Rozdział 7

327 27 123
                                    

Pierwszy miesiąc w Aurdelis minął spokojnie. Sprzątanie w Oranżerii nie jest takie złe jak z początku myślałam. Zakumplowałam się z Sorenem, który prowadzi tam koło faunowców. Nawet udało mi się zgarnąć trochę erenów udzielając przez internet korepetycji z języka wspólnego. Potrzebnych erenów, bo od dwóch miesięcy nie mam dostępu do telefonu. Amina chciała pożyczyć mi na naprawę ekranu, ale głupio było mi przyjąć pieniądze, więc póki co jestem bez smartfona.

To, co obecnie zaprząta mi głowę, to pierwsza praca zaliczeniowa z fotografii. Wylosowałam temat "ulotna chwila" i mam zrobić tylko jedno zdjęcie. Wypożyczyłam z uczelni aparat na weekend i natrzepałam kilkadziesiąt zdjęć. Pokazuje je Aminie.

- Są słabe - stwierdza, cmokając z niezadowoleniem. - Bez obrazy, ale ja takie robiłam komórką jak miałam siedem lat.

- Wiem. Sztuka to kompletnie nie moja działka.

- A pytałaś tej Poli? Mówiłaś, że to najlepsza uczennica na roku? - Kiwam głową. Pola to ta sama dziewczyna, którą spotkałam pierwszego dnia na stołówce. Nadal chodzi w sportowych dresach, ale najwidoczniej z jakiegoś powodu jest wyjęta spod prawa. Pewnie dlatego, że jest magiczką, choć nie wiem dokładnie, jaką ma moc.

- Pytałam. Powiedziała, że moje prace są beznadziejne i żebym nie próbowała więcej fotografować kwiatów bo to cringe.

- Mówiłam? - Śmieje się. - Spróbuj zrobić coś w ruchu. Skoro ulotność, to powinno być to coś co w miarę szybko mija, nie? Może sfotografuj jakieś ciacho podczas treningu? O, wiem! - Porusza znacząco brwiami. - Poproś Rodina, żeby był twoim nagim modelem.

- Amina! - Rzucam w nią poduszką. - Mówiłam ci, że nie chcę... No wiesz.

- Wchodzić pomiędzy jego i Polę? Odkąd się dowiedziałaś, że jest jego narzeczoną, zaczyna ci odwalać.

- Bo Pola... Po pierwsze, jest śliczna, a po drugie, jest niesamowicie utalentowana. Fotografia, malarstwo, rzeźba... Pasuje do Rodina.

- Ty pasujesz do Rodina. Zresztą, laska go olała i z tego co wiem nadal olewa, więc co za problem?

- No niby żaden... - Zamyślam się na chwilę. Od tamtego wieczoru kilka razy spotkałam się z Rodinem i za każdym razem dobrze nam się rozmawiało, ale nie zauważyłam, żeby liczył na coś więcej. Może jest w głębi duszy nieśmiały, a może zwyczajnie nie jest mną zainteresowany w ten sposób? - Po prostu myślę, że na razie powinien porozumieć się z własną narzeczoną. Mimo wszystko nadal są zaręczeni, a na dobrą sprawę nie wiem jaką ona ma na ten temat opinię. Nie chcę robić dramy.

- Dooobra... - wzdycha. - A już liczyłam na jakiś romans.

Biorę aparat i wychodzę na zewnątrz poszukać jakichkolwiek inspiracji. Idę nad jezioro, potem przechadzam się wokół Oranżerii, ale nic nie przychodzi mi do głowy. W końcu wchodzę na uczelnię. Jest niedziela, więc w większości korytarze są puste. Taki pusty korytarz też ma swój urok, ale nie nazwałabym go ulotnym.

I wtedy słyszę muzykę.

[Muzyka: golden hour - JVKE (PIANO & CELLO - Brooklyn Duo)]

Słychać ją cichutko, dochodzi z końca lewego skrzydła. Podchodzę do sali muzycznej i najciszej jak potrafię uchylam drzwi.

Melodia na chwilę mnie zamraża. Stoję i patrzę na dwójkę ludzi siedzących do mnie tyłem. Dziewczyna z długimi, czarnymi włosami przy białym fortepianie i czarnowłosy chłopak grający na wiolonczeli. Melodia jest... Piękna. Zahipnotyzowana patrzę na nich i robię się cała czerwona. Nie wiedzą, że ich obserwuję, a w jakiś sposób muzyka buduje niesamowitą intymność. Palce dziewczyny szybko i z elegancją biegają po klawiszach. Chłopak, barczysty, z włosami związanymi w wysoki kok i w białej koszuli gra z pasją, co widać nawet od tyłu. Jego mięśnie napinają się z każdym pociągnięciem smyczka. Zaraz, czy ja go skądś znam...?

SPARKLESS [W EDYCJI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz