Rozdział 25

205 23 30
                                    

Po chwili odzyskuję ostrość widzenia. Olavi, a właściwie jego ciało, wstaje i rozgląda się dookoła.

- Nareszcie... Tyle wieków oczekiwania na tę chwilę! - Aridam mówi ochrypłym głosem. - Vendetti? - Lustruje spojrzeniem Ezio. - Wyczuję skurwionego psa na kilometr...!

Ezio odsuwa mnie na bok, a jego twarz wygina się w grymasie bólu. Szybko zasłania się dłońmi i kuli na trawie. Całe jego ciało aż buzuje gorącem. Co on mu robi?! Twarz Olaviego, kiedyś tak mi bliska, wykrzywia się w paskudnym uśmiechu. Asim stara się go zatrzymać swoją mocą, ale Aridam tylko prycha. Pstryknięciem palców unieszkodliwia Asima, który staje nagle jak wryty. Jego oczy zalewa biała mgła. Musiał wywołać na nim jakąś iluzję, bo na jego twarzy zaczyna malować się przerażenie, a jego ciało drży przed tylko sobie znanym horrorem.

- Tobą się chwilę pobawię... - Aridam skrada się w stronę Ezio, jak drapieżnik gotowy rozszarpać ofiarę. - Będziesz czuć, jak każda część w twoim ciele pęka, jak krew gotuje się i rozsadza cię od środka...

- Przestań! - krzyczę błagalnie, a Aridam spogląda na mnie.

- Luna Vidal. Powinienem ci dziękować. Gdyby nie ty, nie udałoby mi się złamać tego biednego chłopca.

- Jesteście rodziną, prawda? - Zaciskam zęby. - Dlaczego mu to robisz?

- Olavi był słaby i przestraszony. Nie mógłby wykorzystać potencjału, jaki drzemie w iluzji. - Ezio dyszy ciężko, rozrywany przez ból. Wszyscy patrzą na tę scenę jak zamrożeni, z otwartymi szeroko oczami. - Sprawię, że świat zostanie oczyszczony z parszywych szumowin, które nigdy nie powinny stąpać po tej ziemi.

- Mówisz o sobie? - Dyrektorka podchodzi bliżej. Jej oczy emanują jasnym światłem, podobnym do Asima, z tym, że o wiele cieplejszym odcieniu. Tak jakby w jej głowie były dwie, żółte żarówki. - Ci uczniowie to moja odpowiedzialność.

- Jeżeli jesteś za Vendettimi, jesteś przeciwko mnie! - Podnosi do góry jedną brew, zaskoczony. - O proszę. Jaka silna bariera.

- Bo jest nas więcej! - Krzyczy znajomy głos.

Odwracam głowę i widzę zmęczoną twarz Asima. Musiał wyrwać się iluzji! Spoglądam w górę. Czarne postacie w kombinezonach zaczynają spływać w naszą stronę. Wezwał posiłki.

- Boharianie i Zirańczycy przeciwko mnie! - Spluwa w trawę. - Wróciłem w ostatnim momencie...

Aridam podnosi do góry rękę, ale zanim zdąża cokolwiek zrobić, feeria barw pochłania jego ciało. Iluzja Ezio też musiała zostać przerwana, bo chłopak przestaje ciężko dyszeć, a jedynie mruga nerwowo oczami, wyraźnie próbując zrozumieć, co się właściwie stało. Rodin eskortuje go w bezpieczniejsze miejsce, a Pola dołącza do obronnych i atakuje Aridama.

Soren biegnie w stronę złoczyńcy i wykrzykuje słowa w dziwnym języku, ale nie na długo. Amina w jednej chwili wysysa z ziemi wilgoć i tworzy bąbel wody, który dosłownie wpycha mu do gardła. Soren zaczyna się krztusić, nie mogąc złapać powietrza. Asim zakłada mu na szyję cienką obrożę. Widziałam taką w podręczniku od historii. To wojskowe blokery magii, których nie można samodzielnie zdjąć.

Dyrektorka tworzy ogromną świetlną kulę, z której bije życiodajna moc i woła nas wszystkich do niej. W jej blasku faktycznie czuję przypływ energii. Czar leczący?

- Głupcy..! - Generał Bartos podnosi się z ziemi, odzyskawszy przytomność. Dyrektorka w jednej chwili ponownie nokautuje go promieniem światła, a inni obronni zakładają mu kajdany blokujące magię. - Natychmiast przestańcie! To rozkaz! - Próbuje się wyrwać, ale na szczęście wojskowi Boharii nie zamierzają słuchać przełożonego.

Kiedy już myślę, że uda się opanować Aridama, obronni jeden po drugim zaczynają padać jak muchy.

- Myślicie, że tak łatwo mnie pokonać?! - krzyczy Aridam i podnosi obie ręce do góry, szepcząc coś pod nosem.

W jednej chwili wszystko znika.

***

Jestem sama, pośrodku pustki. Jest tylko ciemność i cisza. Wołam o pomoc, ale odpowiada mi głuche echo. Zaraz, co się właściwie stało...? Skąd się tu wzięłam?

Zaczynam biec, ale nie słyszę własnych kroków. Cisza aż piszczy mi w uszach. Czuję smutek, tak głęboki, że nie mogę go znieść. Gdzie ja jestem? Kim ja jestem?

Idę przed siebie, a z każdym krokiem moja wola do życia rozpada się na kawałki. Boję się. Jestem sama. Tak bardzo sama...

Gdzieś w oddali zauważam niewielki, lśniący przedmiot. Nóż. Skąd on się tu wziął? Ktoś go tu zostawił? Ale przecież nie ma tu nikogo innego prócz mnie... Zresztą, czy to ważne? Wodzę palcem po ostrzu. Moje palce zaciskają się na rękojeści. Głos w mojej głowie szepcze do mnie zachęcająco:

Twoje cierpienie zaraz minie. Wiesz co robić.

Zbliżam nóż w swoją stronę i zauważam niewielkie wyżłobienie na rączce.

Zaraz.

Zaraz, chwila!

Przecież to logo szkoły Aurdelis! Aridam zamknął mnie w cholernej iluzji?!

Rzucam nóż pod nogi. Z głośnym brzęknięciem czarna mgła zaczyna opadać.

***

Otwieram oczy i zauważam, że stoję oparta o drzewo. Jestem w lesie.

Ale otacza mnie zupełna cisza.

Soren leży pod moimi nogami i patrzy się na mnie martwym wzrokiem. Odruchowo odskakuję do tyłu. Jego brzuch jest rozpruty na wylot przez ogromny korzeń. Obok niego... Rodin z pistoletem w ręce i głową odrzuconą do tyłu. Za nim błyszczy złota sukienka... Amina!

Opuszczam wzrok niezdolna patrzeć dalej, bo wstrząsają mną mdłości. Aridam wywołał każdemu iluzję. Iluzję w której namawiał do samobójstwa.

Wszyscy już nie żyją.

Aridam podchodzi do mnie z nożem w ręce, a jego myśli penetrują mój umysł. Chcę uciekać, ale nie mogę, bo moje ciało ogarnia znajome już zimno.

Zaczynam rozumieć, czemu cię pokochał. Nie poddajesz się tak łatwo.

Ostatkiem sił zauważam jedno spojrzenie zza drzew. Ktoś... Ktoś tam jest? Chcę błagać o pomoc, ale zamiast tego upadam na kolana.

- Przepraszam... - To jedyne co udaje mi się wyszeptać, zanim metaliczny smak wypełnia moje usta. Zginam się wpół, ale nie mam już sił, by wypluć krew.

Aridam patrzy na mnie i przez ułamek sekundy wydaje mi się, że dostrzegam w jego oczach Olaviego.

To ostatnie co widzę, zanim zalewa mnie ciemność.

[Luna POV: As The World Caves In - Matt Maltese (Cover by Sarah Cothran)]

SPARKLESS [W EDYCJI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz