręci głową.

- Dlaczego Soren? - Zastanawiam się. - Czy to możliwe, żeby on jakoś pomagał...

- Nie. - Amina mówi pewnie. - Uwierz mi. Znam Sorena od dziecka. Patrzył na mnie krzywo, kiedy zabiłam komara. Zawsze widząc ślimaka na chodniku, przenosił go w bezpieczne miejsce. Nawet po deszczu, kiedy były ich setki.

- W takim razie... - Staram się poukładać to wszystko w logiczną całość. - Może Pola pomaga Aridamowi i specjalnie zaatakowała Sorena? W końcu pojawiła się niemal od razu na miejscu zdarzenia.

- Ją obstawiałabym prędzej jako przydupaskę złego ducha, ale... Olavi przyznał ci się, że stracił kontrolę. Więc może po prostu powinnaś w to uwierzyć.

- Nawet jeśli to... Ten ktoś na niego wpływał. Więc to nie był on.

- Fakty są takie, że nie masz na to dowodów - wzdycha. - Jedyne co możesz zrobić, to opowiedzieć o wszystkim dyrektorce. Choć nie wiem, czy wezmą twoje zeznania za poważne.

- Muszę spróbować. W końcu na kruku było widać fioletowe pióra. Soren mówił, że to od zaburzeń magii. Może nie zbadali tego dokładnie. Może... - Kiwam głową. - Spróbuję.

- Co, teraz? - Amina patrzy jak zbieram się do wyjścia. - Poczekaj!

- Nie ma na co czekać! - odkrzykuję i zamykam drzwi.

Kiedy docieram do poczekalni przed gabinetem dyrektorki, nikogo już nie ma. Pukam i wchodzę do środka.

- Luna Vidal. - Dyrektorka wskazuje na fotel. - Miałam po ciebie posłać. Potrzebne mi twoje zeznania.

- Oczywiście - mówię i siadam przed nią. - Ale najpierw muszę coś pani wyznać.

Kiedy kończę mówić, dyrektorka zastanawia się przez chwilę, po czym stwierdza:

- Jedyny powód, dla którego nie uznam pani za kompletną idiotkę, to brak znajomości świata magicznego. - Jej głos jest twardy i suchy. - Przykro mi to mówić, ale Olavi Sigurd po prostu panią omotał. Wykorzystał. Jeszcze nie wiem do jakich celów, ale obiecuję, dowiem się.

- N-nie, to nie tak...

- Nie ma pani żadnych dowodów. Ponadto cała teoria o powrocie Aridama Thana jest niedorzeczna. Sam Olavi o niej nie wspomniał nawet słowem. Za to pani sny można bardzo łatwo wyjaśnić. - Podaje mi papierowy folder. - Proszę przeczytać. To akta medyczne Olaviego.

SPARKLESS [W EDYCJI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz