Rozdział 6

324 27 84
                                    


Idę na drugi koniec kampusu, gdzie mieści się Korpus Szkoleń Wojskowych. Jest to bardzo duży budynek, podobny do samej uczelni. Również jak biały, pasujący stylem, ale o znacznie bardziej surowej formie.

- W jakiej sprawie? - pyta beznamiętnie strażnik, kiedy podchodzę do drzwi.

- Szukam Rodina.

- Nazwisko?

- Niestety nie znam...

- W jakiej sprawie? - powtarza nieustannie znudzonym tonem.

- Prywatnej.

- W sprawach prywatnych nie wchodzimy na teren Korpusu.

W tej chwili z budynku wychodzi jakiś chłopak.

- Przepraszam - Zaczepiam go. - Znasz może Rodina?

- Rodina Gornego?

- Mhm, tak. - Potwierdzam, choć nie znam jego nazwiska, ale wolę zaryzykować.

- Mieszka w jedynce, pokój trzysta osiem.

- Dzięki! - Uśmiecham się, a strażnik spogląda na mnie podejrzliwie.

Ruszam do jedynki ale nawet nie muszę wchodzić do środka, bo zastaję go przed dormem. Wygląda na to, że właśnie wraca z jakiś zajęć, bo na plecach ma ogromną torbę i ubrany jest w dość specyficzny strój. Ma obcisły kostium z długimi rękawami, bojówki, wysokie buty i pas z szelkami do których przymocowane są różne dziwne przyrządy.

- Rodin! - wołam go. - Hej!

- O, Luna. - Odwraca się do mnie z uśmiechem. - Co za niespodzianka.

- Pomyślałam, że skorzystam z zaproszenia. - Spogląda na mnie pytająco. - Spaceru. Zaproponowałeś mi spacer.

- Ach, jasne... - Śmieje się trochę nerwowo. - Oczywiście, z wielką chęcią. Jestem dziś trochę zakręcony. Kiedy masz czas?

- Teraz?

- No to daj mi tylko chwilę, zrzucę z siebie ten kombinezon. Poczekasz tu na mnie?

Kiwam głową i Rodin znika za drzwiami dormu. Nie mija nawet pięć minut, jak już jest z powrotem. Ma na sobie butelkowozieloną polówkę, jasne chinosy i ładną, skórzaną torbę.

- To gdzie chciałabyś się przejść? Może nad jezioro? - pyta, a ja potakuję. - Ale najpierw skoczmy do sklepu i zaopatrzmy się w coś dobrego. Ja stawiam.

- Z takiej oferty tylko głupi by nie skorzystał. - Śmieję się, trochę z ulgą, bo jestem spłukana.

Idziemy za dormy, gdzie w pobliżu parkingu i wyjazdu z kampusu znajduje się niewielki sklep. Każdemu studentowi przysługują dwa posiłki w dormie - śniadanie i obiadokolacja - choć nikt nie ma nic przeciwko, żeby podczas śniadania zwędzić parę kanapek na później. Ale, gdyby ktoś chciał słodycze czy ulubiony napój, to może skorzystać ze sklepu. Jest też tam stoisko z uczelnianym merchem, asortymentem papierniczym, a nawet z drobną elektroniką, gdyby komuś zgubiła się ładowarka, można więc stwierdzić, że ma wszystko, czego potrzeba uczniowi. No, może prócz piwa, co dla niektórych zdaje się być sporym problemem.

- Jakie są twoje ulubione słodycze? - Rodin myszkuje po szafkach. - Ja najbardziej lubię te.

- Cynamonowe poduszki! - Biorę opakowanie z niedowierzaniem. - Nie jadłam ich chyba z dziesięć lat. Jak byłam dzieckiem uwielbiałam je, a potem z jakiegoś powodu zniknęły ze sklepów w Dormidzie. Skandal.

- No nie? W Boharii też nie dało rady ich znaleźć, ale w Vendalii ciągle je produkują.

- To dla odmiany weźmy jeszcze keczupowe pałki. - Rzucam mu paczkę. - Bo się zasłodzimy.

SPARKLESS [W EDYCJI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz