Rozdział 18

240 19 41
                                    

Następnego dnia wstaję dość późno i dzień spędzam zajmując się pracami domowymi. Piszę wiadomość do Olaviego, ale nie odpisuje mi. Może jeszcze śpi?

Wieczorem piszę do niego kolejny raz. Nadal bez odpowiedzi. Sprawdzam status na ZirChacie i widzę, że nie logował się od wczoraj. Zaczynam się martwić po tym, co stało się poprzedniego dnia. Może nadal źle się czuje? Dzwonię do niego, bez skutku. Nie chcę mu się narzucać, ale za bardzo się martwię, więc idę do jego dormu.

Część uczniów już wróciła. Parkingi zapełniają się autami i coraz więcej osób pojawia się na dziedzińcu. Amina ma dopiero wrócić jutro, bo na dziś nie miała samolotu z Serenary, także czeka mnie jeszcze jedna samotna noc.

Pukam do drzwi, ale Olavi nie odpowiada. Naciskam na klamkę. Zamknięte.

- Olavi, jesteś tam? - wołam, pukając w drzwi. Nikt nie odpowiada, ale słyszę kroki. - Dlaczego mi nie odpisujesz? Otwórz mi!

- To nie jest najlepszy moment - mówi przez drzwi. W jego głosie jest coś dziwnego.

- Otwieraj natychmiast, bo serio się wkurzę!

Po dłuższej chwili słyszę szczęknięcie zamka. Wchodzę do środka. Olavi jest w łazience.

- Co się... - Zaglądam przez uchylone drzwi i wtedy to widzę.

Podłoga jest we krwi. Umywalka, prysznic. Koszulka, która leży na podłodze. Cały czas ma krwotok z nosa...?! Ale to niemożliwe, tyle krwi...

- Lavi...? - Podchodzę do chłopaka odwróconego tyłem. - Pokaż mi się.

Jego pięści zaciskają się, a ramiona drżą. Siłą odwracam go w swoją stronę. To nie nos krwawi, tylko... Oczy. Zanim zdążam cokolwiek zrobić, Olavi opada na kolana.

- Hej! - Przykucam obok i chwytam jego twarz w dłonie. - Dzwonię po karetkę.

- N-nie... - Łapie zimnymi dłońmi moje ręce. - Nie, proszę.

- Przecież się wykrwawisz!

- Nie, nie... Ja nie tracę krwi - szepcze, a jego oczy biegają dookoła jak opętane. - Nie tracę krwi. To nie jest krew. To znaczy... Ja... Ja mam jej za dużo. Mam jej za dużo...!

- Popatrz na mnie - proszę go, starając by się uspokoił. - Jestem z tobą. Patrz na mnie.

- Tak, jesteś... - Jego oddech zdaje się powoli stabilizować.

- Oddychaj. - Przecieram palcami jego zakrwawione policzki. Nigdy nie miałam wstrętu przed krwią, ale czuję jak mnie mdli. Nie z obrzydzenia, a ze strachu. Jego białek nawet nie widać, są tak czerwone. Źrenice z kolei pulsują jak neony. Spoglądam na palce i wącham ciecz. Faktycznie, nie ma żadnego zapachu. Wygląda jak krew, ale to musi być coś innego.

- Już... Mi lepiej... - Olavi głośno łapie oddech. - Już lepiej.

- Musisz się ogarnąć - mówię i biorę ręcznik z wieszaka. Idę do lodówki i wyciągam z zamrażalnika lód. Owijam go w ręcznik i przykładam mu do twarzy. - Skup się na zimnie. Powinno cię trochę orzeźwić. Jesteś cały rozpalony.

- Dziękuję.

- A teraz wchodź pod prysznic. - Zbieram z podłogi koszulkę i wrzucam ją do pralki. - Wrzuć tu później spodnie. No już, rozbieraj się i idź się myć! Trzeba tu umyć podłogę. - Patrzy na mnie jak na ufoludka. - Co masz taką minę? Obiecuję, nie będę podglądać.

- N-nie o to chodzi...

- Masz gdzieś mop? Nie? Dobra, ręczniki papierowe wystarczą. - Idę do kuchni i słyszę, że wchodzi pod prysznic. Metodycznie wchodzę tyłem i skupiam się tylko na plamach na podłodze.

SPARKLESS [W EDYCJI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz