Rozdział 10

260 24 73
                                    

- No nie wiem... - Amina obraca się dookoła. - Dobrze leży, ale jakoś dziwnie się czuję w różowym. Niebieska też była ładna, ale każda pewnie założy niebieską.

- Weź tą. - Podaję jej złotą, długą suknię z głębokim rozcięciem na udzie. - Jak ją zobaczyłam, od razu pomyślałam o tobie.

- Serio? - Uśmiecha się szeroko oglądając sukienkę. - Nie będę się świecić jak choinka?

- A czy to jakiś problem?

- W sumie nie. - Wzrusza ramionami i znika w przebieralni.


Amina zabrała mnie na wycieczkę do Pamantii, stolicy Ziranii. Jak sama powiedziała, na "współlokatorski bonding". Nie spodziewałam się, że czterysta kilometrów może tak szybko minąć, kiedy jedzie się w dobrym towarzystwie. Stwierdziła, że jeżeli ma kupić suknię na Zimowy Bal, to na pewno nie zrobi tego w pobliskich miastach, bo najgorsze co może być to dwie kobiety w tej samej sukience. I tak od trzech godzin chodzimy po galerii handlowej w poszukiwaniu czegoś, co ją zadowoli.

- No i to rozumiem! - mówię z podziwem, kiedy obraca się dookoła. - To jest to. Serio.

- Też tak myślę. - Przygląda się sobie w wysokim lustrze. - Jakbym szła na czerwony dywan.

- To co, zwijamy się na żarełko? - pytam z nadzieją w głosie.

- Pewnie. Ja stawiam.

Amina kupuje sukienkę i idziemy do restauracji. Zamawiamy największą pizzę z menu i rozsiadamy się wygodnie na skórzanych kanapach.

- Czyli co, będziesz składać te papiery rozwodowe? - Amina pyta mnie, kiedy zaczynamy jeść.

- Tak planowałam, ale sama nie wiem... Ten formularz brzmi strasznie poważnie, jakbym miała co najmniej wysłać go na dożywocie do więzienia. Dlatego waham się. W gruncie rzeczy nic poważnego się nie stało... - mamroczę, kontemplując. - Z drugiej strony, minął miesiąc od tamtej sytuacji. Myślałam, że mnie przeprosi, albo chociaż zapyta czy wszystko u mnie w porządku, ale nic. Co gorsza, brama została u niego.

- Musisz w końcu tam pójść i z nim pogadać.

- Szczerze? Nie mam kompletnie na to ochoty.

- Na co nie masz ochoty? - Słyszymy za sobą znajomy głos. - Przepraszam, nieco was podsłuchałem.

- Och, Soren! - Odwracam się i zauważam chłopaka. - Cześć. Co tu robisz?

- W zasadzie to tu mieszkam - śmieje się. - To znaczy nie w tej restauracji, ale w apartamentowcu naprzeciwko galerii. Przyjechałem odwiedzić rodziców.

- No tak, zapomniałam, że jesteś z Pamantii - przyznaję. - Twoi rodzice to lekarze, tak?

- Tak, są właścicielami szpitala, który widać z okna. - Puka palcem w szybę i zauważam duży, biały budynek. - Teraz są w pracy, więc pomyślałem, że i ja wezmę się do roboty. Nie wiem dlaczego, ale w domu rodzinnym zawsze mi się ciężko skupić, więc wziąłem laptop i przyszedłem tutaj. To jedyna sensowna pizzeria w Pamantii.

- Czyli dobrze wybrałam - mówi Amina i przesuwa się w stronę ściany. - Siadaj z nami, pogadamy. Chcesz gryza?

- Czemu nie. - Soren nachyla się i bierze gryza z kawałka Aminy. Muszę mieć dziwną minę, bo od razu wyjaśnia. - Znamy się z Aminą od dawna, ale pewnie się nie chwaliła, co?

- A czym tu się chwalić? - Amina śmieje się. - A tak serio, to starzy Sorena kumplują się z moimi, więc od zawsze Soren jeździł na wakacje do naszego kurortu.

- Rok w rok zabawy na plaży z Aminą... - Wzdycha ciężko. - Ty wiesz jak ciężko pływa się w morzu z magiczką wody? Non stop zalewała mnie sztucznymi falami albo robiła mi "atak krakena" i wciągała pod wodę.

SPARKLESS [W EDYCJI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz